1.Polka potrafi!

Legga’’Drago*zoa, język Drago*zoii lub dragozoiski, nie jest mową prostą, oferuje za to bogactwo zwrotów, które umożliwiają wysłowienie ognistych uczuć. Posługują się nim wszystkie plemiona, które w ten czy inny sposób pochodzą  ze Smoczej Macierzy. Każde wprowadziło modyfikacje, zachowały się jednak  typowe dla pierwotnego oryginału pisownia i słownictwo. Przykładem najmniej przekształconym jest mowa Dragonus Cracovus. Po utraceniu Craculum Smoki Krakowskie całe wieki spędziły w Drago*zoii, gdzie język ich niejako powrócił  do korzeni i takim, Drogi Czytelniku, możesz poznać go tutaj. - czytam w niewydanej jeszcze powieści dwudziestoletniej pisarki Marty Kurek.

"Dragonus Cracovus. Biomagia. Szał Vandy." - to pierwszy tom zamierzonego "smoczego" cyklu na temat powrotu legendarnych stworów do Craculum, królewskiego miasta Krakowa. Utalentowana prozaiczka i plastyczka, pomimo młodego wieku, jest także dojrzałą businesswoman. Sama postanowiła wydać swoją książkę, tak jak ją od początku do końca wymyśliła (literacko, edytorsko, a w przyszłości multimedialnie). Pieniądze na realizację marzenia zbiera na stronie POLAK POTRAFI. Projektowi patronuje radio RMF FM.

Ze wszystkich oryginalnych elementów powieści młodej autorki najbardziej zaintrygował mnie sztuczny dialekt, gadzie esperanto, stworzone przez tę kreatywną lingwistkę. Na kartach książki poznajemy także między innymi zasady pisowni.

Szereg Liter, czyli alfabet, którym się posługują się smoki, liczy dokładnie sześćdziesiąt znaków fregthivus, podstawowych, i mrusccus, dodatkowych, oraz sześć cegredus, łączników, za pomocą których sslollerr io˙th, sklejamy słowa. Dzięki temu legga’’Drago*zoa, język Drago*zoii, lepiej brzmi.

2. Occ*in*arabeneb bonn*sermenna. - Dzisiaj spełniam swoją misję.

Kiedy Marta Kurek ponownie odwiedziła mnie w krakowskim studiu pod Kopcem Kościuszki, ujrzałem za oknami naszego newsroomu wychodzącymi na to sztuczne wzniesienie, że listopadowy krajobraz uległ "niepokojącej" metamorfozie. "Niepokojące"- to słowo refren na kartach powieści "Dragonus Cracovus." Najwyraźniej dookolny świat został poddany działaniu sił Biomagii. Marta też uległa przemianie, jakby była mityczną boginią - bohaterką "Metamorfoz" Owidiusza. Zachowała wprawdzie ludzką postać, atrakcyjnej, elegancko ubranej młodej kobiety, ale jej ciało poddane zostało znaczącej i zagadkowej ewolucji.

Kiedy odwróciła się do mnie bokiem, aby ukazać mi za oknami przelot dziwnych człekopodobnych acz skrzydlatych istot, krążących wokół Kopca Kościuszki, ujrzałem, że z tyłu kształtnej główki ma sztywny jak z szylkretu "grzebień". Ta szokująca narośl ciągnęła się dalej w dół, po szyi, przez plecy, a kończyła się długim ogonem! Najwyraźniej straciłem przytomność, bo usłyszałem obcą mowę, przytłumioną i zwielokrotnioną jak w pudle rezonansowym. Jakiś wewnętrzny głos, niczym prywatny lektor, tłumaczył mi egzotyczny język na współczesną polszczyznę. Zacząłem "rozmawiać".

- Uthem*ilccol, umma?  - Jesteś tam, człowieku?! - zapytała mnie Marta-Smoczyca, najwyraźniej nie dowierzając jeszcze przytomności mego umysłu.

- Tak. Jestem. A jakoby mnie nie było. Skąd ty się wzięłaś .... w takiej postaci?

- Ul˅thel’~devaptharerr. - Wylądowaliśmy. - odpowiedziała lakonicznie i enigmatycznie.

- Rozumiem. Ty wylądowałaś. Inni twoi towarzysze jeszcze kołują nad siedzibą RMF FM. Ale jak to się stało, że tak się ... zmieniłaś od naszej ostatniej rozmowy? - zacząłem dziennikarsko drążyć temat.

- Ul˅avleb nahcar - Wykonałam zadanie.

Najwyraźniej miała zakaz mówienia o szczegółach misji. Jednak nie rezygnowałem. Postanowiłem wydobyć od Marty-Smoczycy jakiekolwiek szczegóły.

