Gdyby dwadzieścia kilka lat temu, kiedy istniał jeszcze ZSRR, ktoś z polityków radzieckich mówiłby o przyłączeniu do Polski miast i wiosek Wołynia i dawnych Kresów Południowo-Wschodnich, w tym Łyśca k. Stanisławowa (skąd wywodziła się rodzina mojej śp. Mamy) i Monasterzysk k. Buczacza (skąd wywodziła się rodzina mego śp. Ojca), to podskoczyłbym z radości.

Dzisiaj jednak, gdy postkomunista Władimir Żyrinowski nawołuje z Moskwy, aby Trzecia Rzeczypospolita zabrała sobie tereny wschodnie Drugiej Rzeczypospolitej, to nie jest mi do śmiechu. Plan podziału niepodległej Ukrainy żywcem przypomina bowiem podział Czechosłowacji w 1938 r. A co rok później się stało? Podzielono także Polskę. Połowę zabrał Hitler, a połowę Stalin. Z kolei Wilno dano Litwie, którą wkrótce połknął także drugi z tyranów.

Trzeba więc być bardzo nieufnym do tych "wspaniałomyślnych podarków". Ostrożne winne być też Węgry, którym Żyrinowski oferuje Ruś Zakarpacką, zamieszkałą w dużym stopniu przez ludność węgierską, oraz Rumunia, którą polityk ów mami odzyskaniem utraconej północnej Bukowiny wraz z Czerniowcami.

Jaką odpowiedź trzeba dać się na takie oferty? Najlepiej taką, jaką w 1655 r. królowi szwedzkiemu Karolowi X Gustawowi dał magnat Jan Zamoyski, zwany "Sobiepankiem", właściciel niezdobytej nigdy przez najeźdźców potężnej twierdzy w Zamościu. Gdy poseł szwedzki w zamian za poddanie twierdzy ofiarowywał mu na własność całą Lubelszczyznę, to odrzekł za namową Imć Pana Jana Onufrego Zagłoby: " A ja Waszej Królewskiej Mości ofiaruję Niderlandy!". Dla wyjaśnienia dodam, że chodziło o krainę, którą władał wtedy król Hiszpanii.

Parafrazując te słowa, zapisane w sienkiewiczowskim "Potopie", można więc odpowiedzieć: Towarzyszu Żyrinowski, a my ofiarujemy wam Mandżurię. Tyle tylko, że musicie ją sobie sami zdobyć na Chińczykach.

Tadeusz Isakowicz-Zaleski, polski Ormianin, duchowny katolicki obrządków ormiańskiego i łacińskiego, działacz społeczny, historyk Kościoła, wieloletni uczestnik opozycji antykomunistycznej w PRL, poeta.