Są takie funkcje w życiu publicznym, że przy powoływaniu na nie trzeba bardzo dokładnie zapoznać się z życiorysem kandydata i zrezygnować z niego, jeżeli jego przeszłość pozostaje w sprzeczności z pracą, która ma wykonywać, nawet jeżeli jest dobrym fachowcem w danej dziedzinie.

Czyżby tej zasady nie znał nowy Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, który powołał na jednego ze swoich zastępców byłego funkcjonariusza kontrwywiadu Służby Bezpieczeństwa w latach 1982-83 (a więc w stanie wojennym) pułkownika Krzysztofa Olkowicza?

Kiedy haniebna przeszłość zastępcy RPO wyszła na jaw, napisał on list do swojego przełożonego, w którym stwierdził, że "nigdy nie dopuścił się czynów, które można by uznać za niegodne", został zwolniony ze służby na własną prośbę, a tamto 16-miesięczne zaangażowanie w służbę komunistycznemu reżimowi nie jest dla niego "powodem do dumy". Poinformował też, że będąc później funkcjonariuszem Służby Więziennej złożył oświadczenie lustracyjne. Pominął jednak ten fakt w nocie biograficznej umieszczonej na stronach internetowych rzecznika, co natychmiast wychwyciły media.

Bodnar wziął w obronę swojego zastępcę, pisząc na stronie internetowej RPO, że Krzysztof Olkowicz "przez późniejsze ponad 30 lat pracy w Służbie Więziennej, a szczególnie jako dyrektor okręgowego inspektoratu Służby Więziennej w Koszalinie, wielokrotnie udowadniał, że jest osobą niezwykle wrażliwą na wszelką niesprawiedliwość oraz przypadki naruszeń praw człowieka". Przypomniał też głośną sprawę, gdy "pomógł choremu psychicznie więźniowi i wpłacił za niego 40 złotych grzywny za ukradziony wafelek wart 99 gr." i podkreślił poświadczoną konkretnymi czynami wymagającymi odwagi cywilnej  jego wrażliwość "na krzywdę ludzką dotykającą grup tradycyjnie marginalizowanych i wykluczanych".

Ludzie zmieniają się w ciągu życia, niektórzy doznają nawet wielkich nawróceń, żeby wspomnieć prześladującego pierwszych chrześcijan Szawła, który w drodze do Damaszku przekształcił się w Świętego Pawła. Nie należy nikogo z góry przekreślać, ani odmawiać mu prawa do wewnętrznej metamorfozy, jeśli szczerze wyznał, a następnie odkupił swoje grzechy z dawnych lat. Dziwi mnie jednak, że chcąc żyć w prawdzie, płk Olkowicz uznał za stosowne zataić tak ważne fakty ze swojej przeszłości w nowym miejscu pracy. Nie wygląda to dobrze.

No a poza tym akurat ta funkcja wymaga nie tylko przejrzystości w prezentowaniu swojego życiorysu, ale także bycia poza wszelkimi podejrzeniami. Zastanawiam się więc, czy zastępcą Rzecznika Praw Obywatelskich nie powinien być jednak ktoś, komu nie da się wyciągnąć żadnej ciemnej karty z życiorysu. Płk Krzysztof Olkowicz z pewnością mógłby owocnie służyć niepodległej Rzeczypospolitej, której orędowników zwalczał w stanie wojennym, na innym odpowiedzialnym stanowisku.