Śledzę z przerażeniem obecną rewolucję i kontrrewolucję na Ukrainie i wracam do lektury polskiej książki wydanej 77 lat temu. Zdezorientowany powracam po cenne wskazówki i rady. W 1937 roku ukazało się dzieło Adolfa Bocheńskiego pt. „Między Niemcami a Rosją”, napisane i wydane z inspiracji samego Jerzego Giedroyca w bibliotece „Polityki” (zbieżność tego tytułu z komuszym ‘żurnałem’ w III RP - przypadkowa).

We wprowadzeniu do tej książki Kazimierz Michał Ujazdowski tak przedstawił główną geopolityczną koncepcję autora: Adolf Bocheński nie wierzył w solidarność demokracji europejskich (...). Bocheński proponował więc formułę , którą można określić mianem "neofederelizmu". Zakładała ona dobrowolny i partnerski charakter relacji polsko-ukraińskich, a więc świadome odstąpienie od demonstrowania kulturowej i politycznej przewagi Polski w tym związku. (...) Bocheński traktował współpracę z Ukrainą jako nie pozbawioną ryzyka inwestycję, którą trzeba realizować ze względu na strategiczny interes Polski. 77 lat minęło i wciąż jest to aktualne. Historia zatacza krąg, znów się rozkręca spirala.  

Przewidywania Bocheńskiego formułowane niemal w przededniu II wojny światowej wybiegały daleko naprzód. Pisarz za niesłuszne uważał na przykład twierdzenie, jakoby sytuacja geograficzna zmuszała Niemcy do polityki bez przerwy wrogiej dla Polski. Z drugiej strony podkreślał, że korzystne dla nas nastawienie Niemców może w przyszłości się zmienić. Wiara w wieczny spokój od strony zachodu jest właściwie tylko ‘małą polską iluzją’ ze względu na małą ilość jej zwolenników. Natomiast ‘wielką polską iluzją’ jest wiara w ‘wieczny pokój’ od strony wschodniej - pisał w latach 30. XX wieku. Warto o tym dzisiaj pamiętać, że sytuacja w naszej części świata staje się coraz bardziej dynamiczna i dotychczasowe wspólnoty i sojusze mogą nagle popękać. Kto wie, czy Unia Europejska przetrwa kryzys? Kto może wiedzieć, czy nie rozsypie się za chwilę jak sztuczne perły po zerwaniu sznura? A NATO, ten śmieszny już dzisiaj twór, utrzymywany jest chyba tylko siłą bezwładu? Kiedy iluzja pryśnie, znowu pojawi się Realpolitik, ale nie taka, jak sobie to z wrodzoną sobie głupotą wyobrażali od siedmiu lat rządzący Polską macherzy, którzy naiwnie postawili na "normalizację" stosunków z Rosją i Niemcami oraz ciepłą wodę w kranach w kraju. Obecna sytuacja odziera ich z resztek propagandowych szmatek. Stoją nadzy, a ich wątłe ciałka  świecą w pełgającym świetle łun na Majdanie. Mamy wołać: A nie pisaliśmy? Nie zwracaliśmy uwagi po agresji na Gruzję w 2008 roku? Nie warto dzisiaj się ubierać w strój wieszcza Wernyhory. Co nam -"oszołomom" i "jagiellończykom" przyjdzie z tej satysfakcji?                           

Zagłębiam się więc w pozbawione emocji, racjonalne jak matematyczne algorytmy pisma Polaka przedwojennego, mądrzejszego od nas przodka, tak różniącego się klasą od tej beznadziejnej współczesnej nam generacji polityków, zajmujących się intrygami i dojutrkowaniem. Uciekam od mizerii tych wszystkich Komorowskich, Tusków i Sikorskich. 

Rzeczpospolita Polska musi liczyć się z nawrotami zarówno ekspansji Niemiec jak i ekspansji Rosji w kierunku jej granic. Nie może natomiast liczyć na pomoc Rosji wobec Niemiec i Niemiec wobec Rosji - coś, co jeszcze nie dawno wydawało się naiwnym "Europejczykom" refleksją z odległej przeszłości, można już dzisiaj wpisać do bieżącego polskiego kalendarza geopolitycznego.  Adolf Bocheński był bowiem zwolennikiem dynamicznego podejścia do polityki zagranicznej. Powoływał się na myśl Niccolò Machiavellego: mając do czynienia z przyjacielem, nie należy nigdy zapominać, że może być wrogiem, a mając do czynienia z wrogiem, że może być przyjacielem. Tę sentencję mógłbym zadedykować księdzu Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu, słusznie upominającemu się o pamięć o ukraińskiej rzezi na Polakach, ale któremu Wołyń najwyraźniej przesłania obecne wyzwania stojące przed Polską, zagrożoną głównie przez neoimperializm Rosji Putina. Powinniśmy nauczyć się na pamięć  słów jednego z niewielu przewidujących polskich polityków - Lecha Kaczyńskiego, który w słynnym przemówieniu na placu w Tblilisi 12 sierpnia 2008 roku, na przekór partyjnym i żurnalistycznym imbecylom i trefnisiom, trafnie przepowiedział geopolityczną przyszłość naszego regionu: Jesteśmy tutaj przywódcy pięciu państw: Polski, Ukrainy, Estonii, Łotwy i Litwy. Jesteśmy po to, żeby podjąć walkę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, nasi sąsiedzi z północy, ze wschodu pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy NIE! Ten kraj to Rosja, która uważa, że dawne czasy upadłego niecałe dwadzieścia lat temu imperium wracają, że znów dominacja będzie cechą tego regionu. Nie będzie! Te czasy się skończyły raz na zawsze. Nie na dwadzieścia, trzydzieści czy pięćdziesiąt lat. Wszyscy w tym samym okresie lub w okresach nieco innych poznaliśmy tę dominację, to nieszczęście dla części Azji i całej Europy - łamanie ludzkich charakterów, narzucanie obcego ustroju, narzucanie obcego języka. Ale czym się różni sytuacja dzisiaj od tej sprzed wielu lat? Dziś jesteśmy tu razem. Dziś świat musiał zareagować, nawet jeżeli był tej reakcji niechętny. I my jesteśmy tutaj po to, żeby świat reagował jeszcze mocniej, w szczególności Unia Europejska i NATO. Gdy zainicjowałem ten przyjazd, niektórzy sądzili, że prezydenci będą się obawiać. Nikt się nie obawiał, wszyscy przyjechali. Środkowa Europa ma odważnych przywódców i chciałbym to powiedzieć nie tylko wam, chciałbym to powiedzieć również innym z naszej wspólnej Unii Europejskiej, że Europa Środkowa, Gruzja, cały nasz region będzie się liczył, że jesteśmy podmiotem. Świetnie wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę. Byliśmy głęboko przekonani, że przynależność do NATO i Unii zakończy okres rosyjskiego apetytu. Okazuje się, że nie, że to błąd. Potrafimy się jednak temu przeciwstawić. Potrafimy się przeciwstawić, jeżeli wartości, na których miałaby się Europa opierać, mają jakiekolwiek znaczenie w praktyce.

Nie ma już czujnego praktyka - Lecha Kaczyńskiego. Są śpiochy: Donald Tusk, Bronisław Komorowski, Radosław Sikorski. Na Zachodzie - podobne senne, snujące się cienie polityków. Może ktoś się obudzi, coś nas obudzi? A na razie - Bocheński. Do poduszki.