MOTTO: "Mgła się podnosi. Przez krótki moment widzimy jaskrawą dioramę świata: drzewa wyniosłe monumenty, zbitą twardo muskulaturę dżungli, gorejące ślepie Słońca łypiące z wysokości na wyjęte z czasu tableau – po czym z powrotem opadła kurtyna bieli. Naraz mgła wydaje z siebie krzyk. Krzyk lament duszy opuszczonej przez ludzkość: narastający jęk tysięcy niewidzialnych gardeł rozwibrowany na strunach sinego oparu." Joseph Conrad "Serce ciemności" (spolszczenie Jacek Dukaj)

1.       Koniec murzyńskiego rasisty

"Biały człowiek nie jest rdzennym mieszkańcem Afryki. Afryka tylko dla Afrykanów, a Zimbabwe dla Zimbabwe. Biały człowiek jest tutaj obywatelem drugiej kategorii. Zabójcy białych farmerów nie powinni być ścigani"." - zwykł mawiać Robert Mugabe , murzyński rasista, który musiał ustąpić ze stanowiska prezydenta Zimbabwe. Afrykański kacyk zasłynął też innymi barwnymi powiedzonkami: "Rasizm nigdy się nie skończy, dopóty dopóki białe samochody używają czarnych opon."; "Rasizm będzie trwał tak długo, jak długo ci, którzy nie płacą rachunków, będą na czarnej, a nie na białej liście". Jeszcze za delikatnie? Zbyt cienkie aluzje do rasy? To teraz będzie grubo: "Wciąż wszystko ze mną w porządku, dopóki moja ubikacja jest biała i nadal używam białego papieru toaletowego." Tak Robert Mugabe rasowo się "podcierał". Wcale mnie to nie obraża, ale też nie będę owijał niczego w taśmę wiszącą w WC. Nie będę oszczędzał nas Białasów, ale Murzyni też nie będą mieć u mnie taryfy ulgowej. Nazbierało się we mnie, nazbierało: intrygujących lektur, rozmów oraz osobistych refleksji.     

2.       Zapomniana ziemia Zimbabwe

W kolejnym odcinku mego gonzo-gnozo, zaangażowanego kolażowego reportażu z najważniejszych bieżących wydarzeń, zaglądam tam, gdzie mainstreamowy wzrok zazwyczaj nie sięga. Oto artykuł Hannesa Wesselsa pod ironicznym tytułem "Biedny Robert Mugabe" w paleokonserwatywnym portalu Taki's Magazine. Zanim omówię treść tego tekstu, słówko o owym internetowym czasopiśmie poświęconym polityce i kulturze. Zwane w skrócie "Takimag" jest sieciowym przedsięwzięciem greckiego dziennikarza Taki Theodoracopulosa, redagowanym przez jego córkę Mandolynę. Strona założona 5 lutego 2007 r. miała "wstrząsnąć zatęchłym światem tak zwanej konserwatywnej opinii publicznej". "Takimag" to libertariański webzine. Zamieszczane w nim teksty są inteligentne, bezczelne i ważne z punktu widzenia kulturowego. (Czyli dokładnie tak jak moje gonzo-gnozo.) Strona wywołała spore kontrowersje w 2013 r. po opublikowaniu artykułów wspierających ultranacjonalistyczną partię Złoty Świt, skrajnego ugrupowania, które narobiło zamieszania w Grecji. W 2008 r. w "Takimag" pojawił się po raz pierwszy termin "alt-right" na określenie "alternatywnej prawicy", która odcięła się od głównego konserwatywnego nurtu ideowego. Nazwę "alt-prawica" ukuł filozof Paul Gottfried. Wspominam o tych szczegółach, aby umieścić tekst o Robercie Mugabe w odpowiednim kontekście.       

