​Są takie tematy, o których nigdy nie chciałoby się pisać, o których nie chciałoby się myśleć. Ale nie ma rady, zabójstwo prezydenta Gdańska jest kolejnym wydarzeniem, które kładzie się cieniem na naszej najnowszej historii. Prócz naturalnych w takim wypadku emocji współczucia dla rodziny i bliskich Pawła Adamowicza, prócz pytań o to, dlaczego to się stało, jak to było możliwe, musi się rodzić pytanie o to, co dalej z nami. W pierwszej reakcji na wiadomość o tragicznych wydarzeniach w Gdańsku wielu z nas apelowało o umiar w komentarzach. Potem szybko jednak pojawiła się chęć uderzania się w cudze piersi. Tymczasem bez solidnego rachunku swojego, nie cudzego sumienia, sami sobie ze sobą nie poradzimy.

REKLAMA

Nie wiemy wciąż, co było przyczyną ataku. Czy sprawa miała charakter osobistej zemsty, czy sprowokowanej przez kogoś zbrodni politycznej. Doskonale wiemy, jakie rozstrzygnięcie byłoby bardziej korzystne dla naszej Ojczyzny, ale nie ma żadnych wątpliwości, że tylko ustalenie pełnej prawdy, może pozwolić nam wyciągnąć z tej tragedii wnioski na przyszłość. Może być tak, że zabójca miał swoje osobiste żale do prezydenta, ale nie dopuściłby się zbrodni bez udziału kogoś, kto jego emocje w więzieniu, albo po wyjściu z więzienia nakręcił i ukierunkował, kto zwrócił mu uwagę na to, kiedy zamach może być najłatwiejszy do przeprowadzenia. Prezydent miał swoje wpływy, swoją wiedzę i swoich wrogów. Jak zapewne każdy w podobnej sytuacji. Byłoby naiwnością, gdybyśmy tego scenariusza nie brali pod uwagę. To wszystko musi być przedmiotem wnikliwego i transparentnego śledztwa tak, by jego wyniki były nie tylko prawdziwe, ale i wiarygodne dla wszystkich. Nie może być wokół nich żadnych wątpliwości.

Jak to często bywa, w chwili tragicznego zdarzenia, w internecie pojawiają się komentarze tych, którzy zachowują się przyzwoicie i tych, którzy zachowują się nieprzyzwoicie. To co niepokoi to fakt, że wielu z tych, którzy zachowują się początkowo przyzwoicie zaczyna po chwili cytować tych, którzy od razu zachowują się nieprzyzwoicie i wytykać ich palcami. To sprawia, że w naszej wspólnej internetowej przestrzeni zaczyna się pojawiać coraz więcej nieprzyzwoitych treści, które tylko nas wszystkich nakręcają. Niby w teorii wciąż wszystko jest w porządku, ale w praktyce już nie jest. Niby popieramy zachowania przyzwoite i potępiamy nieprzyzwoite, ale spirala niechęci natychmiast się nakręca. I już po chwili uderzamy się w cudze piersi, apelujemy o wstrzymanie się do... tamtych, jesteśmy bezkompromisowo pobudzeni i oburzeni. To do niczego pozytywnego nie prowadzi. To tylko taka tożsamościowa gra, w której zachowując pozory umiarkowania i przyzwoitości możemy tym, których nie lubimy i uważamy za nieprzyzwoitych, przyłożyć.

Nie wiemy, czy skrajna polaryzacja polskiej debaty publicznej faktycznie przyczyniła się do tej tragedii. Być może ktoś chciał tę polaryzację dla swoich celów wykorzystać. Jeśli jednak mamy już pretekst do debaty o mowie nienawiści, to jej nie unikajmy. Zdajmy sobie tylko sprawę, że niewiele zdziałamy tropiąc cudzą nienawiść, nie dostrzegając własnej. Nawet jeżeli wina "po tamtej stronie" wydaje nam się nieporównanie większa. Nawet jeśli uważamy, że "tamci" są niereformowalni, bo mają złą wolę. Nawet jeśli nasz brak obiektywizmu usprawiedliwiamy sobie jakąś racją wyższą. Szczególnie dobrze powinniśmy to rozumieć, jeśli przyznajemy się do chrześcijaństwa. To ono uczy nas dokonywać rachunku własnego, a nie cudzego sumienia. I nie chodzi tu o to, że każdy może robić co tylko chce, ale o to, by napominając innych przede wszystkim zdawać sobie sprawę z własnych słabości, niekonsekwencji, czy podłości. O tym, czemu w sobie samych nie jesteśmy często w stanie się przeciwstawić.

Nie staniemy się lepsi wytykając palcem innych. Musimy zacząć od siebie. Możemy liczyć na to, że "tamci" postąpią podobnie, ale musimy być gotowi na to, że oni się nie zmienią. I nawet wtedy nie wolno nam się nie starać. To nie będzie objawem naiwności, lecz dojrzałości. I dobrej woli. Potrzebujemy dużo dobrej woli. Tylko w taki sposób faktycznie możemy ruszyć z miejsca.