Można się zastanawiać, czy mnogość widocznych przykładów ataku na tradycyjne, czy w ogóle jakiekolwiek związane z polskością wartości i symbole to zapowiedź zbliżających się czasów przełomu, czy po prostu kolejny etap walki o rząd dusz Polaków, nie ma co jednak udawać, że nic się nie dzieje. Dzieje się i owszem. Sprawa Starego Teatru w Krakowie jest tylko jednym z tego przejawów.

Czołowy bohater najnowszych zdarzeń, dyrektor teatru Jan Klata jest - jak mi się wydaje - kolejnym przykładem metod, jakich współczesne polskie elity, a raczej "elity" używają, by przeorać naszą zbiorową świadomość. Metod, które trudno określić mianem innym, niż "na rympał", czyli wyważamy drzwi i plądrujemy. A w najlepszym wypadku, przestawiamy wam meble po naszemu. I koniecznie wietrzymy, bo macie tu straszny zaduch.

Niespełna roczne dyrektorowanie Klaty zaowocowało właśnie serią trzech skandali, z których pierwszy dotyczył sposobu, w jaki w reżyserowanej przez siebie sztuce wykorzystał wybitnych i lubianych w Krakowie aktorów, drugi rechotu z katastrofy smoleńskiej, a trzeci nie-"Nie-Boskiej komedii", którą teatr w końcu wystawi albo nie wystawi. Wspomnijmy jeszcze wcześniejsze zarzuty o gloryfikowanie Dzierżyńskiego i będziemy mieli atmosferę "nowości", która sprawia, że człowiekowi wprost nie chce się ani na afisz, ani tym bardziej na widownię Starego zaglądać. Taaaak. To naprawdę sukces narodowej sceny.

Apele do Ministra Kultury i czegośtam narodowego, by reżysera odwołał są od samego początku chybione. Nie po to minister reżysera Klatę na tym stanowisku zatwierdził, by miał się takimi apelami przejmować. Reżysera już kilka lat temu "Polityka" nagrodziła "za nowatorskie i odważne odczytywanie klasyki, za pasję i upór, z jakim diagnozuje stan polskiej rzeczywistości i bada siłę narodowych mitów". Więc z pasją i upiorem… znaczy uporem diagnozuje i bada, a przy okazji odważnie odczytuje. Robi dokładnie to, co robił wcześniej. Jakże mieć do niego pretensje?

W celu odczytania na nowo naszej klasyki sprowadził nawet chorwackiego reżysera, który owszem za rozdrapywanie ran wojny na Bałkanach zdobył wiele nagród. Pojawia się jednak pytanie, co Oliver Frljić miałby mieć do powiedzenia w sprawach, które są ważne dla nas. No i oczywiście, co nas obchodzi to, co on ma do powiedzenia na temat naszej historii. To co wyciekło do mediów na temat przygotowań do owej premiery wskazuje, że uważa nas za tępych antysemitów. I oczywiście prowokuje. No, to naprawdę dowód intelektualnej odwagi.

Skwapliwość z jaką "elity" naszego kraju już od lat Polaków resocjalizują jest naprawdę imponująca. Nie ma takiego fragmentu historii (poza okrągłym stołem oczywiście), za który nie powinniśmy się wstydzić i przepraszać. Powinniśmy ze wstydem się budzić i ze wstydem zasypiać. Wstydzić się, przepraszać za Kościół, za antysemityzm, za polskie obozy, za ksenofobię, rusofobię, wolę lustracji, antykomunizm (ten po 1989 roku), faszyzm (ten obecny), wszechobecną głupotę, pieniactwo, prymitywizm, słowem tradycyjny polski kołtun przykryty moherem. I jeszcze te irytujące uczucia religijne, które tak łatwo obrazić. Nie do końca wiadomo, gdzie właściwie po tym pożądanym wykorzenieniu z polskiej tradycji, przedstawiciele "elity" mieliby ochotę naród przesadzić, ale na pewno coś wymyślą.

Środowiska współczesnego polskiego salonu muszą być naprawdę nieszczęśliwe, że przyszło im stać na czele tak nieudanego narodu. A przecież dwoją się i troją, piszą paszkwile do obcych gazet, wyśmiewają, obrzucają wyzwiskami, każą młodzieży twórczo interpretować teksty stalinisty, prowokują wizualnie i teatralnie. Strasznie się przy tym brzydzą wszystkim, co się z tym narodem wiąże. No, może prawie wszystkim, publiczne pieniądze wezmą i owszem.

We wtorkowej rozmowie w RMF FM, Jan Klata powiedział ważne zdanie, które powinno pozostać nam w pamięci: "Jak się zdrapie tę lawę i zobaczy, głębiej zejdzie, to jest dosyć przerażająco". No, to się nazywa odważne odczytanie klasyki. Mickiewicz pewnie by się zdziwił. Ale my już nie. Wiwat lawa!