Finał asertywnej polityki nowych polskich władz od samego początku był do przewidzenia: wojna ze wszystkimi wrażymi krajowymi mocami oraz kierującymi nimi światowymi potencjami. Uaktywniły się globalne potęgi wrogie nam - wolnym Polakom patriotom, próbującym wybić się na niepodległość, dążącym do stworzenia silnej i suwerennej Rzeczypospolitej. Do "piątej kolumny" w III RP, rzesz jurgieltników pod wodzą Schetyny i Petru, do brukselskich zaborców, wciąż marzących o ostatecznym rozbiorze kraju nad Wisłą, do niemieckich imperialistów rojących o całkowicie podległej sobie Mitteleuropie, do Moskwicinów, nadal niemogących się pogodzić z upadkiem swego Imperium Zła, dołączyli kolejni zagraniczni harcownicy - i to aż zza Oceanu. Kuriozalny list wysmażyli (aż) trzej amerykańscy senatorowie!                 

Ucieszyli się neokomunistyczni hipnotyzerzy skołowanych mas PRL-bis, politrucy spod znaku czerwonego prostokąta! (Gdy spoglądam na logo "Gazety Wyborczej", jak polską flagę pozbawioną bieli, przed oczyma mam scenę z filmu "Katyń": bolszewicki sołdat targa na onuce nasz narodowy sztandar i białym kawałkiem płótna owija sobie brudne stopy, swoje ubłocone "giry". Nic na to nie poradzę, że moje skojarzenia chodzą swoimi drogami, na własnych nogach.) Zadęli fałszywie na wiwat jak w szydercze, ‘szofarowe’ trąbki piewcy ograniczonej polskiej suwerenności zgrupowani na Czerskiej! Gardłować zaczęli niewolnicy, raby eufemistycznie zwący się georealistami, którzy za cenę bycia politycznymi ‘kapo’ w globalnym obozie wesołych baraków, pragną nam, wolnym ludziom, narzucić jarzmo nowego -‘kulturalnego’- marksizmu.  

Czytam tytuł krzyczący pogrubionymi czarnymi czcionkami na stronie organu sekty Antypisa, biuletynu spadkobierców komunistycznych herezjarchów, w latach 60. XX wieku tworzących obóz "Puławian". (Oni nadal żyją w tamtych oparach bolszewickiego absurdu, kiedy odszczepieńcze "puławskie Żydy" walczyły z "nacjonalistycznymi Chamami z Natolina"!)  Przywołuję korzenie tragikomicznej dla mnie "Gazety", bo jak inaczej mam rozumieć tę ledwie skrywaną radość z powodu obcej interwencji w nasze wewnątrzpolskie spory polityczne?! Ciężko pojąć tę patologiczną radość z autentycznego nieszczęścia, tę obcą polskiej, chrześcijańskiej mentalności Schadenfreude z powodu ingerencji zagranicznych polityków w naszą krajową debatę, po jednej stronie konfliktu! Trzech wpływowych senatorów USA napisało list do Szydło: "Wzywamy rząd do przestrzegania zasad demokracji" - zatriumfowała "Gazeta Wyborcza". Tak się składa, że ja ten ideologiczny biuletyn czytam wspak, od prawej do lewej, albo jak mówią Rosjanie: на оборот. Co znaczy po prostu: odwrotnie. Słownik podaje jednak także bardziej dźwięczne i wdzięczne synonimy: francuskie à rebours, oraz wulgarne od d.py strony. Wybierz więc Czytelniku, który Ci pasuje. (Mam bowiem szeroki diapazon Odbiorców, na różnym poziomie: od oczytanych, kulturalnych adresatów, aż do niechcianych, prymitywnych barbarzyńców.)    

