Uczestnik protestu przeciwko spotkaniu Grupy Bilderberg w Dreźnie /Sebastian Kahnert /PAP/EPA

1. Trump, Trump ... misia bela, misia kasia ... czeka cela.   

Globaliści i liberałowie wpadli w szał na wieść, że prezydent Donald Trump wycofa się z paryskiego paktu klimatycznego. "To najgorsze, co Trump kiedykolwiek mógł zrobić"- szaleją i rwą włosy z głów. "Trump doprowadził do ruiny plan Bilderbergów", "Elity spotkają się, aby sprowadzić do parteru prezydenta USA" - czytam tytuły na stronie antyglobalistów infowars.com. W jednym z artykułów na tej mocno spiskowej internetowej witrynie tłumaczę sobie tekst Paula Josepha Watsona na temat zakusów słynnej Grupy Bilderberg.  

"Niewtajemniczonym" w temat podpowiem, że ten elitarny klub mondialistów, czyli budowniczych Nowego Porządku Świata, to "nieformalne międzynarodowe stowarzyszenie wpływowych osób ze świata polityki i gospodarki" - jak możemy się dowiedzieć z popularnej Wikipedii. "W corocznych spotkaniach grupy udział bierze od 120 do 150 osób. Podczas nich omawiane są najważniejsze w danym czasie dla świata sprawy dotyczące bezpieczeństwa, polityki i gospodarki". Oczywiście, w tym momencie jakaś część czytelników zaczyna się pewnie buntować przeciwko takiemu stawianiu sprawy: "No jakże to, dziennikarz poważnego medium głównego nurtu zajmuje się światową konspiracją, cytując w blogu podejrzane, niszowe strony?" Kolejny raz powtarzam, że w cyklu gonzo-gnozo, tym moim żarliwym, kolażowym reportażu z ważnych bieżących wydarzeń, nie waham się korzystać ze źródeł czasami mocno odbiegających od żurnalistycznej ortodoksji. Jednak staram się weryfikować podawane tam informacje. Oto kolejny przykład: lekturę kontestatorskich stron infowars.com oraz prisonplanet.com porównuję z artykułami w tak zwanym mainstreamie. Uzyskuję w ten sposób interesujący mnie obraz, całkiem fascynujący.

Najpierw zaglądam na oficjalną stronę bilderbergmeetings.org. Oto, co tam ujawniono. "Od czasu inauguracyjnego spotkania w 1954 r. Bilderberg był dorocznym forum nieformalnych rozmów, mających na celu wspieranie dialogu między Europą a Ameryką Północną. Co roku w mityngu uczestniczy 120-150 przywódców politycznych i ekspertów różnych branż, finansów, środowisk akademickich oraz mediów. Około dwóch trzecich uczestników pochodzi z Europy, a reszta z Ameryki Północnej. Jedna trzecia to ludzie polityki, reszta reprezentuje inne dziedziny. Spotkanie jest forum nieformalnych dyskusji o megatrendach i najważniejszych kwestiach stojących przed światem. Posiedzenia odbywają się zgodnie z zasadą Chatham House, która stanowi, że uczestnicy mogą korzystać z otrzymanych informacji, ale nie można ujawniać tożsamości, przynależności mówcy(ów) ani żadnego innego uczestnika. Dzięki prywatnej naturze spotkania uczestnicy nie są związani konwencjami swojego stanowiska albo pozycją. Mogą poświęcać swój czas na słuchanie, refleksje i zbieranie informacji. Nie ma szczegółowego porządku obrad, nie proponuje się żadnych uchwał ani głosowań, ani jakichkolwiek oświadczeń politycznych".

