Teatr jest w kryzysie instytucjonalnym? „Troszeczkę tak. Kultura zamienia się w przestrzeń sporu polityków. Jeśli politycy zaczną się wtrącać do kultury, to będzie już po niej” – mówi gość „Dania do Myślenia” w RMF Classic teatrolog i kulturoznawca z Uniwersytetu SWPS Ewa Uniejewska. „Mam wrażenie, że w tej chwili chłopcem do bicia został Jan Klata” – dodaje. Zdaniem Uniejewskiej Klata nie robi nic, czego nie mielibyśmy w teatrze od wielu lat. „Jeżeli faktycznie mówimy o wszelkich porno porządkach w teatrze, to nie jest nic, czego nie byłoby wcześniej” – uważa gość RMF Classic.

REKLAMA

Tomasz Skory: Zaprosiłem panią, bo w ostatnich czasach śledzone przez większość wiadomości polityczne, zaczęły być zakłócane przez doniesienia dotyczące teatru. To trochę może powikłane. Z pani punktu widzenia to może wygląda na odpowiednik bezczelnego "proszę przy mnie nie jeść, przecież pani widzi, że ja tu palę". Tak się mają te doniesienia polityczne do teatralnych. Ale porozmawiajmy o teatralnych. Ostatnio mówią o przeprowadzeniu przez resort kultury audytu artystycznego w Teatrze Starym w Krakowie, w celu zbadania kontrowersyjnych spektakli dyrektora Jana Klaty. Brzmi to niesympatycznie. Co się za tym kryje?

Ewa Uniejewska: Kryje się za tym to - no właśnie - używamy często pojęcia audyt artystyczny, aczkolwiek ministerstwo się od tego odżegnuje. Chodzi po prostu o pilne sporządzenie recenzji bieżącej działalności Starego Teatru.

A dlaczego?

To zobaczymy, tak mi się wydaje niestety. Do tego jest powołany pan Konrad Szczebiot, który ma obejrzeć wszystkie spektakle Starego Teatru, dostępne niestety na nagraniach wideo, aby wydać taką ocenę.

Osobliwy sposób oceniania działań w teatrze akurat.

To trzeba niestety przyznać.

I do czego ma to posłużyć? Czy to ma związek z tym listem prawicowych publicystów, artystów, którzy domagają się odejścia Jana Klaty, nie pierwszy raz z resztą.

Nie pierwszy raz, faktycznie. Wokół Klaty po raz kolejny jest bardzo gorąco tak na prawdę. Już poprzednio jego spektakle wzbudzały kontrowersje dyrekcji, a teraz tak jakby odżyło ze względu na zmianę władzy, tak jakby to troszeczkę przyspieszyło.

Publicyści piszą o posługiwaniu się prowokacją polityczną, obyczajową. Piszą, że Klata realizuje plan niszczenia polskiej tradycji, piszą o złym smaku, obrażaniu uczuć odbiorców. Po części to jest prawda - oni się czują obrażani.

Również o braku dialogu z tradycją literacką chociażby, czy powiedzmy postmodernistycznym ćwiartowaniem tekstu - takie określenie w tym liście również się pojawiło. Co z jednej strony jest słuszne, a z drugiej, nie jest to na prawdę nic takiego, czego nie mielibyśmy w teatrze od wielu, wielu lat. I nie sądzę, aby to mogło być aż takim zarzutem, mimo wszystko.

A może Jan Klata najzwyczajniej przeholowuje i rzeczywiście zbyt często posługuje się prowokacją artystyczną.

Nie wydaje mi się, żeby robił to częściej niż inni twórcy. Ja mam osobiście takie wrażenie, że Jan Klata został takim chłopcem do bicia w tej chwili. Nie wiem, czy jedynym, jak się to rozwinie później. Ale nie są to grzechy wyłączne Jana Klaty.

Był już skandal z przerwaniem przedstawienia "Do Damaszku", dwa lata temu, w listopadzie, przez zniesmaczoną obscenicznymi aktami publiczność. Było jego "wynoście się stąd", skierowane do publiczności. To nie są rzeczy, które służą opinii o teatrze, aczkolwiek, być może służą komercyjnemu sukcesowi przedstawień, bo zwracają uwagę.

Tak, na pewno w pewnym stopniu również. Przy czym, ja widziałam ten spektakl, żadnych tego typu scen niestety nie zauważyłam, a bardzo chciałam i z takim nastawieniem tam poszłam.

Ja nie byłem, ale przeczytałem o tym, że jeden z aktorów był zmuszony do odgrywania aktu seksualnego ze scenografią. Były tam takie rzeczy?

Nic takiego nie widziałam, niestety, powtórzę. Przy czym, jeżeli mówimy faktycznie o tych wszelkich "porno porządkach" w teatrze, to również nie jest to nic, czego nie byłoby wcześniej. Tylko teraz podkreślamy przy okazji konkretnych twórców. Dlaczego tych konkretnych? Nie wiem.

A może od sceny narodowej dotowanej przez ministerstwo, rzeczywiście należy oczekiwać nie prowokacji - dla jednych artystycznych, dla innych tych pustych, obscenicznych - ale wystawiania klasyki w sposób bardziej niż Klata to robi klasycznie.

Tak, tylko moglibyśmy się w takim razie zastanawiać, co to znaczy w sposób klasyczny i czy wystawiając "Operetkę" Gombrowicza, faktycznie Albertynka na koniec ma być naga czy nie...

Musielibyśmy się zastanowić, czy Gombrowicz to klasyka według tych środowisk, które stawiają takie zarzuty...

Według mnie - już tak.

To przeprowadzenie audytu artystycznego to jest prawo ministra kultury oczywiście, który przeznacza środki publiczne na działanie teatru. Myśli pani, że kontrakt Jana Klaty rzeczywiście dotrwa do 2017, czy raczej chyba się pożegna z funkcją?

Mam nadzieję, że jednak dotrwa, bo rzeczywiście nie byłby to atak na samego Klatę, ale na autonomię instytucji kultury i myślę, że czegoś takiego nie chcielibyśmy widzieć w polskim teatrze.

Czy sponsor może atakować instytucję, którą utrzymuje w dużym stopniu?

Działamy tutaj chyba bardzo zero-jedynkowo i próbujemy oddzielać powiedzmy awangardę teatralną za pieniądze podatników i to bardzo negujemy i odsądzamy od czci i wiary a z drugiej strony bardzo chcielibyśmy widzieć wszystko patriotyczne narodowe - przynajmniej Gazeta Polska tak by chciała...