Wczoraj z rąk prezydenta Andrzeja Dudy otrzymała Order Orła Białego. Jest też honorowym obywatelem Lublina i kilku innych miast, ale radni Krakowa i kuria krakowska wciąż jej docenić nie chcą.

W czasie moich studiów w seminarium duchownym w Krakowie profesor Wanda Półtawska była chyba jedyną kobietą, która tutaj wykładała. No, może z wyjątkiem pani uczącej jednego z języków obcych. Jej przedmiot nazywał się: medycyna pastoralna. Tym, którzy mogliby mieć wątpliwości, o co chodzi, wyjaśniam, że w skrócie chodziło o to, jak się robi dzieci. Do tych wykładów dopuszczani byli wyłącznie diakoni, a więc ci, którzy po piątym roku złożyli już śluby czystości i posłuszeństwa - przede wszystkim czystości. A na zajęciach Półtawska, między innymi, rysowała nam na tablicy macicę i pozostałe elementy procesu. Byłem pod wrażeniem tego, jak potrafiła w prosty, klarowny i niewstydliwy sposób mówić o rzeczach trudnych. Robiła to jednocześnie z wielkim wyczuciem i kulturą. Oczywiście, nie ograniczała się jedynie do wyjaśnienia procesu rozrodczego. Właściwie był to wstęp do spraw zasadniczych, z którymi mieliśmy się zetknąć w pracy duszpasterskiej, czyli o ochronie życia poczętego, o metodach naturalnych planowania rodziny, o aborcji. Tym, co przekonywało było poczucie, że nie ma rozdźwięku pomiędzy tym, co mówi, i tym, w co wierzy. Zresztą trudno było z nią polemizować, gdyż powszechnie było wiadomo, że Półtawska sprzeciwu nie znosi, a przy tym jest osobą niezwykle wpływową w seminarium i lepiej z nią nie zadzierać.

Być może przeświadczenie to brało się stąd, iż wszyscy wiedzieli o jej bliskiej relacji z papieżem Janem Pawłem II. Ona sama tego nie ukrywała, a czasami nawet mówiła o papieżu jako o Karolu. Nawet kiedyś, gdy wróciła z sympozjum z Rzymu i klerycy próbowali podpytać ją o wieści ze Stolicy Apostolskiej, odpowiedziała: "Cóż, Karol z pewnością chciałby się ze mną spotkać, ale ja nie miałam czasu". Więcej pytań nie było. Słyszeć, jak ktoś o Ojcu Święty mówi: Karol, było dla kleryków chyba takim samym szokiem, jak oglądanie na seminaryjnej tablicy macicy. Wiedzieliśmy od niej, że poznała go jako młoda lekarka. Wielokrotnie podkreślała jego zasługi na polu duszpasterstwa wśród rodzin, czasem opowiedziała nam jakąś anegdotkę, ale nigdy nie przekraczała granicy dobrego smaku. Dawała nam tym samym do zrozumienia, że choć łączy ich relacja przyjacielska, papieżowi z racji jego stanowiska i postawy należy się bezwzględny szacunek.

Wiadomo było, że Wanda Półtawska jest osobą trudną w kontaktach, że pewne jej zachowania czy słowa mogą drażnić. Niektórzy tłumaczyli to tym, że przeszła straszne rzeczy w obozie koncentracyjnym dla kobiet w Ravensbrück. Niemniej, ja odbieram ją bardzo pozytywnie. Nie tylko ze względu na wspomnienie wykładów przez nią prowadzonych - również za to, co robiła później. Za jej odwagę mówienia prawdy, której inni nie chcieli lub obawiali się ujawnić. Mam tu przede wszystkim na myśli sprawę abp. Juliusza Paetza. Dziś wiemy z całą pewnością, że to ona, w czasie kolacji, przekazała papieżowi list przedstawiający problem z poznańskim metropolitą. Tam, gdzie zawiodły oficjalne drogi, nuncjatura papieska i inne dykasterie, trzeba było jednej dzielnej kobiety. Przypuszczalnie właśnie z powodu jej bliskich relacji z papieżem środowisko watykańskie ogromnie jej nie lubiło. We wspomnieniach kard. Stanisława Dziwisza czy innych polskich duchownych Półtawska nigdy nie jest wymieniana, tak jakby w ogóle nie istniała.

Brakuje w Kościele takich kobiet na miarę św. Katarzyny ze Sienny. Według mnie, za swoją bezkompromisowość i wierność przekonaniom Wanda Półtawska godna jest najwyższego podziwu. Jest honorowym obywatelem rodzinnego Lublina i kilku innych miast, ale krakowscy radni na to się nie zdobyli. Także kuria krakowska, Dlatego też tym bardziej Order Orła Białego nadany przez pana prezydenta Andrzeja Dudę jej się należy.