„Żołnierze Wyklęci to pojęcie uważane za kontrowersyjne, ale jeśli ktoś się bliżej tym zajmie, to nazwa nie jest sztuczka. Pochodzi z listu, jaki wysłał oficer Ludowego Wojska Polskiego, do żony zamordowanego człowieka w wyniku sądu polowego, którego oskarżono o zdradę tylko dlatego, że był żołnierzem AK i nie ujawnił tego” – mówi gość „Dania do Myślenia” w RMF Classic, historyk Leszek Żebrowski. Jego zdaniem „Żołnierze Wyklęci” rzeczywiście zostali z naszej historii wyklęci. „To nie jest tak, że ci ludzie nie mają nic na sumieniu. To jest okres, kiedy oni są po kilku latach jednej wojny, wchodzą w drugą. Są zagrożeni, spotykają się z pacyfikacjami i donosicielstwem” – dodaje historyk. „Ci, którzy przeżyli, chwytali za broń i chcieli bronić, życia, kobiet, dzieci i wolności” – mówi Żebrowski.

REKLAMA

Tomasz Skory: Rozmawiamy w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych ustanowionym przez Sejm cztery lata temu. To pan bodaj wprowadził to pojęcie "Żołnierze Wyklęci" do obiegu publicznego. Skąd ono pochodzi?

Prof. Leszek Żebrowski: Nie poczuwam się do pełnego autorstwa dlatego, że to powstało w 1993 roku w kręgu wczesnej Ligii Republikańskiej i związane już było z wyjściem tej nazwy na zewnątrz z wystawą, która została zorganizowana pod taką właśnie nazwą na Uniwersytecie Warszawskim. Była to pierwsza tego typu prezentacja podziemia, które istniało na ziemiach polskich szeroko pojętych, także tych, które zostały od Polski zabrane po 1944 roku, czyli kontynuacja wojny po wojnie. Dla wielu społeczeństw zachodnich wojna się zakończyła. W państwach Europy Środkowo - Wschodniej wojna trwała nadal, chociaż miała zupełnie inne oblicze. Kontynuacja Polskiego Państwa Podziemnego, czyli Polskie Państwo Podziemne w wymiarze cywilnym, delegatury rządu na kraj, czyli administracji państwowej i w wymiarze wojskowym, głównie Armii Krajowej, także innych organizacji niepodległościowych, chociaż to zmieniało później swoje oblicza organizacyjne, nie złożyło broni, nie poddało się. Nie dlatego, że ci ludzie chcieli pozostać w lesie. To są różnego rodzaju mity. Oni chcieli wyjść po kilku latach przebywania tam, walki, zmęczenia, potwornych strat, chcieli normalnie wyjść, ale już takiej szansy nie dostali.

Samo pojęcie "Żołnierze wyklęci" co oznacza?

To jest pojęcie uważane za kontrowersyjne. Jeśli ktoś się tym bliżej zajmie i zacznie studiować dokumenty z tamtego okresu, zresztą to często przytaczam na spotkaniach, to ta nazwa nie jest wymyślona, sztuczna. Pochodzi między innymi z listu, jaki wysłał oficer Ludowego Wojska Polskiego do żony zamordowanego człowieka w wyniku sądu polowego, którego oskarżono o zdradę pójścia na rękę Hitlerowi, tylko dlatego, że był żołnierzem AK i nie ujawnił tego. W związku z tym został zamordowany. On użył tego pojęcia.

Przytoczę: "Wieczna hańba i nienawiść naszych żołnierzy i oficerów, towarzyszy mu i poza grób. Każdy, kto czuje w sobie polską krew, przeklina go, niech więc wyrzeknie się go własna jego żona i dziecko". To przerażające słowa skierowane do wdowy po człowieku, który właśnie został stracony.

Tak, to dziecko ma kilka miesięcy, to jest niemowlę i ono ma wyrastać w nienawiści. Ta rodzina, która pozostała przy życiu, ma wychowywać dziecko w nienawiści do własnego ojca. Wykląć go z własnej przeszłości. Natomiast szerzej, tak formacja została nazwana dlatego, że poza tą eksterminacją, poza mordowaniem, oni rzeczywiście zostali z naszej historii wyklęci. Nie usunięci całkowicie, bo oni byli, jako bandy reakcyjnego podziemia...

...antypaństwowa konspiracja.

Bardzo dużo różnych nazw, ale wyklęcie jest powszechne i myślę, że najlepiej wyraził to ówczesny naczelnik Wydziału Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, major Wiktor Herer, który powiedział w śledztwie do jednego ze swoich więźniów: "Nam nie chodzi o to, żeby was zniszczyć fizycznie, bo my to zrobimy, ale nam zależy nam tym, żeby was zniszczyć moralnie w oczach społeczeństwa", czyli właśnie wyklinać. On go zapytał: "Dlaczego? Macie nas w swoich rękach. Wielu moich kolegów nie żyje. My się z tym liczymy, że nas mordujecie. A dlaczego przedstawiacie nas w fałszywym świetle, jako zdrajców, niemieckich kolaborantów?" I on właśnie wtedy użył tego pojęcia - "Chcemy was zohydzić moralnie w oczach społeczeństwa".

Ta propaganda komunistyczna była tak skuteczna, że przyznajmy - i dziś przeciętny Polak może w zasadzie wiedzieć o tych niezłomnych niewiele bądź wręcz nic. Proszę powiedzieć, o jakich siłach my mówimy?

W konspiracji powojennej, czyli po zakończeniu działań wojennych na ziemiach polskich pozostaje około dwustu do dwustu pięćdziesięciu ludzi, zarówno w pionie czysto wojskowym, jak też w zapleczu politycznym. W partyzantce, czyli w oddziałach leśnych, w tych, które są w pogotowiu, czyli ludzie są powoływani z siatek konspiracyjnych, to jest około kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Oni się oczywiście przewijają. To podziemie ponosi straty, ale cały czas jest napływ ochotników, bo trzeba pamiętać, że wszystkie te formacje, jakie wówczas działają, a jest ich bardzo dużo - jest kilka ogólnopolskich, kilkadziesiąt lokalnych, wszystkie są formacjami ochotniczymi. Ci ludzie sami szli do konspiracji uważając, że tak trzeba, albo nie mając wyboru. Tam, gdzie były pacyfikacje, gdzie była eksterminacja ludności cywilnej, o czym dzisiaj mało się pamięta, tam był natychmiastowy dopływ ochotników. Ci, którzy przeżyli, chwytali za broń i - straceńczo, ale - chcieli bronić życia, własności, godności, bronić kobiet, bronić dzieci.

Na czy polegała sprawa "Ognia"? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl