Tworzące od niedawna egzotyczną koalicję wyborczą Sojusz Lewicy Demokratycznej, Razem i Wiosna przedstawiają się jako lewica. Warto więc zadać pytanie, do jakich tradycji nawiązują te partie: niepodległościowej, której symbolem jest przedwojenna Polska Partia Socjalistyczna, czy też zaprzedanej Sowietom jak Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, z której wprost wywodzi się SLD.

Biorąc pod uwagę, którzy politycy Sojuszu dostali się do Parlamentu Europejskiego z listy nieistniejącej już Koalicji Europejskiej, nie ma problemu z udzieleniem odpowiedzi na to pytanie. A przecież SLD jest główną siłą nowego porozumienia lewicy, Wiosna i Razem pełnią w nim podobnie marginalną rolę jak Nowoczesna oraz Inicjatywa Polska przy Platformie Obywatelskiej w zawiązanej z nimi przez tę ostatnią Koalicji Obywatelskiej.

Gdyby na poważnie traktować etykietki, jakimi obdarzamy poszczególne partie, to na miano spadkobierców PPS zasługuje Prawo i Sprawiedliwość. Program ekonomiczny wykreowanej przez Jarosława Kaczyńskiego Zjednoczonej Prawicy jest zdecydowanie i rzetelnie lewicowy, co nie pozostaje w sprzeczności z głoszonym przez nią z konserwatyzmem w sferze aksjologicznej oraz obyczajowej.

Skoro Polacy mają już pozytywnie sprawdzoną w ostatnich czterech latach patriotyczną lewicę, to po co mają głosować na ludzi, którzy odwołują się nie do pięknej tradycji Ignacego Daszyńskiego, Kazimierza Pużaka, czy Lidii i Adama Ciołkoszów, ale do doszczętnie skompromitowanej w XX wieku ideologii wyznaczanej nazwiskami Karola Marksa, Włodzimierza Lenina, Józefa Stalina, Che Guevary?