Klikam i przechodzę na kolejną stronę witryny: "Spotkanie Bilderberg to coroczne trzydniowe forum nieformalnych dyskusji mających na celu wspieranie dialogu między Europą a Ameryką Północną. Inauguracyjne spotkanie wyrosło z troski, wyrażonej przez wiodących obywateli po obu stronach Atlantyku, że Europa Zachodnia i Ameryka Północna nie współpracują tak blisko, jak powinny w sprawach będących przedmiotem wspólnego zainteresowania. Pierwsze spotkanie odbyło się w Hotelu De Bilderberg w Oosterbeek w Holandii w dniach 29-31 maja 1954 r. Przedstawiciele różnych dziedzin gospodarczych, społecznych, a także  politycznych i kulturalnych zostali zaproszeni do zorganizowania nieformalnych dyskusji mających na celu lepsze zrozumienie złożonych sił i głównych trendów wpływających na narody zachodnie w trudnym okresie powojennym. Przez lata doroczne spotkania stały się forum dyskusji na wiele tematów - od handlu do pracy, od polityki pieniężnej po inwestycje i od wyzwań ekologicznych do promocji bezpieczeństwa międzynarodowego. W kontekście zglobalizowanego świata trudno jest pomyśleć o jakiejkolwiek kwestii zarówno w Europie, jak i w Ameryce Północnej, którą można by rozwiązać jednostronnie". Na innej stronie witryny pojawiają się pytania i lakoniczne odpowiedzi. 

"Jakie kryteria muszę spełniać i co muszę zrobić, aby uzyskać zaproszenie na spotkanie Bilderberg? Nie ma procesu aplikacyjnego. Kluczowe pytanie brzmi, czy uczestnicy mogą wnieść interesujące perspektywy dyskusji. Uczestnicy są zapraszani, ponieważ mogą oferować inny punkt widzenia. Czy dziennikarze mogą uczestniczyć w programie - czy jest procedura akredytacji i jak mogę się o nią  ubiegać? Spotkanie jest zamknięte dla dziennikarzy, aby zachęcić uczestników do otwartości i dialogu. W rezultacie nie ma akredytacji dziennikarskich. Dlaczego, mimo spotkania tak ważnych osób, tak mało mówi się w mediach o Klubie Bilderberg? Spotkania Bilderberg nigdy nie starały się o publiczne zainteresowanie. Coroczną konferencję prasową w przeddzień spotkania organizowano od kilkudziesięciu lat do lat dziewięćdziesiątych. Zrezygnowano z tego z powodu braku zainteresowania. Jednak lista uczestników, główne tematy i lokalizacja są zawsze publikowane na kilka dni przed każdym spotkaniem". Generalnie cała witryna jest taka poprawna politycznie i niewiele mi mówi. 

Może poza jedną wiele mówiącą dla mnie informacją: w tegorocznym spotkaniu Grupy Bilderberg uczestniczy jeden jedyny Polak - Radosław Sikorski. (Z Uniwersytetu Harvarda i tyle. Nie ma żadnych informacji o pełnionych funkcjach w Polsce). Zastanawiam się, jaki parasol ma on nad sobą rozpięty? Pozwolę sobie w moim gonzo-gnozo na małą dawkę narkotyku - psychohistoriazyny. To wymyślona przeze mnie substancja, autoimmunologiczny halucynogen, pod wpływem którego rozwija się u mnie niezwykła dziejowa intuicja. Pozwala mi ona na głęboki wgląd w biografie historycznych postaci. Pod wpływem psychohistoriazyny tworzą mi się w głowie samoistnie paralelne biogramy, równoległe życiorysy. Widzę zagadkową analogię pomiędzy życiem Radosława Sikorskiego a Józefa Rettingera, masona i globalisty, prawdopodobnie agenta brytyjskiego, a może nie tylko szpiega Albionu, "cienia" Władysława Sikorskiego. Uczestniczył on we wszystkich zagranicznych podróżach generała, poza tą  jedną... ostatnią, zakończoną śmiertelną dla Władysława Sikorskiego katastrofą Gibraltarską. Radosław Sikorski - widzę to pod wpływem psychohistoriazyny- także ma niewyjaśniony do końca brytyjski epizod w życiorysie,  a odegrał równie zagadkową rolę w katastrofie samolotu z Lechem Kaczyńskim w Smoleńsku. To on od razu wiedział, co się stało, nim cokolwiek było jeszcze wiadomo. To on przekazywał komunikat: "wszyscy zginęli". Teraz dostąpił zaszczytu uczestnictwa w elitarnym zlocie globalistów. A Rettinger? On to w 1954 r. zorganizował spotkanie ponad setki koronowanych głów, prezydentów i magnatów przemysłowych w hotelu Bilderberg i został na długo sekretarzem powstałej w taki właśnie sposób Grupy Bilderberg.  Psychohistoriazyna już powoli przestaje działać.                     

