Pełnomocniczka do spraw równego traktowania odkryła w tym tygodniu, że przemoc ma płeć, w związku z czym nie należy dłużej walczyć z przemocą w rodzinie, trzeba walczyć z przemocą wobec kobiet. Trudno pani minister odmówić racji. Skoro coraz więcej Polek i Polaków żyje w związkach nieformalnych i nie chce mieć dzieci, kobiety poza tradycyjnie rozumianymi rodzinami też powinny mieć prawo do ochrony. Poza tym, jak wszyscy dobrze wiemy, przemoc fizyczna to specjalność silniejszych i agresywniejszych osobników - w przypadku naszego gatunku zwykle mężczyzn. To kobiety i dzieci padają jej ofiarą.

Pani minister jednak przy okazji twierdzi, że przemoc ma związek ze stereotypami dotyczącymi ról mężczyzny i kobiety w rodzinie. Tego już zupełnie nie rozumiem. Jaki stereotyp przyznaje w rodzinie role bijącego i bitej? Jaki element naszego kobieco-męskiego współistnienia ma się niby w ten sposób manifestować?

Jeśli fakt, że mężczyźni są silniejsi fizycznie, a kobiety fizycznie słabsze ukształtowała nam ewolucja (a przecież większość zwolenników "równościowego" podejścia do stosunków męsko-damskich jest przekonana, że nie było w tym żadnej ponadnaturalnej interwencji), to przecież natura nie mogła się pomylić. Nie kierowała się żadną ideologią. Taki właśnie, a nie inny, układ okazał się najbardziej skuteczny, zapewnił nam jako gatunkowi gigantyczny sukces, a kobiety nauczyły się swoją fizyczną słabość rekompensować innymi sposobami. Gdyby natura chciała silnych kobiet i słabych mężczyzn, zjadanych wkrótce po zapłodnieniu, prawdopodobnie właśnie tak byśmy dziś żyli. I prawdopodobnie to mężczyźni domagaliby się dziś ochrony. Walka z przemocą nie jest żadną walką ze stereotypami, ale słusznym wołaniem o kulturę i szacunek we wzajemnych kontaktach. Tylko tyle i aż tyle.

Kobiety i mężczyźni w praktyce toczą ze sobą nieustanną walkę, także na poziomie ewolucyjnym. Jej kolejny przykład przynoszą wyniki najnowszych badań naukowców z Holandii i Wielkiej Brytanii. W czasopiśmie "Biology Letters" opisali oni ostatnio męsko-damską rywalizację o... idealny wzrost. Walkę na poziomie genetycznym, która nie słabnie mimo pojawienia się środków antykoncepcyjnych i powszechnej opieki zdrowotnej.

Badania pokazują, że niżsi wzrostem rodzice mają niższe córki i niższych synów. O ile jednak niższe od przeciętnej kobiety mają same więcej dzieci, to niżsi od przeciętnej mężczyźni już nie. W przypadku mężczyzn atutem jest wzrost przynajmniej średni. A więc to niższe kobiety i średniego wzrostu mężczyźni mają największe szanse na ewolucyjny sukces i przekazanie kolejnym pokoleniom swoich genów. W przypadku rodziców podobnego wzrostu, niżsi mają większą szansę na przekazanie genów przez córki, średni i wysocy - przez synów. To typowy konflikt, w którym ta sama cecha może działać na korzyść jednej płci, a niekorzyść drugiej. Być może to zresztą pomaga nam zachować równowagę.

Po co o tym wspominam? Ano dlatego, że oprócz prawa do równości płci domagam się też prawa do ich "różności". Do akceptacji faktu, że jesteśmy różni, mamy różne potrzeby, możemy różnie rozumieć pojęcie sukcesu i dążyć do niego nieco inną drogą. Nie ma w tym nic złego, co więcej, właśnie jaskrawe różnice tego, co damskie i męskie, tak bardzo nas do siebie przyciągają i sprawiają, że przez te wszystkie tysiące lat jesteśmy w stanie na Ziemi całkiem udanie współpracować. Być może to umiejętność dochodzenia do kompromisu jest przez to najważniejszą z naszych wspólnych cech.

Przy okazji trwających właśnie 16. Dni Przeciwko Przemocy Wobec Kobiet apeluję do rzeczników równości praw, by bronili kobiety także przed innymi niż fizyczna formami przemocy. Choćby przed propagandą podkopującą ich prawo, by czuć spełnienie w macierzyństwie, by oczekiwać od mężczyzn stabilnych, trwałych, zapewniających bezpieczeństwo związków. Apeluję, by chronić dziewczynki i chłopców przed natrętną propagandą seksualizmu, którą próbuje się za wszelką cenę wepchnąć nawet do szkół podstawowych.

Przy okazji słusznej walki z przemocą fizyczną nie wylewajmy dziecka z kąpielą i nie mieszajmy postulatów uniwersalnych z ideologią, która nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Kobieta i mężczyzna są równi i o tę równość trzeba walczyć. Ale kobieta i mężczyzna się różnią i o prawo do tej różnorodności walczyć trzeba równie zapamiętale. Także wbrew środowiskom "równościowym", które jej już nie akceptują.