Hannes Wessel w artykule "Biedny Robert Mugabe" opisuje 37 lat morderczych i destrukcyjnych rządów afrykańskiego watażki, konstatując, że  kurtyna w końcu opadła, skrywając polityczną scenę spektakularnego reżimu w Zimbabwe. Wojskowe przewroty rzadko są mile widziane na świecie, ale niewielu poddanych kacyka jest niezadowolonych z dramatycznego obrotu wydarzeń.  Po całych dziesięcioleciach nieszczęścia perspektywa życia pod rządami "Gucci Grace", jak nazywa się upiorną Pierwszą Damę, było przerażającym scenariuszem, który popchnął wojsko do bezpośredniej i decydującej konfrontacji. - analizuje Wessel. Autor artykułu zauważa z przekąsem, że obecnie niemal powszechnie Mugabe jest obrażany, niewielu też będzie lamentować nad jego polityczną śmiercią. Autor świetnej analizy historycznej przypomina jednak, że nie zawsze tak było. Kacyk z Czarnego Lądu nie zaszedłby tak wysoko, gdyby nie międzynarodowa pomoc. Nie mógłby rządzić przez 37 lat bez entuzjastycznego wsparcia całej liberalno-socjalistycznej machiny politycznej i medialnej. Mugabe uznawany był bez względu na to, co faktycznie robił. Szef brytyjskiej dyplomacji Boris Johnson mówi teraz w emocjonalnych słowach  o "pięknym kraju", który doznał całej serii "brutalnych ciosów" pod rządami despoty. Szef MSZ w Londynie przypomniał sobie teraz, że Mugabe sfałszował wybory i jest odpowiedzialny za "morderstwa i tortury swoich przeciwników".  Oczywiście cała Wielka Brytania zawsze chciała dobrze dla Zimbabwe! Rząd Wielkiej Brytanii bardzo się cieszy, że  Zimbabweńczycy będą teraz mogli decydować o swojej przyszłości w wolnych i uczciwych wyborach. Z kolei brytyjska premier Theresa May wyraziła "szczerą troskę" o bezpieczeństwo obywateli brytyjskich "w tym nieszczęsnym kraju". Właśnie te oświadczenia zachęciły Hannesa Wessela  do szczegółowej analizy.

Zastanawiające - pisze autor artykułu - że szefowa rządu Jej Królewskiej Mości jest teraz tak mocno zaniepokojona losem Brytyjczyków po zamachu stanu. Albowiem przez prawie piętnaście lat wojny domowej, kiedy ówczesna Rodezja walczyła, aby powstrzymać rebelię oddziałów Mugabe, a tysiące obywateli brytyjskich stanęło w obliczu najpoważniejszych zagrożeń, rząd w Londynie stanowczo poparł drugą stronę. Wzmianka Borysa Johnsona o zaangażowaniu Wielkiej Brytanii w "wolne i uczciwe wybory w byłej Rodezji", to także bzdety ... niestety. Fakty są takie, że objęcie władzy przez Mugabe było uważnie pilotowane w latach siedemdziesiątych przez przebiegły Foreign Office.

"Katastrofa w tym afrykańskim kraju mogła się wydarzyć w dużej mierze dlatego, że świat zachodni nie tylko pozwolił na nią, ale z entuzjazmem pomógł kacykowi". Rozpromieniony książę Karol, w swoim olśniewającym mundurze dowódcy marynarki wojennej, przybył na Czarny Ląd, aby na srebrnej tacy podać Rodezję głodnemu władzy Robertowi Mugabe, który okupił rządy krwią tysięcy  swoich rodaków. To, że posoka kapie mu z rąk nie przeszkadzało światowej opinii publicznej, liberalnym chórom piewców z głównych mediów, z radosnym BBC na czele. Lewicowe środowiska  wiwatowały na cześć świtu "wolności" i wychwalały pod niebiosa upadek "rasistowskich rządów kolonialnych". Odtąd Mugabe, choćby bardzo "się starał", absolutnie nie mógł zrobić "nic złego".