Poszukuję dalej. Wyglądam informacji w mediach głównego nurtu. Zaczynam mój "biały wywiad" od internetowego wydania brytyjskiego dziennika "The Guardian". Bilderberg 2017: Tajne spotkanie światowych liderów może okazać się problemem dla Trumpa. - donosi gazeta na Wyspach. Czytam, że doroczne zebranie rządowych i przemysłowych elit przewiduje sprawozdanie z działań administracji Trumpa. Czy przywódca USA ma szansę na ocenę pozytywną? - pyta autor tekstu Charlie Skelton. Publicysta donosi, że burza wokół Donalda Trumpa rozgorzeje na dobre kilka kilometrów na zachód od Białego Domu, w centrum konferencyjnym w Chantilly, w stanie Wirginia, gdzie prezydent jest oceniany przez ludzi, których opinia ma naprawdę duże znaczenie, czyli owych Bilderbergów. Tajny trzydniowy szczyt elit politycznych i ekonomicznych rozpoczął się w czwartek w silnie strzeżonej samotni w Westfields Marriott, luksusowym hotelu nieodległym od Gabinetu Owalnego. Budynek został już zamknięty w środę, a armia ogrodników była zajęta sadzeniem dokoła jodeł, aby chronić rzesze miliarderów i nieśmiałych szefów banków przed jakimikolwiek wścibskimi obiektywami. 

Złowrogo brzmią słowa umieszczone na samym szczycie programu spotkania: "Administracja Trumpa: sprawozdanie na temat postępów". Brzmi to trochę jak temat  szkolnej wywiadówki. Więc dziennikarz "Guardiana" pokpiwa: Czy prezydent będzie musiał zostać po lekcjach za tweetowanie w ławce? Czy zostanie na drugi rok w tej samej klasie? Czy usłyszy, że ma opróżnić swoją szafkę i wyjechać? Jeśli kiedykolwiek miałoby pojawić się miejsce, gdzie prezydent usłyszałby słowa "Jest pan zwolniony!" to jest to właśnie Bilderberg. Biały Dom nie ma żadnych szans. Co z tego, że wysyła na tę konfrontację poważnych zawodników z teamu Trumpa, by bronili swojego szefa: doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego HR McMastera, sekretarza handlu Wilbura Rossa oraz nowego stratega Trumpa- Chrisa Liddella. Henry Kissinger, gruba ryba w Klubie Bilderbergów, odwiedził Trumpa w Białym Domu kilka tygodni temu, aby pogadać o "Rosji i paru innych rzeczach". Oczywiście konferencja Bilderbergów byłaby idealną okazją dla najpotężniejszego człowieka na świecie, aby omówić z Trumpem ważne kwestie globalne. 

Jedną ze spraw omawianych na tym posiadaniu będą na pewno Trumpowskie połajanki pod adresem liderów państw NATO w Brukseli. Bilderbergowie wezwali szefa Paktu Jensa Stoltenberga, aby wyraził swoją opinię. Stoltenberg poprowadzi sesję zatytułowaną "Transatlantycki sojusz obrony: pociski, bajty i dolary". Dołączy do niego holenderski minister obrony oraz grupa ważnych europejskich polityków i przywódców partii, którzy chcą uzdrowić relacje transatlantyckie pełne urazów po ostatniej wizycie Trumpa. Lista zaproszonych na tegoroczną konferencję jest pełna światowych gwiazd: od szefowej MFW Christine Lagarde po króla Holandii. Jednak  być może najbardziej znaczącą postacią na liście jest Cui Tiankai - ambasador Chin w Stanach Zjednoczonych. Zgodnie z planem spotkania temat "Chiny" zostanie omówiony podczas szczytu z udziałem chińskiego ambasadora, sekretarza handlu USA, a także  amerykańskiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, dwóch amerykańskich senatorów, gubernatora Wirginii, dwóch byłych szefów CIA oraz niezliczonej liczby potężnych amerykańskich inwestorów, w tym bossa Google. Eric Schmidt, prezes firmy Alphabet, należącej do holdingu, właśnie wrócił z Pekinu. Nadzorował tam nowy projekt. Chodzi o AlphaGo. algorytm do pojedynków w  starożytną chińską grę Go. Sztuczna inteligencja zmierzyła się z 19-letnim Chińczykiem, mistrzem świata w Go. Do tej pory niepokonany, przegrał z inteligentnym tworem. -czytam w Guardianie.  

