Dyskusja o najnowszej fali afery podsłuchowej czy taśmowej jest w swej istocie mocno upokarzająca. Fakt, że w demokratycznej Polsce XXI wieku możliwe jest trwanie władzy, której przedstawiciele już rok temu tak spektakularnie skompromitowali się na taśmach, obciąża nas wszystkich - obywateli, wyborców i przede wszystkim dziennikarzy. W interesie państwa, traktowanego jako wspólne dobro i gwarant naszej suwerenności, nie powinniśmy byli do tego dopuścić. Tak jak nie powinniśmy byli dopuścić do rozmycia się wcześniejszych afer tej ekipy.

Zobacz również:

Mówię "my", bo to nas - obywateli, wyborców i dziennikarzy - przyszłe pokolenia będą mogły obarczyć odpowiedzialnością za zaniedbania, jeśli szybko naszego państwa nie uda się odbudować, jeśli dzisiejsze słabości na trwałe zaprzepaszczą szanse jego rozwoju i w konsekwencji godnego i bezpiecznego życia naszych dzieci i wnuków. O tym, że mogą zaprzepaścić, chyba już wiemy, prawda? Czy może potrzeba nam jeszcze jakichś dowodów?

Kiedy część opinii publicznej i dziennikarzy domagała się pociągnięcia do odpowiedzialności osób, które ze strony rządu przyczyniły się do takiego, a nie innego przebiegu przygotowań do lotu do Smoleńska, a potem wyjaśniania przyczyn katastrofy, większość unosiła się oburzeniem, jak tak można. Jak można podważać autorytet państwa? Czy teraz jeszcze ktoś z tych oburzonych naprawdę odpowiedzialnie może twierdzić, że "państwo zdało wtedy egzamin" i że stan naszego państwa dziś nie ma ze stanem naszego państwa wtedy żadnego związku?

To, kto, w jakim celu i w czyim interesie upublicznił akta tego śledztwa, to w praktyce sprawa drugorzędna w porównaniu z tym, co z owych taśm wynika i co tak naprawdę trzeba byłoby z tą wiedzą zrobić. Jeśli gdzieś w organizmie doszło do zakażenia, toczy się proces zapalny, samym bandażowaniem wyleczyć się go nie da, a pozostawienie sprawy własnemu biegowi w nadziei, że rozejdzie się po kościach, jest daleko idącą lekkomyślnością. W skali państwa jest tak samo. Tylko gorzej.

Arogancja władzy przekonanej, że ludzie kupują tę całą narrację "złotego okresu w naszych dziejach", z czegoś się w końcu bierze. To nie jest tak, że ci, którzy nami rządzą, zawsze byli właśnie tacy jak teraz. Nawet jednak jeśli kiedyś mieli jakieś ideały czy choćby tylko skrupuły, szybko ich przekonano, że świat, a przynajmniej Polska, właśnie do nich należy. To, co wyziera z tych taśm, podobnie jak ich reakcje po przegranych wyborach prezydenckich, tylko to potwierdzają.

Kto do tego doprowadził? Pan doprowadził, pani doprowadziła, my wszyscy doprowadziliśmy. Nie trzeba było nawet zapisywać się do ekipy klakierów. Wystarczyło nie mówić, że "król jest nagi", albo mówić to za rzadko i za cicho.

Jeszcze chwila, a okaże się, że oni zjedli ośmiorniczki i wypili drogie wino, a my wszyscy będziemy musieli sami zjeść żabę, co została, i wypić piwo, którego nam nawarzyli. I już nie będziemy mogli mówić, że o niczym nie wiedzieliśmy. Nie wiedzieli i nie widzieli tylko ci, którzy nie chcieli widzieć. I ci, którzy wiele robili, by nie widzieli inni. Wypada wreszcie zdać sobie z tego sprawę, byśmy wszyscy nie obudzili się z ręką… sami wiecie gdzie.


ZOBACZ RAPORT SPECJALNY RMF 24 nt. AFERY PODSŁUCHOWEJ!