No cóż, przywódcą narodu czy świata bywa się, a człowiekiem po prostu trzeba być. A to dla zadufanego polityka nie takie proste.

REKLAMA

Gdyby na terytorium Polski zginął tragicznie obywatel Niemiec, na dodatek, co nie daj Boże, w zamachu terrorystycznym, to z pewnością Prezydent RP i premier rządu zareagowaliby na to we właściwy sposób, okazując współczucie tak rodzinie zamordowanego, jak i niemieckim władzom państwowym. Z pewnością też zaoferowaliby krewnym ofiary pomoc materialną i prawną. Tego bowiem wymaga nie tylko dyplomacja, ale i dobre obyczaje, właściwe cywilizacji europejskiej. Dlatego też ogromnie zaskakuje postawa niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, która wobec tragicznej śmierci polskiego kierowcy w Berlinie milczy jak zaklęta. Żadnych ludzkich uczuć, ani nawet drobnych gestów, choć sama atmosfera świąt Bożego Narodzenia do tego winna skłaniać. Również ambasador Niemiec w Warszawie nie zaoferował żadnej pomocy, choć w innych sprawach, zwłaszcza, gdy chodzi o interes jego państwa, jest nadzwyczaj aktywny.

Taka postawa jest tym bardziej rażąca, gdy pod uwagę weźmiemy choćby spontaniczne działania angielskiego kierowcy, który na wieść o zamachu dokonanym przez islamskiego terrorystę ogłosił wśród europejskich kierowców zbiórkę pieniędzy na potrzeby rodziny zamordowanego polskiego kolegi. Dlaczego więc Merkel nabiera wody w usta i nie podejmuje stosownych kroków? Czyżby wynikało to z jej politycznego cynizmu lub "poprawności politycznej" wobec islamu? A może z jej osobistego charakteru, przypominającego charakter "Królowej Śniegu" z baśni Hansa Christiana Andersena.

Osobiście dziwię się również dlatego, że kanclerz Niemiec posiada polskie korzenie i jest córką pastora luterańskiego, który z pewnością w jej domu rodzinnym uczył ją tego, czym jest bezinteresowna miłość bliźniego, zwłaszcza w obliczu wielkiej tragedii. No cóż, przywódcą narodu czy świata bywa się, a człowiekiem po prostu trzeba być. A to dla zadufanego polityka nie takie proste.