Przeglądam kolejne witryny bbc.com, zerohedge.com, dailymail.co.uk i inne, jednak niczego nowego nie dowiaduję się o tegorocznym mityngu i jego 13-punktowym programie, ponad to, o czym już przeczytałem. Pojawiają się, co ciekawe, dosłownie te same sformułowania, co mogłoby świadczyć o tym, że dziennikarze dostali od kogoś te same dokumenty, bowiem niemożliwa jest aż taka zbieżność.

Wracam więc do artykułu na infowars.com. Portal przekonuje, że z biegiem lat wypracował sobie własne źródła zbliżone do konferencji, które przekazują mu informacje z wyprzedzeniem, co do rzeczywistego planu spotkania , a nie tylko niejasnej listy tematów opublikowanych oficjalnie przez Klub Bilderberg. Biorąc pod uwagę, że mija pierwszy rok od Brexitu oraz wyboru Donalda Trumpa, dążenia do obalenia nowego prezydenta USA i zastopowania wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej  są bardzo ważnymi tematami dyskusji dla globalistów. Zaproszenie trzech członków administracji Trumpa - HR McMastera, Wilbura Rossa i Chrisa Liddella- zdaniem infowars świadczy o tym, że Bilderbergowie wciąż jeszcze nadzieję na wywarcie nacisku na Donalda Trumpa. Według globalnych kręgów wciąż jest szansa, aby zmusić prezydenta Stanów Zjednoczonych do odwrotu od jego "herezji" ogłoszonych pod hasłem "Najpierw Ameryka!". Wycofanie się przywódcy USA z paryskiej umowy klimatycznej jest zdaniem Bliderbergów wyraźnym symptomem, że  Trump jest "niebezpiecznym obsesjonatem" zagrażającym obecnemu porządkowi światowemu. 

Strach dominuje od niedawnego szczytu G-7 na Sycylii, na którym  Donald Trump zepchnął do narożnika przywódców najbogatszych państw. Źródło infowars.com poinformowało, że mondialiści są przerażeni tym, że amerykański niepokorny lider może zneutralizować dziesięciolecia ich pracy nad zbudowaniem Nowego Porządku Świata (New World Order). Jednak Bilderbergowie z charakterystyczną dla siebie arogancją nadal wierzą, że Trumpa da się jeszcze poskromić, by się w końcu nauczył "jak naprawdę działa ten świat". Jednak wziąwszy pod uwagę jak wysoce nieprawdopodobny jest to scenariusz, że niesforny polityk podda się dyktatowi Bilderbergów, jedyną opcją, która pozostaje elitom będzie wyeliminowanie go z urzędu. Będzie to możliwe, ale tylko wtedy, gdy Demokraci odzyskają kontrolę nad Kongresem w przyszłym roku. Jego dni są więc policzone. Usunięcie Trumpa do końca 2018 r., pozwoli na odwrócenie decyzji amerykańskiej administracji o wycofaniu się z paryskiego paktu klimatycznego. Będą mogły być także wprowadzone w życie wszelkie inne globalistyczne traktaty. Co do Brexitu, mondialiści nadal uważają, że można uniknąć wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Światowa elita planuje wywołać w tym procesie jak największe zamieszanie i przydłużyć go o pięć lat. Przez ten czas ma nadzieję odwrócić w parlamencie tak niekorzystny dla siebie wynik referendum.