Kiedy "Wyborcza" świętuje sukces, ja popadam w depresję. Gdy Czerska się zamartwia, ja pałam radością. To jest już moja permanentna przekora, więc mnie ona nie dziwi. To jak odwrócony odruch bolszewickiego psa tresowanego przez dr Iwana Pawłowa. Jak pamiętamy: w tamtym sowieckim doświadczeniu biedny czworonóg był przyzwyczajany do dźwięku dzwonka anonsującego podawanie pokarmu i w rezultacie zaczynał się ślinić na samo dzwonienie. Ja mam na abarot, à rebours, od d.py strony: kiedy "Wyborcza" chce mnie karmić swoimi niestrawnymi artykułami, w mojej głowie natychmiast odzywa się alarmowy dzwonek. Natomiast do głowy by mi nie przyszło, że podobny sygnał będzie mi się teraz odzywał na każdą wypowiedź republikańskiego senatora Johna McCaina! Co się stało z pierwszym antykomunistą USA?               


O co chodzi z tym jego podłączeniem się pod antypolską inicjatywę dwóch durnych Demokratów? Co się porobiło w siwej głowie McCaina, że jego sygnatura widnieje obok podpisu takiego "Dicka" jak Dick Durbin.  Kiedy "Gazeta Wyborcza" z wielką atencją pisze, że   Durbin jest wiceszefem swojej partii w Senacie i odpowiada za dyscyplinowanie kolegów, żeby głosowali za projektami władz partii lub prezydenta, mnie to wystarczy, żeby zbytnio ufać w jego wybitność. Bycie "naganiaczem" najgorszego prezydenta w najnowszej historii Stanów Zjednoczonych to nie jest powód do dumy. Jestem przekonany, że taki Durbin chętnie by sprzedał Polskę Rosji i to za bezdurno. W odróżnieniu od "patriotów" z "Gazety" nie chwalę fanów "resetu" z Putinem!       

Figury amerykańskiego establishmentu piszą w stylu "Wyborczej" i "New York Timesa"? Na reprezentantów "kopniętej lewicy" ("loony left") zawsze można "liczyć". Natomiast spektakularny upadek mojego dotychczasowego herosa, najsensowniejszego jak mi się wydawało do tej pory przedstawiciela amerykańskich konserwatystów, doprowadził mnie do rozpaczy. Czy wszystko na tym świecie przeżarte jest dworską chorobą neobolszewizmu, przeklętym lewackim luesem? I Ty się zaraziłeś sekretną przypadłością szlachetny - jak sądziłem - republikański senatorze Johnie McCainie?!  Czytam Pańskie -pardon- wypociny: Jesteśmy przyjaciółmi Polski i mamy bliskie związki ze społecznością Amerykanów polskiego pochodzenia. Naprawdę tak ścisłe relacje łączą Pana z Polonią? Podejrzewam, że te środowiska na które Pan się powołuje to antypolska agentura, która nic wspólnego nie ma z  autentyczną, patriotyczną oraz antykomunistyczną Polonią. 

Fakty znajdzie Pan w liście "Klubu Gazety Polskiej w Nowym Jorku": Reprezentujemy liczną Polonię, która walczyła o wejście Polski do NATO, która była zmuszona uciekać z Polski przed komunistycznymi bandytami Jaruzelskiego, zaznając przed tym z rąk oprawców krzywd i cierpień. (...)  Na początku Pana listu do Premier Szydło, twierdzi Pan, że ma Pan ścisłe związki z mniejszością polską w USA.  Jeśli to prawda, to gdzie Pan był, kiedy myśmy opłakiwali zabitego w Smoleńsku polskiego Prezydenta, domagając się międzynarodowego śledztwa. Do dnia dzisiejszego katastrofa smoleńska nie została w sposób prawidłowy wyjaśniona, szczególnie że powszechnie są znane różne podejrzane okoliczności. Wtedy, kilka lat temu, wysyłaliśmy do Pana listy w tej sprawie, ale Pan nie był zainteresowany. Gdzie Pan był, kiedy poprzedni rząd PO, przez 8 lat metodycznie niszczył literę prawa w Polsce, bijąc pałami demonstrantów przy każdej okazji, wrzucając do więzień na cale lata młodych ludzi bez procesu tylko za to, że krytykowali rząd. Gdzie Pan był, kiedy PO, po objęciu władzy w 2008 roku wyrzuciła na bruk prawie wszystkich 500 dziennikarzy pracujących w państwowych mediach? Gdzie Pan był, kiedy rząd PO naruszył 46 razy postanowienia Sądu Konstytucyjnego? I co Pan na to Mr. McCain? Skoro Pan się tak troszczy o demokratyczną debatę w naszym kraju, powinien Pan się nie tylko zapoznać z tym pismem, ale i nań szybko odpowiedzieć. Jeśli Pan tego nie zrobi, my Polacy troszczący się o prawdziwą suwerenność naszego kraju odpowiemy Panu dosadnie: przypomnimy, co rzekł Cambronne, i powiemy to samo nad Wisłą.  Na pewno zna Pan historyczną anegdotę, do której w zacytowanym przeze mnie fragmencie wiersza nawiązał polski poeta Władysław Broniewski. W bitwie po Waterloo napoleoński generał   Pierre Jacques Etienne Cambronne na wezwanie Brytyjczyków do poddania się miał odpowiedzieć "Merde!", czyli dosłownie  "G.wno!". Pani premier Szydło odpowiedziała Panu w grzeczny i dyplomatyczny sposób, jak to kulturalna kobieta, Mąż Stanu o szlachetnym charakterze i miłym obliczu. Jednak my Polacy, nie politycy-  nie będziemy wobec Pana i dwóch innych sygnatariuszy aż tak ujmująco uprzejmi.      


