Bądźcie ostrożni! Wkraczamy do świata literackich wampirów karmiących się krwistymi historiami prawdziwych nowohucian.

Wybiegamy na ulice zakręcone i pogmatwane, jakby autorka posplatała w węzły proste arterie dzielnicy. Poruszamy się po szachownicy miejskiego planu, na którym osiedla noszą nazwy jak z planszy: A0, B7, C1. Tyle że Elżbieta Łapczyńska w powieści "Bestiariusz nowohucki" wymyśliła własne figury: groteskowe, skaczące po czarnych i białych polach jak postacie Śmierci na obrazach danse macabre. Uwaga, wchodzimy ... w trans prozy soc-surrealistycznej. 

Zmiany w Hucie wyskakują same, nieproszone o przypominanie. Jest prosta zasada: doba dzieli się na trzy jak litania, kto zliczy osiem godzin, może być pewien, że zaraz porwie go wiara. Nikt tu nie nosi zegarka, bo musi, a tylko bo może. Poznajemy pory dnia po mętności powietrza, po zmienności hutniczych zapachów, po buchnięciach dymu, po natężeniach bijatyk, po rodzaju wieszanego prania. Pierwszą zmianę niesie cisza znad pól, budzi nas, czy ktoś chce, czy nie, po prostu przerywa sen, bo coś nam mówi w duszy, że trzeba chwycić za pług, za kosę, a jedyne, co mamy, to kątownik lub młotek. Ci, którzy schodzą wtedy ze zmiany, mawiają, że cisza wdziera się na halę, i idą za nią jak za szczurołapem. Drugą zmianę, o czternastej, zapowiada pęczniejący ruch, ludzkie istoty jak rój, jak czerwie żerujące na mięsie, ruch bez konkretnego kierunku, najlepiej wszędzie. Gdy co rusz wpada ktoś na kogoś, odbija się i zawraca, to znak, że Huta wzywa do pracy. A trzecia zmiana wybija w godzinę stali, i to jej zgrzyt rył powietrze nad naszymi głowami.  

Elżbieta Łapczyńska wypracowała niepowtarzalny styl, który na własny rachunek nazwałem socrealizmem metafizycznym. Ta powieść została wykreowana w wielkim piecu metafor, w ogromnej hali produkcji hiperbol, ze stopu poezji i prozy. Kiedy czytałem "Bestiariusz nowohucki" przypomniałem sobie termin "duchowy proletariusz" ukuty przez dr Adama Pomorskiego, znakomitego tłumacza i znawcę literatury oraz kultury rosyjskiej. (Wybieram tylko drobną część jego zainteresowań twórczych i badawczych.)

Literaturoznawca zwrócił uwagę na fascynujący, jakby podziemny nurt literatury w Rosji, najpierw carskiej, a później sowieckiej. To prąd "kosmizmu", idea fizycznego zmartwychwstania człowieka, wątek stworzenia raju - tu na ziemi. Owładnięty tą ideą był genialny rosyjski pisarz Andriej Płatonow. Jednak w swoich powieściach, pod wpływem realnej rzeczywistości stalinizmu (choć w tym przypadku trzeba byłoby powiedzieć - egzystencji "surrealistycznej" ), ukazał klęskę tego projektu. Utopia stworzenia nowego człowieka, żyjącego w społecznej idylli, zamieniła się w dystopię, piekło na ziemi dla milionów niewolników diabelskiego systemu. Charakterystyczny był styl pisarstwa Płatonowa. Język jego prozy był jak lingwistyczny świat po katastrofie, poskładany z różnych, nieprzystających do siebie kawałków. Podczas lektury miałem wrażenie, jakby każde zdanie musiało uzasadnić swoje istnienie, udowodnić, że ma prawo się pojawić w werbalnej przestrzeni. To absolutnie dojmujące doświadczenie literackie.

Zachowując wszelkie proporcje, odkryłem niemal analogiczną metodę w powieści Elżbiety Łapczyńskiej. Co więcej, tematyka jest bardzo podobna do Płatonowowskiej: demonologia industrializacji, materialistyczna rzeczywistość podszyta diabolicznym chichotem, budowa wzorcowego socjalistycznego miasta niosąca zagładę zastanego ładu. Mógłbym zresztą snuć porównania do innych utworów (czasami wbrew intencjom autorów) ukazujących zło i nihilizm komunizmu okresu industrializacji, choćby do "Maszyn i wilków" Borysa Pilniaka. W rozmowie ze mną Łapczyńska powołała się jednak na sławnego rosyjskiego postmodernistę Wiktora Pielewina. Autor "Świętej księgi wilkołaka" ma u nas godną kontynuatorkę. 