Jak potraktować takie informacje? Co ma uczynić taki psotny pismak jak ja, nie ufający nikomu, ale pełen dobrej wiary? W moim gonzo-gnozo, żarliwym kolażowym reportażu z ważnych bieżących wydarzeń, zestawiam obok siebie kawałki wiedzy o różnym statusie. Nie, nie obawiam się, że zostanę zepchnięty do marginalnej i pogardzanej grupy nieustraszonych łowców bzdur. Czy nie wykazałem się dobrą wolą? Przecież potwierdziłem w tak rzekomo wiarygodnej domenie mainstreamu informacje o spotkaniu Klubu Bilderberg. To nie jest żadna wymyślona wieść, produkt celowej dezinformacji. Czy nie dowiedziałem się z oficjalnych komunikatów, że ta elitarna grupa, wąski krąg globalnej władzy,  nie życzy sobie wścibskich świadków swych superważnych mityngów? Zatem mamy demokrację na świecie, czy nie? Mamy gwarancję, że wybrani przez nas przedstawiciele, są nimi naprawdę, czy też podlegają innemu, sekretnemu dyrektoriatowi? Czy ta loża szyderców i recenzentów jest władna obalać liderów wybranych przez lud? Czy mamy w ogóle prawo do wiedzy o procesach, które nas bezpośrednio dotyczą? Nie interesują was te pytania? Wolicie je zbywać znaczącym uśmieszkiem, albo niedbałym wzruszeniem ramion? Tak? Bo ja nie. Nie dlatego, że jestem jakimś patologicznym węszycielem. Nie z przyczyn mojej psychicznej konstrukcji obsesjonata i paranoika. Po prostu jestem dziennikarzem. Chcę wiedzieć, jak ten świat jest zbudowany, wokół czego się kręci. I czy ktoś tu kręci.                 

2. Perspektywa historyczna z hipostazami na horyzoncie, fatamorganą faktów?  

Jednym z najbardziej znanych dziennikarzy śledczych, tropiących Bilderbergów jest Daniel Estulin. Publicysta urodzony w 1966 roku w Wilnie jest autorem książki "The True Story of the Bilderberg Group", wydanej w Polsce pod tytułem  "Prawdziwa historia grupy Bilderberg". Jej krytycy twierdzą, że metoda Estulina polega na mieszaniu faktów z arbitralnymi twierdzeniami w taki sposób, że przypadkowy czytelnik nie odróżnia ich od siebie. A można w książce tego hiszpańskiego dziennikarza śledczego znaleźć sensacyjne informacje: "Według większości doniesień uczestnicy pierwszej konferencji ochrzcili swój związek Grupą Bilderberg od nazwy hotelu, gdzie się spotkali. Jednakże Gyeorgos C. Hatton odkrył, że książę Bernard, Niemiec z pochodzenia, na początku lat trzydziestych dwudziestego wieku służył w jednostce Reiter SS i zasiadał w radzie Farben Bilder, spółki zależnej zależnej I.G.Farben. W swojej książce 'Rape of the Constitution; Death of Freedom' ('Gwałt na konstytucji. Śmierć wolności.) Hatton twierdzi, że książę Bernard, tworząc 'supertajną grupę kształtującą politykę", oparł się na swoich nazistowskich doświadczeniach w zarządzaniu, a nazwa Bilderberg pochodzi od nazwy Farben Bilder na pamiątkę inicjatywy podjętej przez zarząd Farben- stworzenia "koła przyjaciół" Heinricha Himmlera, czyli elity bogatych przywódców, którzy sowicie wynagradzali Himmlera za ochronę, jakiej im udzielał w programach narodowych socjalistów przez cały okres istnienia Trzeciej Rzeszy. Holenderska rodzina królewska dyskretnie pogrzebała tę część życiorysu księcia Bernarda, gdy stał się po wojnie czołowym decydentem w holendersko-brytyjskim koncernie Royal Dutch Shell. Dzisiaj ta bogata firma petrochemiczna należy do wewnętrznego kręgu elity Bilderbergu." Estulin twierdzi, że perfidnym celem Bilderbergów jest tak naprawdę zniewolenie ludzi na ziemi poprzez stworzenie globalnej władzy, która zlikwiduje dotychczasowe państwa, wprowadzi uniwersalną walutę, wspólną religię i oraz jedną armię. Estulin jest obrońcą idei krajów demokratycznych, suwerennych i wolnych, bo choć dochodzi między nimi wojen, to te konflikty i tak są mniej groźne niż powszechne niewolnictwo zaprowadzone przez globalistów. Autor "Prawdziwej historii grupy Bilderberg" wskazuje, że jednym z głównych celów tego gremium jest pozbawienie ludzi gotówki, poprzez wprowadzenie wyłącznie elektronicznej waluty. W jednym z wywiadów podkreślił, że celem Klubu jest osłabienie wszystkich państw - ze Stanami Zjednoczonymi włącznie, albowiem zamierzają zbudować globalną wioskę, aby nią zarządzać.