Szybko przystąpił więc do niszczenia "klejnotu Afryki", wprowadzając w kraju komunistyczną gospodarkę nakazową, gdzie on i jego kumple kontrolują wszystkie gałęzie sektora publicznego i prywatnego. Światu zachodniemu najwyraźniej nie przeszkadzało, że kolejny afrykański kraj wpada w przepaść marksistowskiej pseudoekonomii. A Mugabe szalał. Podniósł podatki do jednego z najwyższych poziomów na świecie. Najlepszy korpus pracowników cywilnych w Afryce został rozbity. Faktyczny rasizm (przeciw Białym) został zinstytucjonalizowany w całym sektorze publicznym pod hasłem walki z rasizmem (przeciwko Czarnym).  Zatrzymanie bez procesu sądowego było na porządku dziennym, a podczas kadencji Mugabe nie było mowy o czymś tak egzotycznym jak "wolne i uczciwe wybory". Kiedy opozycja zagroziła reżimowi w Zimbabwe na początku lat 80., Mugabe zareagował od razu z wielkim okrucieństwem i brutalnością, które nie odbiegały od terroru Stalina i Mao. Rozpoczęło się systematyczne ludobójstwo, wiele tysięcy osób zabito, a jeszcze więcej torturowano i okaleczono. 

Cywilizowany świat miał to gdzieś. Konserwatyści Margaret Thatcher - według Hannesa Wessela-  bronili ludobójstwa, twierdząc, że reżim Zimbabwe po prostu odpowiada na "uzasadnione obawy  związane z bezpieczeństwem". Brytyjska pomoc nadal swobodnie płynęła do krwawego tyrana, a Mugabe często gościł u królowej.  Konserwatyści pod przywództwem premiera Johna Majora złożyli mu hołd, nagradzając okrutnego despotę tytułem szlacheckim. Liberałom nie przeszkadzało, że Mugabe uważał gejów i lesbijki za "gorszych niż psy i świnie z powodu niegodnego ludzi zachowania" i wezwał do usunięcia ich ze społeczeństwa. Rząd labourzystowski Tony'ego Blaira dostarczył policji i służbom wywiadowczym Zimbabwe brytyjski sprzęt, dobrze "oliwiąc" w ten sposób machinę terroru.

Pod koniec lat 90. Amerykanie, mimo polityki Mugabe, wciąż go wynosili pod niebiosa. Ambasador prezydenta USA Billa Clintona w Zimbabwe Tom McDonald nie mógł się nachwalić despoty. Dyplomata zasłynął zdumiewającym wnioskiem, że kraj, dzięki zbrodniarzowi jest "afrykańską ostoją sukcesu". Tymczasem była Rodezja utrzymywała się na jako takim poziomie tylko dzięki białym farmerom, których Mugabe najbardziej nienawidził. To oni dokarmiali państwowego potwora i sprawiali, że wciąż nieźle wyglądał, dopóki dopóty rasistowskie, marksistowskie monstrum ich samych nie pożarło. Cztery tysiące białych rolników (0,03% ogółu ludności), ich rodziny i osoby pozostające na ich utrzymaniu stali się ofiarami czystek etnicznych od 2000 r. Aż w końcu gospodarka Zimbabwe upadła, powodując najgorszą hiperinflację w historii. Jak zareagował cywilizowany świat? ... Łagodnymi sankcjami oraz zakazem wizyt prezydenta i jego  przy..pasów w niektórych krajach. Zimbabwe dołączyło do legionu spustoszonych krajów afrykańskich, w których ludność żyje o głodzie i w strachu. Taka katastrofa - zdaniem autora artykułu "Biedny Robert Mugabe" - nie mogłaby się wydarzyć, gdyby Zachód nie tylko pozwalał na wszystko dyktatorowi, ale jeszcze z entuzjazmem go wspierał. Obsesja na punkcie politycznej poprawności, która zabrania krytyki tyranów, gdy są czarnoskórzy, stanowiła skuteczną barierę przed interwencją.

