Zgodnie z apelem rodzin pomordowanych Kresowian zapalmy dziś znicze i wywieśmy narodowe flagi. Nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary!

REKLAMA

Już we wrześniu 1939 roku Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, kierowana przez Stepana Banderę, dokonała mordów na bezbronnej ludności polskiej w Małopolsce Wschodniej, czyli w województwach lwowskim, stanisławowskim i tarnopolskim. Mordy te powtórzyły się dwa lata później, po uderzeniu Niemców na ZSRR. Ich apogeum rozpoczęło się w lutym 1943 roku na Wołyniu, gdzie oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii, sformowanej na bazie OUN i dowodzonej przez Romana Szuchewycza, wymordowały w barbarzyński sposób 60 tysięcy Polaków. Z kolei w latach 1944 - 1947 (aż do operacji wojskowej "Wisła") banderowcy w Małopolsce Wschodniej oraz na Lubelszczyźnie i Polesiu zgładzili kolejne dziesiątki tysięcy osób. Łącznie, biorąc pod uwagę także ofiary SS "Galizien" i Ukraińskiej Policji Pomocnej, wymordowanych zostało od 150 do 200 tysięcy Polaków i obywateli polskich innej narodowości, w tym Żydów, Czechów, Ormian i tych sprawiedliwych Ukraińców, którzy nie popierali opętańczej ideologii banderowskiej i którzy starali się ratować swoich polskich sąsiadów. Aż 95 procent ofiar stanowili chłopi, w tym także wiejscy nauczyciele i księża oraz leśnicy. Dokładna liczba pomordowanych nie jest znana, bo władze Ukrainy blokują ekshumacje i upamiętnienia.

Datą symboliczną jest dzień 11 lipca 1943 r., czyli "Krwawa Niedziela", kiedy to sotnie UPA, wspierane przez "siekierników", czyli chłopów ukraińskich, uzbrojonych w siekiery, widły i noże, zaatakowały 99 polskich wsi. Świadomie na dzień zmasowanego ataku wybrano niedzielę, bo wtedy Polacy, rozproszeni po przysiółkach i osadach, schodzili się w rzymskokatolickich kościołach i kaplicach. Przez całą niedzielę, jak i dni następne, trwała straszliwa rzeź w świątyniach i wokół nich. Wraz ze swymi wiernymi zginęli także kapłani, niektórzy w czasie odprawiania mszy św. Dla przykładu, ciężko ranny ks. Karol Baran, wywleczony z kościoła, został przez podwładnych Szuchewycza wrzucony do drewnianego koryta i przerżnięty piłą na pół.

Ze względu na poprawność polityczną i tzw. mit Jerzego Giedroycia, a także zacieśniający się sojusz z gloryfikującą UPA Ukrainą, rodziny ofiar banderowskiego ludobójstwa wciąż nie mogą doczekać się prawdy i godnego upamiętnienia. Co więcej, Trzecia RP, tak za rządów poprzednich ekip, jak i obecnej, nie dopuszcza do upamiętnienia rocznicy "Krwawej Niedzieli". Przykładem może być glosowanie w Sejmie RP w 2013 r., kiedy to w uchwale sejmowej kluby Platformy Obywatelskiej i Ruchu Palikota, pod wpływem nacisków prezydenta Bronisława Komorowskiego i szefa "Gazety Wyborczej" Adama Michnika, słowa "ludobójstwo" zastąpiły kłamliwym stwierdzeniem "czystki etniczne o znamionach ludobójstwa". Również i teraz marszałek Marek Kuchciński (PiS) zablokował w Sejmie nie tylko projekty ustawy i uchwały, autorstwa klubów Kukiz’15 i PSL, a także projekt uchwały autorstwa - uwaga! - własnej partii. Wszystkie te projekty przewidywały ustanowienie 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich. Tylko Senat obecnej kadencji (głownie za sprawą senatorów Jana Żaryna, Mieczysława Golby i Roberta Gawła) wyłamał się z tego skandalicznego fałszowania historii, przyjmując w miniony czwartek uchwałę upamiętniającą obywateli Drugiej Rzeczypospolitej, którzy zginęli z rąk oprawców z OUN-UPA.

Zmagania o prawdę o ludobójstwie z pewnością będą trwały jeszcze długo. Dlatego też tym bardziej, zgodnie z apelem rodzin pomordowanych Kresowian każdego 11 lipca, także i dziś, zapalmy znicze pod pamiątkowymi tablicami i krzyżami oraz wywieśmy narodowe flagi w swoich domach.

Nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary!