Odpowiedź na powyższe pytanie wydaje się oczywista. Ojciec służy poczęciu. Czemu jednak służy po poczęciu? Oczywiście opiece, utrzymaniu i wychowaniu. Tuż przed tegorocznym Dniem Ojca naukowcy przynoszą kolejne informacje na temat tego, jak wielka jest rola ojca w życiu dziecka. Okazuje się, że panowie mają za zadanie nauczyć swoje potomstwo uporu i konsekwencji w działaniu.

Jeśli w swoim życiu potrafimy na przekór przeciwnościom dążyć do celu i nie poddawać się, zawdzięczamy to swojemu ojcu. Przekonują o tym wyniki badań naukowców z Brigham Young University, opublikowane w ubiegłym tygodniu na łamach "Journal of Early Adolescence". Ich zdaniem to właśnie ojcom przypada zadanie nauczenia dorastających pociech niezbędnej w życiu wytrwałości.

Badacze School of Family Life mormońskiego uniwersytetu BYU przez szereg lat obserwowali 325 rodzin. Próbowali zrozumieć w jaki sposób stosowane przez rodziców metody wychowawcze przekładają się na sukcesy i problemy ich dzieci. Obserwowali, czy dzieci potrafią się skoncentrować na realizacji zadań, czy umieją doprowadzić projekty, w których uczestniczą do końca, czy wreszcie potrafią wyznaczać sobie cele i konsekwentnie je osiągać. Ich zdaniem właśnie te umiejętności sprawiają, że młodzi ludzie są w stanie potem rozwinąć swoje talenty, lepiej radzić sobie ze stresem i wyzwaniami, na które napotykają w życiu.

Okazało się, że najlepsze wyniki przynosi stosowanie przez ojców tak zwanego stanowczego stylu rodzicielstwa. Można go opisać w trzech zasadniczych punktach: dziecko czuje ciepło i miłość ze strony ojca, w domu obowiązują jasne reguły i dziecko rozumie, skąd te reguły się biorą i dlaczego trzeba ich przestrzegać, dziecko ma też zagwarantowany odpowiedni poziom autonomii. W nieco ponad połowie obserwowanych rodzin dominował właśnie taki styl rodzicielstwa i u tych dzieci zauważano znacząco wyższą konsekwencje w działaniu, co sprzyjało osiąganiu w szkole lepszych wyników i zmniejszało ryzyko konfliktów z prawem.

Tak sobie myślę, że doświadczenia dwudziestolecia polskiej demokracji pozwalają nam już na nieco refleksji nad tym, jak sami się w ojcostwie sprawdzamy. Czy dajemy swoim dzieciom wystarczająco dużo dobrych przykładów i wychowujemy je tak, by miały siłę i upór konieczny, by udanie mierzyć się z wyzwaniami przyszłości. O tym, że nie będą to wyzwania łatwe, to już chyba wystarczająco dobrze wiemy.

Marudzimy, że młode pokolenie jest mniej ambitne, mniej wytrwałe, nie wie, czego chce. Może dobrze byłoby nie ograniczać się do marudzenia, tylko coś z tym fantem zrobić. Przynajmniej tam, gdzie jeszcze nie jest za późno. Bo jeśli wychowamy lemingi, to one kiedyś, prędzej czy później zrozumieją, że zawiedliśmy. I będzie wstyd.

PS. Tato, dziękuję. Dużo zdrowia.