Wieloletni wysiłek wielu środowisk patriotycznych, publicystów, polityków, organizacji społecznych, aby światowa opinia publiczna przestała widzieć w nas urodzonych antysemitów i używać określenia "polskie obozy śmierci" potrafi zniweczyć jednym wystąpieniem w Parlamencie Europejskim szukający rozgłosu za wszelką cenę Janusz Korwin-Mikke.

Zdjęcia i filmy z jego nazistowskim pozdrowieniem oraz słowną parafrazą jednego z najpopularniejszych w III Rzeszy haseł sławiących Adolfa Hitlera błyskawicznie obiegły wszystkie zagraniczne media, które nie omieszkały, oczywiście, przypomnieć, jaki to kraj reprezentuje ów eurodeputowany.

Korwin-Mikke może prezentować nawet najbardziej ekscentryczne poglądy, jawić się jako największy przeciwnik płacącego mu spore pieniądze PE, dowolnie obrażać swoich przeciwników, przyciągać dziennikarzy tanim efekciarstwem, ale nie wolno mu zapominać, że jednym idiotycznym występem obraca wniwecz żmudną pracę tych wszystkich, którzy konsekwentnie bronią dobrego imienia Polski, zwłaszcza w kontekście okupacji niemieckiej i Holokaustu.

Próżno jednak - jak wskazuje wieloletnie doświadczenie - oczekiwać odeń odrobiny refleksji. Pozostaje nam tylko wstydzić się, że wybraliśmy takiego człowieka jako reprezentanta naszego kraju do Strasburga.