Czytanie książek o początkach III RP pozwala na inny ogląd obecnych sporów politycznych, nie obarczony brzemieniem oficjalnej propagandy. Entuzjazm pogrobowców okrągłego stołu pod adresem "pokojowej transformacji" to rodzaj zasłony dymnej. Naturalnie ta "radość z odzyskanego śmietnika" udzielała się Polakom także w II Rzeczpospolitej. Analogia jest jednak według mnie fałszywa. Kraj, który narodził się po zaborach, jak Feniks z popiołów, nie był skażony wieloletnim odziaływaniem totalitarnej ideologii komunistycznej. Odzyskał wolność i prawdziwą niezawisłość. Musiał wprawdzie borykać się ze spuścizną zaborczą, scalać zdezintegrowane  terytorium, zszywać państwo z kawałków jak patchwork, ale elity miał patriotyczne, w większości złożone z państwowców. Uwikłanie establishmentu III RP w poprzednią epokę bolszewickiego zniewolenia jest nieporównywalnie bardziej niebezpieczne dla bytu naszej Ojczyzny. Nie da się go zestawić ze służbą w carskiej Rosji, poddaństwem cesarstwu Austro-Węgier czy podległością pruskiemu Kaiserowi. Internacjonalistyczna ideologia sowiecka dokonała przez ponad pół wieku zarazy spustoszenia naszych dusz. Zastąpienie prawdziwych politycznych i duchowych przywódców narodu zdrajcami i uzurpatorami długo jeszcze będzie zbierało swe zabójcze dla Polski żniwo. Moment rzekomego przełomu, czyli styk dekady lat 80. i 90., utrwalił tylko ten spetryfikowany stan. Utracona w 1939 roku nasza prawdziwa wolność wciąż nie została w pełni odzyskana, a niech dowodem na to pierwotne skażenie III RP, grzech pierworodny nowego quasi-państwa, będą fakty opisane w książce "MOST", świadczące o podległości naszych pseudo-elit, pozwalających na buszowanie w Polsce obcych służb oraz wielką grabież pod pozorem szlachetnych operacji.    

BOGDAN ZALEWSKI: Moim i państwa gościem jest Dariusz Wilczak, dziennikarz i reportażysta. Dzień dobry panu, witam serdecznie.

DARIUSZ WILCZAK: Dzień dobry.

A przede mną najnowsza pana książka o dość długim,  wieloelementowym tytule: "MOST. Tajna operacja przerzutu Żydów. Moskwa, Warszawa, Izrael. Współfinansowana przez Art.-B". No, to może po kolei. Co to była operacja MOST. Kto, kiedy i dlaczego ją przeprowadził?

Operacja MOST była częścią większej całości- powrotu Żydów ze Związku Radzieckiego do Izraela w latach 90.

Po hebrajsku: Alija?

Przy czym Alija to nie jest jedynie powrót. Alija ma także swoje znaczenie religijne. To jest coś więcej niż powrót, to jest przejście, to jest pewien rytuał, to jest wstępowanie. Także tak wstępowanie na Bimę w synagodze, czytanie Tory. To jest coś znacznie większego i poważniejszego dla żydów niż sam powrót, niż samo przejście z jednego miejsca w drugie.

Czyli Erec Israel, ziemia Izraela, to jest coś, co jest wysoko, prawda? Do tego się dąży?

To jest coś do czego każdy żyd powinien dążyć, bo tak wynika z Halachy, czyli z żydowskiego, religijnego prawa. Alija to wyjście z miejsca w którym się jest i powrót do Ziemi Świętej- kiedyś do Palestyny, a teraz do państwa Izrael.

To powiedzmy więcej o tym konkretnym wyjściu i wejściu.

Sam się zastanawiam, jak daleko trzeba sięgnąć w przeszłość. Najchętniej sięgnąłbym aż 4 tysiące lat wstecz do czasów Abrahama, ale to oczywiście za daleko. Powiedzmy, że zatrzymamy się na czasach nieodległych, czyli 100 lat temu. Wtedy w Austrii żył pewien bardzo znany człowiek,  ważny dla Izraela współczesnego, ale i dla Palestyny wtedy. Ten Żyd nazywał się Teodor Herzl. To był, jak pewnie wszyscy wiedzą,  twórca ...

Syjonizmu ...

