Jako instruktorowi harcerskiemu, który napisał i odczytał kilkadziesiąt Apeli Poległych nie tylko na obozach, ale także podczas różnych uroczystości patriotycznych w latach 70.i 80. ubiegłego wieku jest mi bardzo przykro z powodu nieprzyjemności, jaka spotkała 1 września na Westerplatte mojego młodszego kolegę.

Dziwię się, że przed tak ważną uroczystością nie uzgodniono w szczegółach każdego elementu rocznicowych obchodów, co z pewnością pozwoliłoby uniknąć tak żenującej sytuacji.

Warto jednak dokładnie wyjaśnić, kto pochopnie obiecał odczytanie Apelu Pamięci przedstawicielowi Związku Harcerstwa Polskiego, skoro w tekście zatwierdzonego przez poprzedniego ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka "Ceremoniału Wojskowego Sił Zbrojnych RP" czytamy:

Jeżeli w uroczystości bierze udział wojskowa asysta honorowa, tekst apelu powinien być odczytywany przez oficera z jednostki wojskowej wystawiającej asystę. Podczas uroczystości organizowanych przez komendantów szkół podoficerskich tekst apelu może być odczytany przez podoficera.

Trudno o bardziej jednoznaczną instrukcję, której przestrzeganie jest obowiązkiem wszystkich oficerów odpowiedzialnych za udział dowodzonych przez nich pododdziałów, które uczestniczą w uroczystościach mających w swoim programie Apel Pamięci i wieńczącą go salwę honorową. Wojsko jest instytucją zhierarchizowaną i rozkaz to rozkaz. Sam wielokrotnie przekonałem się o tym, kiedy po 1989 roku współorganizowałem z jego oficerami różne ceremonie patriotyczne, np. pod kopcem Józefa Piłsudskiego. Skoro w "Ceremoniale" jest napisane, że Apel Pamięci czyta oficer, to nie może być odstępstwa od tej reguły.

Dlaczego doszło więc do nieporozumienia na Westerplatte i kto odpowiada za postawienie w niekomfortowej sytuacji instruktora z Gdańskiej Chorągwi ZHP, co skwapliwie wykorzystała opozycja tendencyjnie i niezgodnie z prawdą obarczając winą tych, którzy postępowali zgodnie z regulaminem?

harcmistrz Jerzy Bukowski, Harcerz Rzeczypospolitej