Kraków Północ, Balice, Kraków Centrum, Kraków/Tyniec, Kraków/Oświęcim, Kraków Centrum (po raz drugi), Kraków Wschód-Łagiewniki, Kraków/Rzeszów. Takie tablice są umieszczone na zjazdach z obwodnicy Krakowa. Skąd ci biedni kierowcy mają to zrozumieć?

REKLAMA

Obwodnica Krakowa, choć oplata miasto tylko od południa, spełnia swoją rolę bardzo dobrze. Dzięki niej łatwo przemieścić się między częścią dzielnic. O ruchu wschód-zachód nie wspomnę. Ale znaki zostawiają wiele do życzenia.

Mam świadomość, że dla mieszkańców miast, w których tranzyt odbywa się przez centrum, to o czym piszę ma mniejsze znaczenie. Tyle, że przy złym kierowaniu ruchem, korzyści z obwodnicy, zwłaszcza dużego miasta, są pozorne.

Dlaczego nie padają nazwy dzielnic? Zwłaszcza, że w pobliżu położone są duże osiedla (m. in. Bronowice, Azory, Ruczaj, Kurdwanów, Bieżanów)? Dlaczego brakuje informacji o tym jak najlepiej dojechać do historycznego centrum, kampusu UJ, czy szpitala dziecięcego w Prokocimiu?

Konkretne oznaczenia są jedynie przy dwóch zjazdach: Tyniec i Łagiewniki. Ogólne to Kraków-Północ i wspomniany Kraków-Wschód. Dwa zjazdy z drogowskazami "Kraków" podają równie precyzyjną informację, co znaki za Dreznem. Tam, kilkadziesiąt kilometrów przed granicą niemiecko-polską pada nazwa stolicy Małopolski.

Ktoś powie "po co znaki w dobie GPS?". Dziwnym trafem w Niemczech znaków nie ubywa, a umieszczone na nich informacje są nadzwyczaj precyzyjne.

Inny stwierdzi, że miejscowi znaków nie potrzebują, wiedzą jak trafić. A reszta jakoś sobie poradzi. Prowincjonalne to myślenie.

Czy na Waszej drodze spotykacie podobne problemy? Napiszcie o tym w komentarzach, bądź na Gorącą Linię RMF FM.