- Czy możesz mi zdradzić cokolwiek o celu twojej wizyty, twojej i tych lotnych brygad? Muszę mieć jakąś wiadomość, aby podać ją w Faktach. Co możesz mi powiedzieć o swoim zadaniu?

 - Veth, himini - Nic, dziecino. - rzucił uparciuch tonem wyraźnie lekceważącym moją dziennikarską dociekliwość.

- Ale co cię wstrzymuje od podania mi jakiejkolwiek informacji, którą mógłbym ujawnić jako news na wyłączność w RMF FM?

- Drago*tharol!- Smocza Nauka! - wyjaśniła głosem nie znoszącym sprzeciwu.

- Jeśli jednak będziesz taka smoczo tajemnicza, nie licz na moją pomoc, ani na wsparcie naszych słuchaczy. - powiedziałem twardym głosem. Najwyraźniej dotarło do niej, że robi błąd.

- Occ*in*arabeneb bonn*sermenna. Dzisiaj spełniam swoją misję. - odrzekła cicho, już mniej pewna sibie, jakby się tłumacząc ze swojej poprzedniej hardości.

- Rozumiem. Ale musisz coś powiedzieć po polsku. Przemów raz jeszcze ludzkim głosem, bo inaczej nici z naszego dzisiejszego nagrania.

- Nu˙volh˅leggol*li. - Nie mów tak.

- To moje ostatnie słowo! Albo zmieniasz się w człowieka i jeszcze raz porozmawiamy jak Polka z Polakiem, albo koniec. Nie przeprowadzę z tobą już żadnego wywiadu.

- Ilccol duith mro^zocc*derron - Jesteś chyba w swoim żywiole. - popatrzyła na mnie z podziwem. Widocznie doceniła moje zdecydowanie, stanowczość, którą uznała za synonim profesjonalizmu.  

- Muszę taki być, bo inaczej moi rozmówcy weszliby mi na głowę. Słyszałaś jak Robert Mazurek przeprowadza rano wywiady z politykami na naszej antenie? Bez taryfy ulgowej. Powtarzam: ja muszę taki być!  A propos, jak będzie w twoim smoczym języku: "muszę taki być"?

 - Folleb ilccev.- podpowiedziała.

- Wolę i chcę? - powtórzyłem niezdarnie.

- Folleb ilccev.- poprawiła mnie Marta-Smoczyca. I dodała cichutko. - Lanref*ve˅ o’~nurcceb fed^Lu*verccarrad. - Wkrótce odejdę do Białej Komnaty.

- Oczywiście, musisz się spieszyć. Jak to będzie po smoczemu : "czas mnie goni"?  

- Vogad’’shantha. Dosłownie znaczy to "brzemię czasu".

- Skoro każda minuta jest dla ciebie takim ciężarem, to najlepiej, jak już sobie pójdziesz. Zamówię Ci taksówkę - "na Kopiec"- jak my tu w radiu mówimy.  

- Sha ilcco yup*mrehthe ip oiop -  To jest pomysł zły i głupi. - krzyknęła nagle przerażonym głosem. A jednak zależało jej bardzo na rozmowie o swojej powieści. "Bardzo dobrze"-  ucieszyłem się w duchu.   

- A więc jednak nagramy teraz na wideo to nasze dzisiejsze spotkanie? 

- Sha*bolore - To oczywiste. - odrzekła zdziwiona, jakby nie było wcale tej jej całej metamorfozy, jakby nie przemawiała tym swoim narzeczem, niezrozumiałym dla nikogo w Polsce i na świecie.

- Posłuchaj mnie, Marto. Zrzuć z siebie to "brzemię czasu" i porzuć choć na chwilę "dragonalne" przebranie. Musimy w prostych, szczerych słowach wytłumaczyć słuchaczom twoją ideę. RMF FM to jest radio komercyjne, tu nie ma miejsca na owijanie w bawełnę, zwłaszcza w waszą smoczą, ognistą bawełnę strzelniczą, O.K.? Wiem co mówię, naprawdę! Uwierz. Ja chcę ci autentycznie pomóc. Jestem dobrym duchem twojej powieści.        

- Uthem beanus, puth himnorel. - Tam dobre duchy, gdzie tradycja. - odrzekła Marta sentencjonalnie, opuszczając swój przejściowy ewolucyjny stan - Dragonus Cracovus- i przemieniając się na powrót w elokwentną przedstawicielkę gatunku homo sapiens.

A ja już całkiem odzyskałem przytomność umysłu. Albo tak mi się tylko ... zdawało.