Wydaje się, że rzeczywiste wyniki wyborów na "Pana, Wójta i Plebana” i oczywista w związku z nimi korekta ocen, kto przegrał, kto wygrał, kto się powinien cieszyć, a kto nie, sprawia, że nieco bezprzedmiotowa staje się dyskusja o tym, co PiS teraz zrobi. Okazuje się bowiem, że w praktyce może uznać, że nie musi nic zmieniać: ani zaostrzać, ani łagodzić, lecz płynąć mniej więcej dotychczasowym kursem. Ja jednak liczę, że pewna zmiana nastąpi i będzie to bezpośredni skutek niepewności wieczoru wyborczego, którą w partii dość wyraźnie było widać. Im lepiej i na dłużej działacze PiS zapamiętają sobie swoje emocje w chwili, gdy wynik wydał im się rozczarowujący, tym więcej - mam nadzieję - możemy od nich oczekiwać. My wszyscy. Zarówno wyborcy PiS, jak i opozycja.

Wydaje się, że rzeczywiste wyniki wyborów na "Pana, Wójta i Plebana” i oczywista w związku z nimi korekta ocen, kto przegrał, kto wygrał, kto się powinien cieszyć, a kto nie, sprawia, że nieco bezprzedmiotowa staje się dyskusja o tym, co PiS teraz zrobi. Okazuje się bowiem, że w praktyce może uznać, że nie musi nic zmieniać: ani zaostrzać, ani łagodzić, lecz płynąć mniej więcej dotychczasowym kursem. Ja jednak liczę, że pewna zmiana nastąpi i będzie to bezpośredni skutek niepewności wieczoru wyborczego, którą w partii dość wyraźnie było widać. Im lepiej i na dłużej działacze PiS zapamiętają sobie swoje emocje w chwili, gdy wynik wydał im się rozczarowujący, tym więcej - mam nadzieję - możemy od nich oczekiwać. My wszyscy. Zarówno wyborcy PiS, jak i opozycja.
Lider PiS-u Jarosław Kaczyński / Marcin Obara /PAP

Nic tak nie poszerza elektoratu, szczególnie w stronę umiarkowanych wyborców, jak dobre rządzenie. Ta trywialna uwaga nie jest oczywiście u nas do końca trywialna, bo przecież nie musimy się zgadzać, co oznacza, że rządzenie jest dobre. Mamy też za sobą słusznie minione lata poszerzania elektoratu bez dobrego rządzenia. Mam jednak wrażenie, że po chwili spokojnego zastanowienia mielibyśmy szanse jakieś wspólne stanowisko na temat tego, o co nam chodzi, ustalić. Choćby takie, że dobre rządzenie to wzmacnianie służących obywatelom instytucji tak, by państwo nie było już z dykty lub kartonu, lecz było państwem rzeczywistym, ale pomocnym, życzliwym. Po drugie, dobre rządzenie powinno polegać na naprawie owych instytucji, a nie tylko, i nie przede wszystkim, ich przejmowaniu. Po trzecie wreszcie, dobre rządzenie powinno sprawiać, że w państwie upowszechniają się równe zasady dla wszystkich. I może jeszcze po czwarte, że władza powinna chcieć i umieć rozmawiać z obywatelami nie uprawiając propagandy. Czy to możliwe? Czy można liczyć na to, że w głowach przywódców PiS takie myśli po niedzielnym wieczorze się pojawiły? Liczę, że tak. I liczę, że wraz z poprawą nastrojów w miarę przejmowania kolejnych sejmików wojewódzkich te myśli nigdzie nie uleciały, a twórczo się rozwiną.


Polska potrzebuje dobrego rządzenia niezależnie od tego, pod czyimi konkretnie w danej chwili barwami. Wybory samorządowe i związane z ich wynikami trzęsienia ziemi na poziomie lokalnym dają szanse na przesunięcie się w stronę profesjonalizmu. Jeśli przed kolejnymi wyborami Prawo i Sprawiedliwość chce przekonać pisosceptycznych wyborców do siebie, ma szanse pokazać, że tam, gdzie dojdzie teraz do władzy, będzie rządziło po prostu mądrzej. Warto się postarać, bo przecież tam, gdzie PiS nie wygrał ma być dalej tak jak było, różnica musi być chyba wyraźnie widoczna. Prawda? Nie, nie chodzi mi przy tym o dosypywanie pieniędzy tam, gdzie PiS rządzi, ale pokazanie, że pieniądze będą dosypywane tam, gdzie to jest najbardziej potrzebne i najbardziej dla nas wszystkich efektywne. Nie tylko z lokalnego, ale i ogólnopolskiego punktu widzenia. To byłby taki dobry przykład. 

Ja wiem, że totalna opozycja tego nie doceni, betonowo opozycyjne media nie podchwycą i nie nagłośnią, ale ludzie na miejscu, bez względu na to, na kogo głosowali w 2015, czy 2018 roku to zauważą i być może - nawet wbrew sobie - przyznają. Jeśli chce się nakłonić tych pisosceptycznych, ale nie aż pisofobicznych do przejścia do obozu aktualnej władzy, to może być najlepszy sposób. Może nawet jedyny możliwy. Sposób o tyle wskazany, że dobre rządzenie w trakcie tego procesu, nawet jeśli ostatecznie głosów nikomu nie napędzi, nam wszystkim się przyda. Wiem, rozpędziłem się, może oczekuję za wiele, ale mam prawo oczekiwać, a może - ze względu na uprawiany zawód - mam nawet taki obowiązek.


Na ostateczne odpowiedzi, gdzie i ewentualnie z kim Prawo i Sprawiedliwość będzie w sejmikach wojewódzkich rządzić, przyjdzie nam zapewne jeszcze poczekać. Przez dwa dni stało się jasne, że dla Polskiego Stronnictwa Ludowego to mogą być już ostatnie negocjacje w charakterze języczka u wagi. Jeśli postawi źle, przegra i zniknie. Przynajmniej na jakiś czas, a może i na zawsze. Nie to, żebym płakał, ta partia w naszych najnowszych dziejach wyjątkowo źle mi się kojarzy, rozumiem jednak, że ma się nad czym zastanawiać. Ale cóż, nie zazdroszczę tej sytuacji i nie trzymam kciuków.

Co do Platformy Obywatelskiej, chyba nikt nie zadaje sobie już pytań o to, co jeszcze może zrobić. Jej strategia, boleśnie przewidywalna, wręcz uporczywa, opiera się na dwóch filarach, całkowitej negacji tego, co robi PiS i pełnym zadowoleniu z tego, co sama robiła wcześniej. Jedyne szanse na sukces daje więc Platformie sam PiS, kiedy popełnia błędy albo własna machina propagandowa, jeśli jakieś mniej lub bardziej prawdziwe błędy PiS-owi przyklei. Czy na tym etapie kampanii przed kolejnymi wyborami europejskimi, parlamentarnymi i prezydenckimi PiS może już nie popełniać błędów? No, tego nie wiem. W każdym razie może się postarać. Po niedzielnym wieczorze myślę nawet, że bardzo się postara... Co na to opozycja?