Były hymny pochwalne pod adresem ukraińskich władz. I ani słowa o ludobójstwie Polaków.

REKLAMA

Wczoraj Prezydent Rzeczypospolitej, jako jedyny spośród prezydentów państw Unii Europejskiej i NATO, uczestniczył w uroczystościach w Kijowie. Była to idealna okazja, aby upomnieć się o wiele ważnych spraw m.in. o prawdę o ludobójstwie dokonanym w latach 1939-1947 na obywatelach polskich przez ukraińskich nacjonalistów. Niestety pan prezydent Andrzej Duda w tej sprawie zawiódł nadzieję Kresowian i ich potomków. Z jego strony bowiem, tak jak w czasie poprzedniej wizyty w grudniu ubiegłego, były tylko hymny pochwalne pod adresem prezydenta-oligarchy Petro Poroszenki i ukraińskich władz. Tych samych władz, które z jednej strony upominają się o darmowy sprzęt wojskowych i kolejne dotacje finansowe, przepompowywane z polskiego do ukraińskiego budżetu, a z drugiej stronie, nie licząc się kompletnie z polską wrażliwością, oficjalnie gloryfikują zbrodniarzy z UPA i SS Galizien.

Także w deklaracji podpisanej przez obu prezydentów zamiast prawdy można znaleźć jedynie puste frazesy, godne nowomowy z epoki PRL. Polski prezydent dodał też od siebie, że dialog ma być - uwaga! - "bardziej produktywny". Z kolei w przemówieniu w Akademii Politycznej użył wprawdzie słowo ludobójstwo, ale nie wyjaśnił, kto i na kim jego dokonał. A szkoda, bo ukraińska polityka historyczna to pojęcie przypisuje jedynie Wielkiemu Głodowi, czyli okrutnej zbrodni stalinowskiej, a nie zagładzie obywateli polskich przez banderowców. Prezydent Andrzej Duda ponownie uchylił się też od złożenie wieńców i zapalenia zniczy na masowych mogiłach ofiar ludobójstwa na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej. Mógł tam bez problemów pojechać, ale tego nie chciał. Zdobył się jedynie na przekazanie do katedry rzymskokatolickiej z Kijowie nadzwyczaj skromnego krzyża z malusieńkim napisem "Pomordowanym Polakom, mieszkańcom tych ziem". Tych ziem, to znaczy jakich? Kto pomordował Polaków i dlaczego? Na tyle tylko stać polityka, który do wyborów prezydenckich szedł pod sztandarami "dobrej zmiany", także w polityce zagranicznej i polityki historycznej?