Jestem przekonany, że gdyby zapytać przeciętnych obywateli Rzeczpospolitej, jeszcze na początku obecnego stulecia o to, co jest podstawowym, najważniejszym zadaniem mediów, przeważałyby odpowiedzi, że media powinny kontrolować władzę. To na tym polega "czwarta władza" mediów. To jest sens ich działania w warunkach państwa demokratycznego. Z czasem oczywiście opinia ta mogła się nieco zmienić, bo media w końcu dostarczają też zwykłych, nie politycznych informacji i rozrywki, ale to już zupełnie inna sprawa. Mam wrażenie, że niestety my, dziennikarze w Polsce dość powszechnie rezygnujemy teraz ze sprawowania owej "czwartej władzy", wręcz składamy broń. To, że takie działanie nie sprzyja demokracji może nie wszystkich z nas obchodzić. Wydaje mi się jednak, że w ten sposób sami podcinamy gałąź, na której siedzimy. Odbiorca naszej pracy, czytelnik, widz, czy słuchacz może rychło dojść do wniosku, że dziennikarze nie pomagają mu w żaden sposób w poznawaniu i rozumieniu rzeczywistości, więc nie są mu do niczego potrzebni. I co wtedy?

Dziennikarze nie są ludźmi pozbawionymi poglądów, wręcz przeciwnie, czasem mają tych poglądów aż za dużo. Sam fakt posiadania poglądów, nie powinien nas jednak zwalniać od myślenia. A jednak zadziwiająco często instynkt podążania za stadem i głoszenia poglądów i opinii modnych w danej chwili całkowicie tę zdolność myślenia zagłusza. Dziennikarstwo jest sztuką zadawania pytań i poszukiwania odpowiedzi. Jeśli nie mamy żadnych pytań, albo rezygnujemy z uzyskania odpowiedzi, powinniśmy się zastanowić, czy aby wszystko z nami w porządku.

Nie jestem entuzjastą medialnych teorii Jarosława Kaczyńskiego, ale przyznaję, że rozumiem jego rozdrażnienie tym, że niektórzy z nas "jeżdżą po nim jak po łysej kobyle". Dopóki był premierem i przywódcą rządzącej partii, można było uważać to za element kontrolowania władzy, ale PiS oddał tę władzę na tyle dawno, że można by to już wreszcie zauważyć. Powtarzany przez posłów PiS-u dowcip o mediach, które natychmiast po wyborach 2007-go roku postanowiły się poprawić i zamiast rządu zwalczać opozycję, okazał się daleko bardziej proroczy, niż można się było spodziewać. Nie chodzi o to, by media nie kontrolowały opozycji. Wręcz przeciwnie. Opozycję, jako element sceny politycznej trzeba rozliczać z tego co mówi, trzeba weryfikować jej obietnice i krytycznie oceniać zarzuty wobez rządu. Problem w tym, że przez dwa lata rządów PiS media w ogóle tej kontrolnej funkcji wobec opozycyjnej Platformy nie wypełniały. Politycy PO mogli mówić dowolne bzdury, obiecywać cuda i dziwy, wszystko przy nieustannych owacjach znaczącej części mediów. Władza deprawuje, czasem jednak deprawuje też opozycja. Media tak długo przyznawały Platformie Obywatelskiej rację niemal we wszystkim, że "nieomylność" przeniosła ze sobą do Kancelarii Premiera. Z kolei Prawo i Sprawiedliwość odsądzane od czci i wiary za wszystko co robiło, zamknęło się w oblężonej twierdzy i wygląda zza muru uzbrojone we wrzątek i roztopioną smołę.