Takie rozważania wpisują się w pewien schemat, który jest wspólnym mianownikiem dla całej rzeszy przeciwników tak zwanego New World Order (Nowego Porządku Świata). To w dużej mierze, nie wyrokuję czy zgodne z prawdą czy fantasmagoryczne, antyglobalistyczne stereotypy. Natomiast autentycznie zaintrygowała mnie u Estulina jego wizja filozoficzna i historiozoficzna. Według niego Klub Bilderberg nie jest niczym oryginalnym. To nie jest organizacja odosobniona, charakterystyczna wyłącznie dla naszej epoki. Uważa on, że to egzemplifikacja szerszego historycznego zjawiska. Możemy go określić popularnie mianem spisku, ale można to ujrzeć w postaci dialektycznej walki dwóch grup, wojny trwającej od wielu wieków. Estulin wskazuje, że współczesny  Klub Bilderberg miał swój odpowiednik już w początkach XIII stulecia. W okresie czwartej krucjaty pojawiła się w Wenecji tak zwana Czarna Szlachta. "Organizacja ta przetrwała do naszych czasów, lecz zeszła do podziemia i urządza nieformalne, prywatne spotkania ludzi władzy" - twierdzi publicysta. Tajemnicza Grupa Bilderberg ma się wywodzić właśnie od związku Czarnych Gwelfów. Nawet jeśli ta historia opowiadana przez Estulina jest typową spiskową fabułą podobną do narracji obecnych w powieściach Thomasa Pynchona "49 idzie pod młotek" czy "Tęcza grawitacji" to filozofia, która stoi za tymi rozważaniami jest całkiem spójna. Według mnie dobrze tłumaczy dzisiejsze wielkie spory na świecie, może nawet lepiej niż tradycyjne podziały na prawicę i lewicę, postępowców i konserwatystów. Zacytuję w swoim gonzo-gnozo dłuższy fragment rozważań badacza sekretnych stowarzyszeń.       

"W XIII wieku Tomasz z Akwinu podkreślał, że w ramach boskiego planu istnieją prawa naturalne, prawa, które są poznawalne i które w naturalny sposób prowadzą do idealnego ustroju państwa oddanego wspólnemu dobru. W ciągu następnego stulecia jego koncepcje rozwinęli Dante Alighieri w 'De monarchia' i Mikołaj z Kuzy w 'De concordantia catholica'. Po raz pierwszy postulowano pogląd, wedle którego istotnym aspektem szlachectwa nie jest kwestia krwi czy tytułu do posiadania ziemi, lecz potrzeba uszlachetnienia samej osoby. To bardzo ważny krok do przodu w ewolucji ludzkości. (...)  W połowie XV wieku upadek włoskich domów bankierskich Bardi i Peruzzi wywołał reakcję łańcuchową, której rezultatem było załamanie gospodarki produkcyjnej. Jej rozpad stanowił efekt gwałtownego pęknięcia najgorszej w dziejach finansowej bańki spekulacyjnej, co pogrążyło Europę w chaosie i na jakiś czas zniszczyło znaczną cześć potęgi oligarchów weneckich oraz ich wspólników. (...) Bilderbergowie są współczesną wersją oligarchów, którzy od tamtej pory zwalczali powstawanie republik poświęconych wspólnemu dobru. (...) To właśnie te zjawiska kryją się za zajadłym konfliktem, jaki trwa od 650 lat pomiędzy siłami reprezentującymi klasyczną tradycję republikańską Solona, Sokratesa, Platona i Leonarda da Vinci a siłami tzw. oświecenia, której to etykiety używa się jako maski dla ogólnoświatowej tyranii, jaką mają nadzieję zbudować Bilderbergowie".  

