Jako wnuk więźnia niemieckiego obozu koncentracyjnego oczekuję od pani poseł publicznych przeprosin lub złożenia mandatu.

Zawsze ceniłem panią Różę Gräfin von Thun und Hohenstein (z domu Woźniakowską), którą znam od czterdziestu lat, za jej zaangażowanie w latach 70. i 80. w działalność Studenckiego Komitetu Solidarności i opozycji antykomunistycznej w Krakowie. Jednak jako wnuk więźnia niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Gusen (podobóz KL Mauthausen), zlokalizowanego koło Linzu w Austrii, jestem zszokowany jej słowami, wypowiedzianymi wczoraj w programie telewizyjnym, że w Polsce jest grupa osób, która  "szykuje kolejny Auschwitz, tym razem Niemcom".

Mój dziadek, Kajetan Jerzy Isakowicz, aresztowany w jesieni 1939 roku w Łodzi, tylko dlatego, że był polskim urzędnikiem bankowym, przeżył w tym "piekle na ziemi" ponad 5 lat, do chwili wyzwolenia obozu przez wojska amerykańskie w dniu 5 maja 1945 r. Zmarł jednak wkrótce z chorób i wycieńczenia. Dziesiątki jego współwięźniów, w tym wielu polskich patriotów, nigdy nie powróciło do swoich domów. Dziś teren obozu w Gusen, świadomie nie zachowany przez władze austriackie, jest pokryty pięknymi willami, które wprost dotykają do krematorium, jedynego ocalałego miejsca.

Dlatego też uważam,  że powyżej cytowane słowa są haniebne. Nigdy nie powinny one paść z  ust obywatelki Rzeczypospolitej Polskiej, tym bardziej osoby piastującej z woli wyborców ważną funkcje posłanki do Parlamentu Europejskiego. Oczekuję więc od pani poseł publicznych przeprosin lub złożenia mandatu.

PS. Nie oglądałem całego programu i dlatego też nie mogę ustosunkować się do wypowiedzi innych osób. Niemniej jednak uważam, że politycy i publicyści w żaden sposób nie powinni stawiać znaku równości pomiędzy działaniami Trzeciej Rzeczy Niemieckiej a zachowaniami, nawet najbardziej durnymi, osób współczesnych.