You can't have it both ways. - mówi angielskie przysłowie. My tu w Polsce mówimy : “Albo jedno, albo drugie". Albo jest Pan antykomunistą, grzmiącym przeciwko Putinowi, albo działa Pan na rzecz neokomunistów i rabów rosyjskiego watażki w Polsce. Tertium non datur. Nie ma innej trzeciej opcji. Dziwimy się tu w Polsce, my autentyczni przyjaciele amerykańskiej wolności, że Wy- Amerykanie- chcielibyście ją kultywować jedynie w Waszym kraju, a w innych państwach tak często wspieracie wraże reżimy. Jakiż inne rządy były tak często oskarżane o bezrefleksyjną proamerykańskość jak gabinety z udziałem Prawa i Sprawiedliwości? I takie władze, które dążą do stworzenia silnych dwustronnych relacji pomiędzy Warszawą a Waszyngtonem, są teraz przez USA zwalczane? Co to za schizofrenia? Jak wytłumaczyć racjonalnie takie polityczne rozdwojenie jaźni? Czy jest na pokładzie lekarz? Houston, mamy poważny problem, czyż nie?                  

Analizuję list trzech senatorów USA i przypominam sobie słynny japoński obraz trzech małpek. Jest to wizualizacja przysłowia "nie widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego". Pierwsza małpa Mizaru (見猿), zakrywa sobie oczy, druga - Kikazaru (聞か猿), zatyka uszy, trzecia - Iwazaru (言わ猿), zatyka sobie pysk. Senatorze McCain, niech Pan sobie wybierze rolę dla siebie i dla dwóch Pańskich kolegów - Demokratów, współautorów absurdalnego i tak nas Polaków denerwującego listu w "obronie polskiej demokracji". Czy zatkał Pan sobie usta po Tragedii w Smoleńsku? Dlaczego słowa Pan nie wypowiedział przeciwko Putinowi i jego niewolnikom w III RP, którzy wspólnie bezcześcili pamięć polskich generałów, szkolonych przecież w Stanach Zjednoczonych? Z jakiego powodu nie zainteresował się Pan śmiercią w podejrzanym "wypadku" obywatela Stanów - śp. Wojciecha Seweryna? Dlaczego nie chciał Pan powiedzieć nic złego na tych, których tak Pan teraz broni w jakimś niezrozumiałym akcie "republikańskiej" solidarności?!

Nie widział Pan, co się działo w III RP w 2010 roku i po tej dacie? Nie chciał Pan dostrzec zła pustoszącego naszą poniewieraną Ojczyznę? Ślepy Pan był wówczas, Panie McCain? Pan, który przed laty groził Putinowi, że rewolucja zmiecie i jego? Pan, który i teraz zauważa, że  porozumienie ws. Syrii zawarte w Monachium nie jest warte papieru, na którym zostało zapisane, a Putin nie chce być partnerem, chce raczej podzielić Zachód? Nie wierzę już w żadne Pańskie słowa. Nie ufam Pańskiemu zmysłowi analitycznemu, skoro jednocześnie atakuje Pan Putina w Rosji i PiS w moim kraju!       

