Artykuł prasowy i dementi prokuratury, temperatura dyskusji, oświadczenia czołowych polityków, ucieczka prokuratorów przed dalszymi pytaniami dziennikarzy, wreszcie deklaracja autora artykułu, że się ze swoich tez nie wycofuje - tak w skrócie wyglądał w Polsce gorący polityczny wtorek. Wszystko to, co na własne oczy widzieliśmy pokazuje coraz wyraźniej, że w sprawie katastrofy smoleńskiej sami sobie ze sobą nie poradzimy. Nie ma co dłużej udawać, że w tej sprawie wszystko jest jasne, bo nie jest. Trzeba poważnie rozważyć możliwość powołania międzynarodowej komisji.

Taka komisja, której powołanie Prawo i Sprawiedliwość postulowało od samego początku wydaje się jedynym wyjściem z sytuacji, w którą rząd Donalda Tuska wmanewrował się sam, zgadzając się na takie a nie inne warunki wyjaśniania przyczyn katastrofy i pokładając - najwyraźniej pochopnie - wiarę w ustalenia i gotowość współpracy rosyjskich śledczych. Po wczorajszym dementi (choć chyba nie do końca dementi) prokuratura zyskała na czasie, ale trudno chyba oczekiwać, że za pół roku, jeśli śledczy stwierdzą, że śladów materiałów wybuchowych nie było, wszyscy im uwierzą. Premier Donald Tusk ma rację, że w atmosferze ciężkich oskarżeń trudno żyć. Najwyższy czas, by wyciągnął z tego jedyne rozsądne wnioski.

Nie ma sensu przypominać wszystkich przypadków, w których deklaracje władz w sprawie przebiegu i wyników śledztwa smoleńskiego się nie potwierdziły. Ci, którzy nie wierzą w oficjalną wersję wydarzeń doskonale je pamiętają. Ci, co za premierem i prezydentem powtarzają, że polskie władze nie mają sobie nic do zarzucenia, a polskie państwo zdało egzamin i tak nie znajdą w nich żadnego powodu do zmiany zdania. W interesie państwa, a więc nas wszystkich, jest jednak złagodzenie napięć między tymi grupami, doprowadzenie choćby do częściowej zgody, co do faktów, jeśli na zgodę co do ich interpretacji jest już za późno.

Wywołana prasową publikacją afera być może zwiększy szanse na dyskusję na temat pojawiających się w całej sprawie wątpliwości. Zawsze w końcu można mieć taką nadzieję. Coraz więcej jednak wskazuje na to, że nawet gdyby miało jakimś cudem dojść do merytorycznej debaty obu stron, problemu to nie rozwiąże. Poziom nieufności jest zbyt wysoki. Właśnie dlatego premier powinien poważnie rozważyć zwrócenie się w tej sprawie do społeczności międzynarodowej. Poddanie sprawy osądowi niezależnych ekspertów, mogłaby być dla obu stron konfliktu formą ucieczki do przodu. Tu chodzi o sprawy daleko ważniejsze, niż to, kto wygra kolejne wybory. Najwyższy czas sobie to uświadomić.