Ciekawa to dla mnie perspektywa. Współczesna oligarchia bezpaństwowców zwalczająca tradycje państwa republikańskiego? Czy to nie jest istota konfliktu politycznego w Rzeczypospolitej? A Donald Trump głoszący hasło "America First!" nie stacza w takim samym wymiarze potyczki z mondialistami?   

Pojęcie "Czarnej Szlachty" pojawia się także w innej - obłędnej - książce, przed którą już mnie niedawno ostrzegano na Twitterze. Mimo to, a może właśnie dlatego posmakowałem jej trujących miazmatów. Chodzi mi o ostatnią pracę Christophera Story, którego śmierć owiana jest tajemnicą, i rodzi różne spekulacje. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę sprawy, które poruszał i jak o nich pisał.       

Christopher Edward Harle Story urodził się w 1938, zmarł w  2010 r. Był angielskim pisarzem, wydawcą i doradcą rządowym specjalizującym się w sprawach wywiadowczych i ekonomicznych. Szerzej znany był ze współpracy z uciekinierem z KGB Anatolijem Golicynem przy pisaniu książki "Oszustwo Pieriestrojki". Co ważne, jak się za chwilę okaże, był także współpracownikiem " Żelaznej Damy", brytyjskiej premier Margaret Thatcher. W 2002 r. Opublikował demaskatorską książkę o Unii Europejskiej. Był wielkim krytykiem niemieckiego wywiadu, wskazując na jego nazistowskie pochodzenie. Twierdził, też że były brytyjski premier Edward Heath został "zwerbowany  przez Niemców przed wojną" i był agentem "tajnego strategicznego kontinuum nazistowskiego". To ciekawa informacja, biorąc pod uwagę niedawne rewelacje, że Heath - konserwatywny polityk - należał do kręgu satanistyczno-pedofilskiego. Czy miał on nad sobą rozpięty ochronny parasol?

Najbardziej spiskową ze spiskowych książek Christophera Story jest tom pod nieco barokowym tytułem: “The New Underworld Order: Triumph of Criminalism, Dark Actors Playing Games: the Global Fantasies of the Geomasonic Illuminati." (W moim, wolnym tłumaczeniu: Nowy Podziemny Porządek: Triumf Przestępczości: Mroczni Aktorzy i Ich Gry: Globalne Fantazje Wolnomularzy Iluminatów).  W książce tej przeczytałem, że po tym, jak pani premier Thatcher wyraziła sprzeciw wobec dalszej integracji europejskiej w 1990 r., Bilderbergowie zdecydowali, że powinna ona zostać usunięta ze stanowiska. Zadanie de facto zostało podjęte przez dwóch jej byłych najbliższych przyjaciół, lorda Howe'a i Lorda Lawsona. Według brytyjskiego źródła informacji wywiadowczych, MI6, od tamtej pory postanowiono pozbyć się w Wielkiej Brytanii "ostatnich śladów" thatcheryzmu.

Historia kołem się toczy. Wielka Brytania może opuścić Unię, ale wcale nie musi, jeśli wierzymy w moc tajemnego gremium, które właśnie obraduje pod Waszyngtonem. Spotyka się właśnie teraz niedaleko rezydencji znienawidzonego przez globalistów Donalda Trumpa. Czy tak jak brytyjską Żelazną Damę Klub Bilderberg usunie z tronu krnąbrnego amerykańskiego Żelaznego Króla? A potem wymaże jakiekolwiek ślady po trumpizmie? Nie wierzę w to, nie wierzę. Nie wierzę w tę historię! 

(ph)