Nie ma lepszej okazji do rozmowy o ociepleniu, niż oczekiwany od tygodni atak śniegu i mrozu. Nie dlatego, by mrozy miały przeczyć teorii, że klimat się ociepla, ale dlatego, że zima sprzyja chłodnemu spojrzeniu. A przyznam, że w sprawie zmian klimatycznych trudno utrzymać spokój.

W tym roku pojawi się kolejny Raport Międzyrządowego Panelu Zmian Klimatycznych (IPCC). Poprzedni, z 2007 roku wywołał potężne kontrowersje, w przypadku najbliższego zapewne nie będzie inaczej. Pierwsze przecieki, które pojawiły się już przed miesiącem wskazują na to, że choć w szczegółach raport skoryguje pewne zbyt daleko idące prognozy z 2007 roku, choć przyzna, że aktywność Słońca może bardziej przyczyniać się do ocieplenia, niż wcześniej uważano, ogólny obraz, który otrzymamy nie będzie uspokajający.

Problem jednak nie w tym, co stwierdzą sami naukowcy, tylko w tym, co politycy i różnej maści lobbyści z tym zrobią. Spory w świecie naukowym nie są niczym nowym, są potrzebne, czasem niezbędne, dopiero jednak wtedy, gdy naukowe stwierdzenia stają się sprawą polityczną, puszka Pandory otwiera się na dobre. Działalność na rzecz ograniczenia ocieplenia klimatu stała się w ostatnich latach jednym wielkim przemysłem politycznej poprawności. Nigdy nie powinno być za późno, by popatrzeć na to, do czego w praktyce prowadzą działania pod tym sztandarem.

Najlepszy przykład to protokół z Kyoto. Pierwsze formalne międzynarodowe porozumienie w sprawie ograniczenia emisji gazów cieplarnianych zyskało ostatnio "drugie życie", kiedy szczyt klimatyczny w Doha, w obliczu braku możliwości dogadania się co do nowego układu, przedłużył jego obowiązywanie do 2020 roku. Jak jednak przyznaje w niedawnym komentarzu czasopismo "New Scientist", protokół z Kyoto w istocie przyczynił się do zwiększenia emisji tych gazów.

Schemat jest prosty. Protokół obowiązywał tylko część najbardziej uprzemysłowionych krajów, które przeniosły znaczną część najbardziej emisyjnej produkcji do krajów rozwijających się. Dodatkowo Europa zmniejszyła też emisje niejako "przy okazji", po upadku komunizmu i wyłączeniu znaczących części przemysłu krajów naszego rejonu. Wszystko to jednak nawet nie zrównoważyło eksplozji emisji choćby w Chinach. I tak Europa emituje teraz o kilkanaście procent gazów cieplarnianych mniej, niż przed rokiem 1990-tym, ale globalna emisja na świecie wzrosła w tym czasie o połowę. To dopiero "sukces".

O tym, że idea promocji tak zwanych biopaliw nie przyniosła nic dobrego poza podniesieniem światowego poziomu cen żywności i wycięciu sporej ilości lasów, pisałem już nie raz. Nikt z rzeczników tej formy "zielonej rewolucji" oczywiście nie poczuwa się do obowiązku, by za to przeprosić. Machina kręci się dalej. Rzućmy więc okiem na najnowsze doniesienia w sprawie owych biopaliw. Kilka dni temu czasopismo "Nature Climate Change" opublikowało pracę, z której wynika, że w Europie uprawy przeznaczonych na nie roślin emitują znacznie więcej izoprenu, niż inne. To zaś przyczynia się do poważnego zwiększenia ilości ozonu, głównego szkodliwego dla naszego zdrowia składnika smogu. Kolejny "sukces". A takich wielkich i drobnych "sukcesów" na tym polu można wymienić więcej.

Zatrzymanie zmian klimatycznych wymaga fundamentalnych zmian globalnego systemu energetycznego - alarmują ostatnio naukowcy Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine. Ich zdaniem bez podjęcia dramatycznych decyzji, zmian klimatycznych nie da się już zatrzymać. Coś mi mówi, że te fundamentalne zmiany, wprowadzane konsekwentnie na całym świecie, nie są możliwe. Nie dogadamy się w tej sprawie. Dlatego szczególnie pilnie powinniśmy pilnować, by Europa w swym ekologicznym zapale (i chęci zarabiania na niektórych "ekologicznych projektach) nie narzuciła nam rozwiązań, które klimatowi nie pomogą, a naszą gospodarkę uczynią mniej konkurencyjną.

Ciągłe dokładanie do mało wydajnych technologii odnawialnych to nie jest pomysł na przyszłość. Trzeba w końcu wymyślić bardziej wydajne technologie, do których nie trzeba będzie dokładać. Tylko to może sprawić, że zdrowy mechanizm konkurencji wyjdzie klimatowi na dobre. Być może też trzeba pogodzić się z myślą, że pewnych zmian nie uda się uniknąć i trzeba się zacząć do nich przygotowywać.

Dwa tygodnie temu, naukowcy z Uniwersytetów Penn State i Rutgers ogłosili, że cykl zmian klimatycznych około 2 milionów lat temu prawdopodobnie znacznie przyspieszył naszą ewolucję, w tym rozwój naszej inteligencji. Może w obliczu najnowszych zmian klimatycznych warto znów postawić na rozwój inteligencji, zamiast dać się ogłupiać tym, którzy na takim, czy innym "ekologicznym"  programie chcą po prostu zarobić.