"Nikt nie miał siły, by wstać i wezwać tego człowieka do odpowiedzialności." - konstatuje Hannes Wessel. Zamiast tego zapanowała przerażająca niemożność. Historia Zimbabwe mogłaby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby rządzący liberałowie oraz ich współpracownicy medialni nie chcieli imponować swoją pogardą dla wszystkiego, co rzekomo rasistowskie, bo związane z cywilizacją Białego Człowieka. Mugabe mógł z ulgą dojść do wniosku, że bez względu na to, jak źle się zachowywał, swobodnie przemierzał świat i cieszył się zgodnym, praktycznie bezwarunkowym, uznaniem ze strony liberalnego establishmentu. Elity Zachodu uwierzyły, że wykonują cudowną pracę.  Despota uznał to za sygnał do kontynuacji swojej morderczej i grabieżczej polityki. "Tak więc, kiedy czołgi przybyły przed jego dom w poniedziałek wieczorem 20 listopada 2017 roku, a generałowie oznajmili jemu i jego żonie, że gra się już skończyła, zacząłem współczuć biednemu Robertowi. Był przecież pewien, że wykonuje świetną robotę." - w kapitalnym według mnie artykule napisał Hannes Wessel w portalu "Takimag".

3.       Granda z bandami w Ugandzie

Do stworzenia afrykańskiego cyklu zainspirowała mnie nie tylko historia upadłego kacyka z Zimbabwe. Gościłem w studiu RMF FM pod Kopcem Kościuszki Krzysztofa Błażycę. Miałem zaszczyt i przyjemność porozmawiać z tym znakomitym reporterem, podróżnikiem, współtwórcą Fundacji Razem dla Afryki, członkiem Polskiego Towarzystwa Afrykanistycznego na temat jego najnowszej książki pt. "Krew Aczoli. Dziesięć lat po zapomnianej wojnie w Ugandzie". Autor udowadnia w niej, że dwudziestoletnia zapomniana batalia na terenie północnej Ugandy, południowego Sudanu i w lasach Demokratycznej Republiki Konga to jeden z najmroczniejszych konfliktów w najnowszej historii Afryki. Posłuchajcie, kiedy ta rzeź się rozegrała. Kto był w niej katem, a kto ofiarą? Dowiecie się, kim jest antybohater książki Joseph Kony, a kim była spokrewniona z nim lady Alice Auma, inaczej Lakwena? Czytamy na kartach "Krwi Aczoli" przerażające dane statystyczne. Łącznie udokumentowano 2200 morderstwa, 3200 porwań w ponad 820 atakach. Na samym Konym ciąży 12 zarzutów zbrodni przeciwko ludzkości i 21 zbrodni wojennych, w tym morderstwa, gwałty, zniewalanie i wcielanie dzieci do armii. Kony - święty prorok jak twierdzą jego podwładni- to tak naprawdę diabeł wcielony. Z mojego wywiadu dowiecie się, jaką rolę w tej afrykańskiej wojnie odegrała magia. Na przykład, jak można walczyć z wrogiem wyłącznie klaszcząc w dłonie. (Tego właśnie uczyła czarownica Lakwena swoich wiernych żołdaków.) Książka zawiera przerażające relację ocalonych z rzezi. Stephen był zmuszany do zabicia młodej dziewczyny. Nie był w stanie tego zrobić. Zamyka oczy, otwiera i widzi jej roztrzaskaną przez czarnych sołdatów głowę. Brenda patrzyła, jak ludziom obcina się ręce i nogi. Opowiada, jak w pewnej wiosce ugotowano miejscowych nauczycieli, a ludziom kazano zjeść ich ciała. Kobietom kazano zabijać dzieci moździerzami do rozłupywania ziaren. Posłuchajcie w mojej rozmowie z Krzysztofem Błażycą, co wywołało w tamtych ludziach aż taką żądzę okrutnych mordów? Do wojennych masakr dochodzą choroby dziesiątkujące ludność: dur brzuszny, HIV, tyfus, ebola. Czy to przeklęte miejsce na ziemi? Wygląda na to, jakby było nawiedzone przez złe duchy zwane "lacen".