"My nie odpuszczamy kawałka lodu. Jest to drużyna, która nie ma może wielkich papierów, ale ma serce do walki" - mówił Aron Chmielewski po testmeczu polskiej kadry w Spodku przed turniejem prekwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich w Pjongczang w 2018 roku. Wygraliśmy ten turniej i wciąż walczymy o igrzyska! Będzie ekstremalnie ciężko. Ale o to właśnie chodzi - by walczyć z najlepszymi i od nich się uczyć.

REKLAMA

Kiedy blisko rok temu przegrywaliśmy w Krakowie z braćmi Madziarami ostatni mecz mistrzostw świata Dywizji 1A - mecz decydujący o awansie do światowej Elity, był smutek. Ale, umówmy się, choć mecz był wyrównany, Węgrzy na to zwycięstwo zasłużyli. A przede wszystkim: nie o awans nam w całym tym turnieju chodziło. Chodziło o to, by rok po awansie na zaplecze Elity po prostu się tam utrzymać. By potwierdzić, że to jest właśnie nasze miejsce w światowym hokeju. Podopieczni trenera Jacka Płachty wykonali ten plan z nawiązką: nie tylko się utrzymali, ale do ostatnich sekund ostatniego meczu walczyli o wielką niespodziankę!

Przegraliśmy wówczas minimalnie, 1:2, ale dowiedliśmy tego, o czym mówił cytowany na początku tego tekstu Aron Chmielewski: mamy serce do walki i nie odpuszczamy kawałka lodu. I za to właśnie nie da się tej Reprezentacji nie kochać!

W niedzielny wieczór w Papp Laszlo Sportarenie było wszystko: były umiejętności (Przemek Odrobny - standing ovation!), było wielkie serce do gry i wielkie emocje! Dość powiedzieć, że o zwycięstwie musiały zdecydować rzuty karne.

Zanim jednak do karnych doszło, była 5-minutowa dogrywka, w której biało-czerwoni przez 2 minuty musieli radzić sobie w liczebnym osłabieniu. Tak jak wcześniej nie zdołali wykorzystać okresów gry w przewadze, tak w dogrywce, w tej wojnie nerwów, nie pozwolili Węgrom odebrać sobie marzeń o igrzyskach.

No a później były karne, czyli loteria, i wspomniany Przemek Odrobny, który przez cały mecz bronił wyśmienicie, a i w karnych nie pozwolił wbić sobie choćby jednego gola! To się nazywa: "zamurować bramkę"!...;-)

Teraz przed biało-czerwonymi decydująca faza olimpijskich kwalifikacji. Na początku września zagramy w Mińsku z Białorusią, Słowenią i Danią. Do Pjongczang pojedzie tylko zwycięzca. Będzie - jak już wspomniałam - ekstremalnie trudno.

Ale czy o awans chodzi? Prawda jest taka, że po latach (również - a może: przede wszystkim - finansowego zaniedbania) wracamy na mapę światowego hokeja. Wracamy nie dlatego, że nagle pojawiły się wielkie, niespodziewane pieniądze. Wracamy dlatego, że mamy cudowną drużynę, która gryzie każdy centymetr lodu.

Zaczęło się od trenera Zacharkina. Każdy chciał u niego grać! Z różnych powodów złożyło się tak, że trener Zacharkin się z nami pożegnał (choć np. przyjechał do Krakowa, kiedy graliśmy decydujący o awansie do Elity mecz z Węgrami), ale mentalność pozostała. A trener Jacek Płachta kontynuował, co najlepsze, od Zacharkina, dołożył, co najlepsze, od niego, i mamy drużynę, która walczy i wygrywa z czołówką!

Na ostatnie dwa turnieje Euro Ice Hockey Challenge przyjechali do Katowic m.in. Kazachowie, Francuzi, Włosi. Nie po łatwą wygraną. Przyjechali po to, by zmierzyć się z trudnym przeciwnikiem. I w kilku przypadkach musieli uznać wyższość gospodarza.

Teraz przed nami finałowa walka o igrzyska. Nie wiem, czy właśnie o zwycięstwo w niej chodzi. Wiem, że będą walczyć. O to, by - jak sami mówią - krok po kroku podnosić polski hokej.

I za tę walkę - o każdy centymetr lodu! - im dziękuję...