Mój wybitny Towarzysz blogowania na rmf24.pl Krzysztof Janik przyznał, że ma ze sobą problem. "Ojciec był w AK, za Stalina siedział parę razy, kij do kiszki stolcowej też Mu wpychali. (…) A ja w pezetpeery poszedłem i na lewo dziś jestem." W biogramie tego blogującego komunistycznego, a dziś neokomunistycznego działacza można przeczytać, że od 1968 do rozwiązania należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Zanim odpowiem mojemu wybitnemu Towarzyszowi na jego wpis dotyczący mojego tekstu pt. "UB-enbrookowie" zatrzymam się na tej znaczącej dacie - roku 1968.

Krzysztof Janik, który wyciągnął przeciwko mnie antysemicki cep, świadczący mniej o wiejskich korzeniach, co o pisarskiej "subtelności"  aparatczyka, zapisał się do PZPR w roku największej partyjnej nagonki na Żydów. Czy wtedy też towarzyszowi Janikowi opadły spodnie i zobaczył, że nie jest obrzezany, więc nadaje się do organizacji "nordyków"? Czy dlatego stanął po stronie "Chamów" w sowieckiej wojnie z "Żydami", po stronie "Natolińczyków" w czasie pezetpeerowskiej nocy długich noży, politycznej rzezi  "Puławian"?  Przypuszczam, że właśnie ten wstydliwy fakt ze swojej biografii Janik próbuje teraz przykryć gorliwością w obronie przedwojennych żydowskich komunistów, których  nikt, kto naprawdę czuje jakąkolwiek więź z polskością, bronić nie powinien, bo się kompromituje.           

Zobacz również:

Kogo ja w swoim tekście wymieniłem? Kogo chce Towarzysz blogowania w rmf24.pl  wziąć w obronę? Może Wacława Komara? A właściwie Mendla Kossoja, który jako kilkunastolatek mordował tajnych współpracowników polskiej policji politycznej na polecenie Komunistycznej Partii Polski, a potem przerzucony do Związku Sowieckiego był szkolony na kursach dywersyjnych i skierowany do OGPU/NKWD? Tenże towarzysz Mendel  K. został po wojnie mianowany przez Sowietów w okupowanych przez nich Polsce szefem wywiadu wojskowego, oraz szefował w  zbrodniczym Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. Za kogo Janik, szanowny Towarzysz blogowania na rmf24.pl, chce ręczyć? Za Grzegorza Hersza Smolara, który w lipcu 1920, po wkroczeniu Armii Czerwonej, został  członkiem Komitetu Rewolucyjnego? A może za  Bolesława Konstantego Geberta, znanego jako Bill Gebert, agenta sowieckiego wywiadu, jednego z założycieli Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych? Resztę nazwisk, które wymieniłem w tekście można sobie łatwo wygooglać.

W swoim wpisie zatytułowanym "UB-enbrookowie" podzieliłem się z czytelnikami twórczą lekturą trzech książek, które poruszają temat tabu w Polsce - genealogię współczesnych polskich elit, czy raczej ludzi, którzy za te elity chcą uchodzić. Często pouczają, szydzą, kpią, szargają, plują, piętnują. Natomiast sami uchodzą za nietykalnych. Każde pytanie o tradycję, której hołdują, traktowane jest jako naruszenie tej nietykalności. Według mnie ważne jest to, czy potomkowie największych zdrajców, agentów, wrogów Polski, opluwających naszą tradycję, walący kłonicą antysemityzmu, rozliczyli się z własną przeszłością. Czy też przechadzają się z niezrozumiałą dla mnie dumą, świecąc fałszywymi aureolami, pod kręgiem  światła sztucznej świętości. Nie ma to nic wspólnego z 1968 rokiem, Krzysztofie Janiku - Towarzyszu blogowania na rmf24.pl. Miesza Towarzysz czasy i pojęcia.

Swoją drogą to dla mnie przechodzi wszelkie pojęcie, jak można było wstąpić do komunistycznej partii, po tym co przeszedł ojciec Krzysztofa Janika w komunistycznych więzieniach. Ojciec porządny, a syn komunista! To jest temat na inną rodzinną sagę niż "UB-enbrookowie". Krzysztof Janik winien już napisać ją sam. Jak to było w 1968 roku, Towarzyszu? "Syjoniści do Syjamu! A pisarze do piór!"