Wszystko to sprawia, że debata publiczna jest, jaka jest. Do mistrzowskiego poziomu doprowadzono odwracanie kota ogonem, politycy mówią dziś jedno, jutro drugie i nikt nie jest w stanie ich z tego rozliczyć. Moralność Kalego święci największe triumfy od czasów wydania "W pustyni i w puszczy". To, że standardy oceny różnych aktorów polskiego życia politycznego są całkowicie różne "widać, słychać i czuć" na każdym kroku. Media tolerują, a nawet promują polityków, którzy nigdy nie są w stanie niczego sensownego powiedzieć, albo jedyne co mówią to steki obelg pod adresem swych przeciwników. Chamstwo jednych nazywa się skandalem, chamstwo innych - prowokacją. I tak w koło Macieju. Można oczywiście udawać, że nic sie nie dzieje, że wszystko jest w porządku, ale tak z ręką na sercu, czemu to tak naprawdę służy. Dziennikarstwu na pewno nie. Rezygnując z pokazywania prawdy i walki o obiektywizm, stajemy się propagandzistami takiej, czy innej idei. Już to przerabialiśmy.

W taki właśnie sposób media tracą wpływ na rzeczywistość. Platforma Obywatelska może spokojnie lekceważyć medialne zaczepki, nie odnosić się do nich, wciąż nie brać za nic odpowiedzialności a ewentualne zarzuty bagatelizować. Póki jej, wykreowana przez media, popularność nie maleje, te media mogą jej "skoczyć". Jej zagorzali zwolennicy są odporni na jakiekolwiek argumenty. Prawo i Sprawiedliwość zajęte głównie powtarzaniem "gdyby to było za naszych rządów, to dopiero byłby jazgot", nie zajmuje się tworzeniem żadnego realnego programu. Może i nie do końca chce, ale "musi" iść drogą wydeptaną przez platformianą opozycję, która krytykowała zawsze, wszystko i w każdych okolicznościach. Gorliwi wielbiciele tej partii i tak wiedzą swoje.

Styl dyskusji publicznej zaakceptowany i po części stworzony przez media przyczynia się do utrwalania "wodzowskiego" charakteru partii politycznych, gdzie otwarta dyskusja jest wypalana rozżarzonym żelazem. "Wszyscy członkowie partii rzecznikami jej kierownictwa" - chciałoby się zakrzyknąć. Nie wychylaj się, bo cię wytną. Jakim cudem w życiu politycznym mają się pojawić ludzie ideowi, inteligentni, uczciwi, skoro podstawowym warunkiem istnienia w obszarze debaty publicznej jest agresja wobec politycznego rywala i ślepe oddanie swojemu "przywódcy". Na dłuższą metę w interesie mediów jest szukanie ludzi, którzy mają jakieś poglądy, mają coś do powiedzenia i potrafią zdobyć się na odwagę myślenia. Na razie jednak wiekszość mediów szuka popularności oddając głos głównie propagandzistom, klaunom, bulterierom i "błaznom" z bożej łaski. Wpływ mediów na to, co dzieje się w Platformie Obywatelskiej, czy Prawie i Sprawiedliwości jest zadziwiająco mały. A jaśli w partiach tych pod ciśnieniem "bycia u władzy" lub "bycia w opozycji" nie dojdzie do istotnych pęknięć, będzie jeszcze mniejszy.

W ten sposób my dziennikarze wpadamy w pułapkę irrelewantności, wszyscy wiedzą, jakie komentarze gdzie padną, jakie tematy będą promowane, jakie przemilczane. Jeśli prawdą jest, że większość z nas czyta tylko to, z czym się zgadza i równocześnie mało kto w Polsce czyta cokolwiek, to kogo właściwie można jeszcze do czegokolwiek przekonać. Kto zada sobie trud sięgnięcia po różne gazety "lub czasopisma", by poznać rozmaite opinie? Kto? Poza samymi dziennikarzami.

PS. Jest jeszcze "piąta władza", blogosfera, która ma ambicje rozliczania nie tylko polityków, ale i dziennikarzy. Oby jej się to udało.

PS. 2 Kto wie, może pewną nauczką będzie to, co obecnie dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Amerykańskie media nawet nie ukrywają swej bezwarunkowej miłości do Baracka Obamy. Warto przyglądać się, do czego to doprowadzi...