W ostatnim czasie uczestniczyłem w wielu uroczystościach upamiętniających 75. rocznicę agresji Niemiec i Związku Sowieckiego na Polskę. W czasie okolicznościowych apeli jednym tchem wymieniano najważniejsze starcia Wojska Polskiego z niemieckim Wehrmachtem, w tym bitwy nad Bzurą i pod Kockiem oraz obrony Westerplatte, Helu, Wizny, Modlina i Warszawy. Wymieniano także starcia z Armią Czerwoną, w tym szczególnie obronę Grodna oraz bitwy na Lubelszczyźnie i Wołyniu. Jednak tylko w czasie jednego z tych apeli wymieniona została obrona Lwowa.

REKLAMA

Dlaczego większość prowadzących owe apele o tym nie pamiętała? Czy zadecydowała o tym niewiedza czy poprawność polityczna, związana z wydarzeniami na Ukrainie? Trudno odpowiedzieć, prawdopodobnie jedno i drugie. Podobnie było w czasach PRL, gdy sama nazwa miasta była "trefna".

Tym bardziej o obronie Lwowa w 1939 r. nie wolno zapominać. Była ona bowiem ważnym elementem całej kampanii. Miasto jako stolica ówczesnej Małopolski Wschodniej i ważny węzeł komunikacyjny było bombardowane przez niemiecką Luftwaffe od pierwszego dnia wojny. Wobec gwałtownego posuwania się wojsk niemieckich stało się ono ważną redutą, broniącą dostępu do Kresów Południowo-Wschodnich, w tym do bardzo ważnego ze względów strategicznych tzw. przedmościa rumuńskiego. Niemcy pod Lwowem pojawili się już 12 września. Stawiły im opór oddziały polskie, sformowane z różnych jednostek zapasowych, wspieranych przez rzesze ochotników, w tym harcerzy. Walki były bardzo zacięte. Jednak już 19 września od wschodu pod Lwów podeszli Sowieci (tak ich określali lwowiacy), okrążając całkowicie miasto i odcinając obrońcom możliwość wycofania się na Węgry i do Rumunii. W takiej sytuacji trzy dni później Lwów się podał. Jednak nie Niemcom, lecz Sowietom, którzy zagwarantowali honorowe warunki kapitulacji.

Oczywiście gwarancje te okazały się warte funta kłaków. Oficerowie polscy, oddzieli od swych żołnierzy, zostali wymordowani w "dołach śmierci" w Charkowie, w kwietniu 1940 r.

Pozwolę sobie na wątek osobisty, dwie siostry mojej babci, były w tym czasie we Lwowie. Jedna z nich jako sanitariuszka-ochotniczka opatrywała rannych. Była też naocznym świadkiem pompatycznej defilady "czerwoarmiejców", którzy pod czerwonymi sztandarami i z rewolucyjnymi pieśniami na ustach maszerowali przez centrum miasta. Za piechota sunęły oddziały kawalerii i czołgów. Jak wspominała, wydawało się jej wówczas, że świat się zawalił. Przeczuwała bowiem najgorsze.

Dzisiaj, 22 września przypada 75. rocznica kapitulacji Lwowa. Zakończyła ona obecność państwowości polskiej w tym mieście. Rocznica ta przypomina jednak także bohaterstwo i poświęcenie mieszkańców miasta, które słusznie do historii przeszło jako "Semper Fidelis" (Zawsze wierne)".