"To skandal" - mówią jedni. "Kraków poradzi sobie bez EURO" - mówią drudzy. Wygląda na to, że i jedni i drudzy mają rację. Fakt, że największa impreza sportowa w dziejach kraju nad Wisłą ominie najpiękniejsze i na razie najlepiej przygotowane miasto w Polsce, to rzeczywiście skandal. Równocześnie oczywisty jest fakt, że Kraków nie potrzebuje rozgłosu wokół EURO, żeby przyciągać turystów z całego świata.

REKLAMA

Problem w tym, że bardziej, niż Kraków potrzebuje Euro, Polska potrzebuje Krakowa w czasie Euro. Nie mamy zbyt wielu wizytówek, rezygnacja z najważniejszej z nich jest objawem głupoty (podobnie, jak głupotą jest rezygnacja z Gdańska w czasie obchodów rocznicy 4. czerwca). Z Krakowa zrezygnowano oczywiście ponad dwa lata temu, mam nadzieję, że bedzie okazja dokładnego wyjaśnienia, kto to zrobił, czy ówczesny rząd, czy ówczesne władze PZPN, czy ówczesne i wciąż jeszcze obecne władze miasta. To rozliczenie powinno było nastąpić już dawno, ale natychmiast po ogłoszeniu decyzji UEFA w sprawie EURO-2012, pojawiły się głosy o rzekomym "równouprawnieniu" głównych i rezerwowych miast. To uspokoiło nastroje pod Wawelem. Żadnego równouprawnienia jednak - jak widać - nie było i nie da się już dłużej uciekać od odpowiedzialności. Prezydent Miasta Krakowa musi wziąć winę na siebie, albo przekonująco obciążyć kogo innego. Dalsze udawanie, że nic się nie stało, w obliczu decyzji UEFA, nie ma sensu.

Dla samego Krakowa, tak naprawdę nie najważniejsze są te mecze, które nie odbędą się przy Reymonta. Chodzi o coś znacznie ważniejszego, inwestycje w infrastrukturę, które w przypadku miasta pod Wawelem z pewnością zostaną odłożone na potem. Dokończenie obwodnicy, czy rozbudowa lotniska poczekają.

Jest w całej tej historii sprawa jeszcze ważniejsza. Oto w sprawie tak ważnej, jak EURO dokonano w Polsce wyboru poza wiedzą opinii publicznej. Nie ma sensu powtarzać, że w tych przegranych miastach są modernizowane stadiony, a w trzech z tych wybranych, nie ma. Dniepropietrowsk też ma stadion i też odpadł. Za Chorzowem przemawiały jednak argumenty, które ktoś na górze powinien wziąć pod uwagę. Tradycje piłkarskie, legenda Stadionu Śląskiego, wreszcie rzesze kibiców z całego regionu, które tam miałyby najbliżej, powinny być wzięte pod uwagę. Być może dwa lata temu trzeba było zorganizować ogólnonarodowy plebiscyt na cztery miasta kandydackie na EURO, być może decyzja UEFA z kwietnia 2007-go roku zaskoczyła wiele osób, którym wcześniej brakło wyobraźni, co może się stać, gdy to EURO dostaniemy.

Dajmy sobie spokój z sugestiami, że może jeszcze Ukraina nie zdąży i Kraków "się załapie". Decyzja UEFA, że w Polsce mecze odbędą się w czterech miastach jest słuszna, zapobiegnie niesnaskom na linii Kijów - Warszawa, których ani my, ani Ukraińcy nie potrzebują. A jesli już Kraków i Chorzów mamy z głowy, to kibicujmy, żeby mecze mistrzostw odbyły się we Lwowie. Wiem, ze szanse sa tu niezmiernie małe, ale modernizacja dróg, lotniska i hoteli we Lwowie byłaby dla polskich turystów wyjątkowo praktycznym prezentem.