Kopiecie sobie grób, Amerykanie! Do tej pory myślałem, że tylko ciemny pseudo-mesjasz, napompowany człowiek-Nikt, jest Waszym politycznym przekleństwem, że zagrożenie płynące dla świata z powodu chorej polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych minie wraz z końcem kadencji Baracka Obamy. Teraz wiem, że moje nadzieje są płonne, bo Ameryka powraca do swoich starych fatalnych błędów, karmiąc potwory, z którymi potem musi walczyć. Albowiem to mesjanistyczna polityka Waszyngtonu doprowadziła do powstania takich globalnych Golemów jak Związek Sowiecki i maoistowskie Chiny. To jankeska buta wywoływała światowe problemy, z którymi potem sami Jankesi musieli się borykać. Wy Amerykanie robiliście to jednak zawsze na odległość, nie byliście nigdy okupowani przez wykarmione przez siebie totalitaryzmy. To my - także my Polacy - musieliśmy znosić swój los, dźwigać przez lata niewolnicze jarzmo. Kiedy czytam wasze bzdurne listy, życzę Wam najgorszego, życzę Waszym obywatelom życia w PRL-u, a co najmniej w PRL bis - w III RP.                      

Emocjonalne przesłanie mojego wpisu wynika z jeszcze jednej przesłanki. Przed laty o niej pisałem delikatnie i aluzyjnie, jako o jednej możliwej, choć straszliwej wersji wydarzeń. Chodzi mi o tajemnicę tamtego fatalnego resetu z reżimem Putina. Wciąż chodzą mi po głowie drastyczne pytania: co było ceną owego układu? Czy tylko zdjęto parasol bezpieczeństwa z polskiej ekipy dążącej do prawdziwych, nie obarczonych historycznym kłamstwem i ekonomiczną podległością relacji na linii Warszawa-Moskwa? Czy Waszyngton w pierwszych miesiącach panowania w Białym Domu nieszczęsnego Baracka Obamy poświęcił mniej dla siebie istotne figury na środkowo-europejskiej szachownicy? Czy to był amerykański gambit, po to by uzyskać ruskie ustępstwa na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Celowo używam tu geopolitycznej terminologii szachowej, nawiązując do "Globalnej szachownicy" Zbigniewa  Brzezińskiego. Czy to on był prawdziwym mózgiem tamtej operacji? Czy to "Big Zbig" dopuścił do zbicia paru polskich figur? Chciałbym się tu mylić!                

Ewentualność taką muszę jednak wziąć pod uwagę, bo coraz więcej poszlak wskazuje na amerykańską winę w sprawie polskiego losu po 2010 roku. Już kiedyś pisałem o dziwnym zachowaniu profesora Brzezińskiego w pamiętnym wywiadzie dla jednej z czołowych żurnalistek neokomunistycznego "głównego nurtu" w III RP - Katarzyny Kolendy-Zaleskiej.  W tym interview Brzeziński z nieukrywaną pogardą odnosił się -choć nie wprost- do Jarosława Kaczyńskiego i groził autorom "nieodpowiedzialnych bzdur o zamachu smoleńskim". Żądał, by wskazali winnych. Skąd taka otwarta agresja? - pomyślałem natychmiast. Czyżby jakieś poczucie winy? Teraz to pytanie znów pulsuje mi pod czaszką, kiedy w moim kraju zmieniła się władza i nowa ekipa nie robi niczego strasznego, a w każdym razie na pewno nie czyni niczego gorszego niż gabinety poprzednie - zdegenerowane, skorumpowane, nacechowane nepotyzmem i zamordyzmem. I nagle budzą się "obrońcy demokracji", ożywa Statua Wolności i wymachuje pochodnią w kierunku nowej Polski! Zaczynam się głęboko zastanawiać: czy oni powariowali w tych Stanach? I sam sobie odpowiadam: nie to nie nowy obłęd, to dawny błąd. To echo tamtego strzału w stopę Ameryki, który rykoszetem trafił w samo serce Polski!