Szczyt się odbył, kompromitacji w Brukseli nie było. Na pytanie, czy doszło do kompromitacji wcześniej, każdy z nas powinien sobie odpowiedzieć na własną rękę. Dlaczego do sporu "o samolot i krzesło" w ogóle doszło? Kto odpowiada za splot wydarzeń, który Polsce z pewnością nie pomaga?

Otóż, sami jesteśmy sobie winni. My dziennikarze... To my - a przynajmniej większość z nas - przyjęła w ostatnich latach postawę pod ogólnym hasłem "rozliczamy tylko tych polityków, którzy nam się nie podobają". Wobec jednych jesteśmy więc "śliczni, liryczni i apetyczni", w towarzystwie innych "twarz nam blednie, włos nam rzednie, psują nam się zęby przednie". To nie ma nic wspólnego z kontrolą władzy, to uprawianie polityki. Nie powinniśmy tego robić. Wiem, że to, co piszę, to "oczywista, oczywistość". Mam jednak wrażenie, że wielu z nas w ogóle się tym nie przejmuje, a część nawet nie zauważa problemu. Są też oczywiście i tacy, którzy doskonale wiedzą CO i PO CO mówią i piszą. Ale to już nie jest dziennikarstwo. Dziennikarz ma szukać prawdy, informować i skłaniać do myślenia. Fakt, że ma swoje poglądy nie zwalnia go od obiektywizmu. Obiektywizm zaś jak woda i olej nie miesza się z propagandą. Zadaniem dziennikarzy nie jest ułatwianie zadania politykom, których lubią i utrudnianie tym, których nie lubią. Naszym zadaniem jest utrudnianie życia WSZYSTKIM politykom. Jeśli sami w pogoni za oglądalnością, słuchalnością, czy jak najwiekszą liczbą egzemplarzy sprzedanej gazety promujemy polityków, którzy potrafią tylko i wyłącznie mówić bzdury i budzić sensację, to sami jesteśmy winni, że te bzdury urastają potem do rangi wiadomości dnia. Mówienie prawdy i mierzenie osiągnięć i błędów polityków różnych opcji według TYCH SAMYCH, wysokich standardów to żaden luksus, to zwykły obowiązek wobec widza, słuchacza i czytelnika. Takie i tylko takie dziennikarstwo wychodzi na zdrowie i politykom, i dziennikarzom, i - co najważniejsze - krajowi.

Sami jesteśmy sobie winni. My obywatele... To my pozwalamy na obniżanie politycznych standardów. To my dajemy się nabierać i uwodzić, to my mamy za krótką pamięć i nie rozliczamy tych, których wybraliśmy. Polityka nie jest konkursem piękności, sympatie i antypatie powinny mieć drugorzędne znaczenie, bo nie one zdecydują o naszym losie. Liczą się fakty, uczciwość, praca i jej skutki, liczy się przestrzeganie prawa, zaufanie i wiarygodność. Nie powinien się liczyć PR. Sami jednak pozwalamy, by się liczył, ba, liczył się najbardziej. To nie leży w naszym interesie, to niczego nam nie daje, a jednak ulegamy pozorom. Dlaczego? Przecież lepiej po prostu analizować fakty. To zmusi polityków, by zamiast kształtowaniem wizerunku zajęli się pracą, by zamiast ogladać się na sondaże podejmowali decyzje, w które wierzą, by przede wszystkim liczyli się z opiniami ekspertów od gospodarki i bezpieczeństwa a nie doradców do spraw PR-u. Jeśli tak często narzekamy na polityków, wstydzimy się i odwracamy z obrzydzeniem, zastanówmy się, co sami zrobiliśmy, by wybrać lepszych... Może to nasz gust sprawia, że w Polsce szerzy sie "tabloidowa" polityka. Z obowiazku myślenia nie zwolni nas żaden program telewizyjny, żaden usłyszany w radiu komentarz, żaden artykuł opublikowany w gazetach o takiej, czy innej orientacji. Myśleć każdy z nas musi sam za siebie. I szukać odpowiedzi na pytania, które oby jak najczęściej przychodziły nam do głowy...