Nie zamierzam tu jednak, w tym skrótowym wprowadzeniu do najnowszego podcastu "Nowa Huta krok po kroku", snuć jakichś krytycznoliterackich rozważań czy wchodzić w nurt "wpływologii". Powiem wprost: "Bestiariusz nowohucki" zrobił na mnie duże wrażenie. Rozwichrzenie językowe połączone z precyzyjnym obrazowaniem i logiką, mnożące się fantasmagorie trzymane w fabularnych ryzach budzą moje uznanie. Wyrażam również szacunek pod adresem autorki z powodu bardzo dobrze "odrobionego zadania". Widać świetną znajomość nowohuckich realiów oraz topografii; widoczne są ślady lektur na temat historii tego miejsca oraz tutejszych biografii; a jednocześnie ta wiedza została przez Łapczyńską przemieniona na prawdziwą literaturę (chciałbym napisać "przemielona", dostosowując się do industrialnej tematyki).

Jednocześnie muszę przyznać, że to bardzo trudna chwilami proza, gęsta i hermetyczna, wymagająca od czytelnika dużego wysiłku intelektualnego oraz wzmożonej pracy wyobraźni. Jednak ten trud popłaca. Czerpałem z lektury wiele satysfakcji i na pewno nie raz będą wracał do "Bestiariusza nowohuckiego". Jestem przekonany, że za każdym razem znajdę w tej książce coś nowego, coś nowego o Nowej Hucie, co mi wcześniej jakoś umknęło.   

Skierowałem się od razu do naszego ulubionego schronu na A-11. Koledzy pewnie już tam są albo pojawią się z godzinę, albo doczołgają się pod wieczór. Jeśli nie, to będą inni panowie, zawsze chętni na dwie wódki i rozmowę. Schron niezmiennie napawał mnie nadzieją na sympatyczny wieczór, więc czułem tę przyjemność już w drodze. Tą myślą chyba wywołałem złego, bo złe przychodzi na przekór i zawsze bez uprzedzenia. Wyskoczył zza bloku.

Łapczyńska w rozmowie ze mną przyznała, że ukończone studia filozoficzne mocno wpłynęły na jej pisarstwo, bo ukształtowały ją pod kątem kompetencji językowych. Dały jej odpowiednie narzędzia do operacji myślowych. Stwierdziła, że dostrzega z perspektywy czasu, jak nauka filozofii uwrażliwiła ją także na pewien typ problemów, wobec których nadal nie może pozostać obojętna. Są sprawy, które ją intrygują, a nawet wywołują - jak to określiła - "szał poznawczy". Jedną z nich jest sfera cielesności człowieka i ewolucji naszego gatunku. Swoje refleksje określa mianem "filozofii bez przymiotnika". Choć - jak przyznaje obrazowo- miała "zachłysty" egzystencjalizmem. Obecnie pasjonuje się filozofią przyrody oraz filozofią nauki, które uważa za bijące źródła myślenia w ogóle. 

Elżbieta Łapczyńska zarzeka się, że następnej "nowohuckiej" książki po "Bestiariuszu ..." już nie napisze. Przypuszczam, że z jej talentem, to ta kolejna powieść o Nowej Hucie napisze się sama. Stworzy ją autorka-widmo, nocna suwnicowa z Kombinatu mitów.

Triolet z jakichś resztek

) po łażeniu po Szkolnym podczas lutowej odwilży ( 

p. Elżbiecie Łapczyńskiej    


Miasto we mnie wrosło mam z cegieł ścianki w kościach

Leżą mi na dnie serca ścinki rudej blachy

Głos to śmietnik stos tynków z gazet temat błahy 

Miasto we mnie wrosło mam z cegieł ścianki w kościach

Kąt mój obcy nie własny i wiersz czysty obciach

Już chce skończyć by skoczyć oczy wzniósł na dachy

Miasto we mnie wrosło mam z cegieł ścianki w kościach

Leżą mi na dnie serca ścinki rudej blachy