To było 10 i pół roku temu. W ostatni dzień swej pierwszej - od dramatycznej ewakuacji przez Amerykanów w listopadzie 1981 roku - wizyty w Polsce pułkownik Ryszard Kukliński jadł śniadanie w rządowym hotelu przy ulicy Parkowej w Warszawie. Jako jego reprezentant prasowy towarzyszyłem mu w tym posiłku, ustalając szczegóły konferencji prasowej na lotnisku Okęcie, która miała nastąpić za kilka godzin.

Hotel usytuowany jest na przeciw Ambasady Federacji Rosyjskiej (dawniej Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich), więc powiedziałem, odwołując się do tego faktu, że oto historia jego życia zatoczyła pełne koło. 
- Dlaczego? - zapytał zdziwiony Kukliński.    
- No bo przecież właśnie tuż po przyjęciu z okazji rocznicy rewolucji październikowej (a raczej bolszewickiego zamachu stanu) w sowieckiej ambasadzie zostałeś ewakuowany.    
- Kto Ci to powiedział?     
- Taka jest powszechna wiedza w tej sprawie w Polsce. Wyszedłeś z uroczystego bankietu i wsiadłeś do swojego służbowego samochodu, ale to był już podstawiony przez Amerykanów identyczny wóz, oczywiście z ich kierowcą.     
- Poważnie?
- roześmiał się pułkownik. A co było potem?     
Nieco speszony kontynuowałem:     
- Przewieźli Cię w kartonowych pudłach, umieszczonych w bagażu dyplomatycznym przez granicę polsko-czechosłowacką, a potem czechosłowacko-austriacką i tak bezpiecznie trafiłeś do Wiednia. A co, nie było tak? 

Kukliński spoważniał.    

- Wiesz co, niech taka wersja zostanie
- powiedział.     
- A nie jest prawdziwa? - drążyłem temat.     
- Trochę prawdy w niej jest. Ale ewakuowali mnie Amerykanie i tylko oni są władni ujawnić całą prawdę w tej sprawie, czego dotychczas nie zrobili. Ja byłem zaś tylko przedmiotem ich operacji, więc - jako zawodowy oficer - nie będę się na temat jej szczegółów wypowiadał. A nuż trzeba będzie jeszcze kiedyś użyć tego kanału przerzutowego? Po co go nieodwołalnie palić?    

Co ciekawe, niemal identycznych słów: "być może w przyszłości to się jeszcze komuś przyda" użyła wdowa po nim, również już śp. Joanna Kuklińska w trakcie uroczystości nadania w 2008 roku przez ówczesnego prezesa Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Czesława Cywińskiego (zginął w katastrofie smoleńskiej) medalu Polskiego Państwa Podziemnego i AK jej oraz Lucille i Tomowi Ryanom, którzy przeprowadzili skomplikowaną operację ewakuacyjną. 
 
Zajęło nam trzy dni, by zwieść agentów. Państwo Ryanowie przyjechali z Berlina, by nam pomóc, wcześniej się nie kontaktowaliśmy
- powiedziała przyznając, że w drodze na Zachód "wygodnie nie było", a później żyli w poczuciu ciągłego zagrożenia, kilkakrotnie zmieniając miejsca zamieszkania na terenie USA. 

Sprawujący 5 lat temu urząd ambasadora USA w Warszawie Victor Ashe podkreślił, że pani Kuklińska zawsze wspierała męża i że ją również uważa za bohaterkę. Podziękował też amerykańskim funkcjonariuszom tajnych służb za znakomite wykonanie trudnej operacji ewakuacji całej rodziny pułkownika.   

To był duży sukces, udało im się wyprowadzić w pole komunistycznych agentów, którzy deptali im po piętach. Dziś to może brzmieć jak anegdota, ale wtedy były ponure czasy - powiedział Ashe.    

Na koniec raz jeszcze powrócę do osobistych wspomnień. Nie pamiętam już, czy w Krakowie, czy w Zakopanem, pułkownik powiedział mi w 1998 roku ze smutkiem w głosie:     
- Właśnie dowiedziałem się od żony, że lokalna gazeta, wychodząca w moim miasteczku, wydrukowała ogromny artykuł o mnie, dając na pierwszej stronie zdjęcie z komentarzem, że nikt w nim nie wiedział do tej pory, kogo ma za współmieszkańca.    
- To świetnie, czyli że traktują Cię tam jako bohatera - ucieszyłem się.    
- Nic nie rozumiesz. To znaczy, że będę się musiał znowu przeprowadzać. A już zasadziłem w ogrodzie moje ukochane drzewa.  
 
Te częste przeprowadzki nie uchroniły jednak dwóch synów państwa Kuklińskich od tragicznej śmierci. Czy ich okoliczności zostaną kiedykolwiek wyjaśnione?

Jestem bardzo ciekawy, w jaki sposób przedstawi ewakuację państwa Kuklińskich z Warszawy Władysław Pasikowski w mającym wejść na ekrany tuż przed 10. rocznicą śmierci (11 lutego 2004 roku)  "pierwszego polskiego oficera w NATO" filmie pt. "Jack Strong".

Nie tracę też nadziei, że śp. pułkownik Ryszard Kukliński zostanie wreszcie pośmiertnie uhonorowany przez Prezydenta RP Orderem Orła Białego i awansem generalskim, o co od dawna zabiega wiele środowisk patriotycznych z Porozumieniem Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie na czele.