W ostatnich dniach, wbrew próbie skłócenia nauczycieli i rodziców lansowanej intensywnie przez niektóre media i niektórych polityków, spotykam się z coraz większymi wyrazami solidarności właśnie ze strony rodziców. Ale też uświadamiam sobie, jak mało wiedzą oni o naszej pracy i jak wiele zawaliliśmy wszyscy we wzajemnych relacjach.

Jest w tym oczywiście wina nasza - nauczycieli. Często boimy się bowiem rozmawiać z rodzicami o naszych problemach, uczuciach, frustracjach, oczekiwaniach. W kontaktach z rodzicami zachowujemy się nieraz jak korporacyjni profesjonaliści, którzy używają nienagannej polszczyzny, uśmiechają się, rozdają karteczki z ocenami, wygłaszają formułki o wymaganiach edukacyjnych, zbierają zgody na wycieczki, czytają ogłoszenia dyrektora szkoły.

Boimy się powiedzieć, że nie pojedziemy na tygodniową wycieczkę, bo... pełnimy na niej opiekę non stop. Podejmujemy się przy tym ogromnej odpowiedzialności, za którą nikt nie zapłaci nadgodzin. No i nie chcemy zostawiać naszych małych dzieci. 

Jest w tym bowiem oczywiście także wina rodziców. Bo polski rodzic nie przychodzi prawie nigdy do nauczyciela "po prostu porozmawiać" . Nie zapyta, co słychać. Raczej nie pogratuluje sukcesu. Nie mówi: "fajnie pan uczy", "mój syn dużo o panu opowiada i chciałem pana poznać", "zróbmy coś razem". Polski rodzic przychodzi często nauczycielowi po prostu wygarnąć.

W polskiej kulturze nie do pomyślenia jest, aby wychowawca przyjechał na kawę do rodziny i porozmawiał o problemach dziecka, a i trudno sobie wyobrazić, że przychodzi do szkoły rodzic i przy herbacie, uśmiechając się, żartując i wyrażając wsparcie, rozmawia o swoim nastolatku. Wzajemnie się usztywniamy i uciekamy od prawdziwego spotkania. 

W polskiej szkole każdy się kogoś boi. Uczeń często nauczyciela, nauczyciel coraz częściej rodziców, dyrektora i problemów, dyrektor - kuratorium.

Może czas to zmienić?

W polskiej szkole realia o pracy nauczyciela zamknęliśmy szczelnie w pokoju nauczycielskim, ewentualnie w kontaktach z naszymi najbliższymi.

To się właśnie chyba kończy na naszych oczach. Musicie nas teraz wysłuchać. Bo opowiadamy wam właśnie naszą historię. I czasem niełatwo będzie ją przyjąć. Może jednak łatwiej po niej będzie się wreszcie spotkać?