Tak, twórca ruchu syjonistycznego. A ruch syjonistyczny, przynajmniej w swoich pierwocinach, zakładał konieczność powrotu do Erec Israel, do Ziemi Świętej. Cały ten wielki proces uruchomił właśnie Teodor Herzl, człowiek który się urodził w Peszcie, a mieszkał w Wiedniu. Tam założył swój ruch. On nie doczekał holocaustu, który zdarzył się 40 lat po jego śmierci, ale to jest inna historia. Ponieważ był on bardzo zręcznym politykiem, pomyślał sobie tak na początku, że skoro nikt nas nie lubi, nas żydów żyjących w diasporze rozrzuconej po całym świecie, skoro nas czasem niestety mordują, to trzeba zrobić ruch w stronę naszego matecznika, trzeba wrócić do Izraela. Wtedy chodziło o Palestynę, która była pod władaniem tureckim, była  jeszcze w granicach Imperium Osmańskiego. Co jest ciekawe, pierwszym kierunkiem, o którym myśli on i ludzie, którzy tworzyli ruch syjonistyczny, była Argentyna. Herzl nawet się tam wyprawił, pojechał i zbadał, czy można tam założyć nowe państwo żydowskie. Okazało się, że założyć można, ale żydzi niespecjalnie chcą tam jechać. Bardziej właśnie w stronę Palestyny się kierowali. Ruch syjonistyczny uruchomił pewien proces, który zaczął się w latach 20. ubiegłego wieku. Początek Izraela to jest dopiero 1948 rok. To był taki mit założycielski. Właśnie w latach 20. pojawiła się ta pierwsza grupa, pierwsza część tej wielkiej Aliji, dzięki której do tworzącego się wtedy państwa izraelskiego przyjechało koło 10, 20 tysięcy żydów.

Także żydów z Polski, prawda?

Tak, ale nie tylko. To byli też żydzi z Niemiec, a także z już istniejącego państwa bolszewickiego, ze Związku Radzieckiego.

Chociaż w Związku Sowieckim stworzono coś co miało był alternatywą czyli Birobidżan?

No tak, była taka enklawa, do dzisiaj zresztą istnieje. Założono ją, jak byśmy powiedzieli, w czasach średniego Stalina, bo gdzieś na początku lat 30. To był faktycznie autonomiczny obwód żydowski, do którego żydzi przed wojną zaczęli wyjeżdżać. Jednak nigdy Birobidżan nie stał się zalążkiem nowego państwa żydowskiego.

Choć pan cytuje np. pisarza Juliana Stryjkowskiego, który w latach 30. Marzył o Birobidżanie, próbował organizować wyprawy.

Wiele osób marzyło. Wielu żydów marzyło o swoim państwie. A ponieważ Palestyna nie wydawała się jeszcze wtedy możliwym do zasiedlenia miejscem na ziemi, wybierano inne. Czasem, jak właśnie Birobidżan, żydom wybierano, bo to była głównie inicjatywa Stalina i jego kierownictwa.

Stalin bał się ruchu syjonistycznego i dlatego stworzył tę alternatywę na Syberii.

To prawda. Bał się, ale to mu się tak naprawdę niespecjalnie udało, bo tych żydów tam pojechało niewielu, a Ci którzy pojechali zaraz starali się wracać czy wyjeżdżać jeszcze gdzieś dalej. W każdym razie lata 20. i 30. to też jest pewien proces powrotu do Palestyny. Z kolei w latach 50. największą częścią tej grupy, która z całego świata zjeżdżała do Izraela byli żydzi z  Polski.

Łącznie z Menachemem Beginem czyli Mieczysławem Biegunem - żołnierzem Andersa.

Tak, żołnierzem Andersa, który złożył w Palestynie broń. Zresztą generał Anders wydał mu na to zgodę i Begin pozostał w Palestynie. Był potem premierem Izraela, jak wszyscy wiedzą. Jednak nie tylko on wtedy tam przybył w tej pierwszej, ważnej Aliji. Wielu ludzi było w tej pierwszej ważnej grupie, która wróciła do Erec Israel. Wielu z nich, wielu z tych Polaków czy polskich żydów, było potem znanymi politykami.

Zresztą na ulicach żydowskich miast w Izraelu słychać było wówczas bardzo często polską mowę. Ale to się zmienia.

Kiedyś tak było. Teraz już nie.

Teraz słychać głównie rosyjski.

Teraz słychać głównie język rosyjski, jak się przekonałem sam, wyjeżdżając tam kilka razy, rozmawiając  z politykami izraelskimi i z ludźmi z izraelskich służb specjalnych. Chodziłem ulicami miast izraelskich -Jerozolimy, Nazaretu, Hajfy- i słyszałem bardzo często zaskakujące dla mnie rozmowy np. młodych żydowskich policjantów, którzy  rozmawiają nie po hebrajsku, a po rosyjsku właśnie.

Może wytłumaczymy, skąd się to wzięło? Przejdźmy do sedna, do tytułowej operacji MOST, bo już mamy za sobą taką dużą dygresję.

Tak, zacząłem krążyć historycznie, mówiąc o Abrahamie. Faktycznie to 1989 i 1990 rok to jest początek największej w dziejach  narodu żydowskiego Aliji, największego exodusu, jakbyśmy to powiedzieli językiem biblijnym. Bowiem od 1989 roku w zasadzie do końca lat 90. ze Związku Radzieckiego do  Izraela wyjechało około 1,5 mln żydów. Z tego niespełna 100 tysięcy to była właśnie ta część, która przeszła przez Polskę, przez Warszawę. Właściwie nie przeszła, tylko przejechała. Bo to wyglądało tak, że żydzi wsiadali, radzieccy żydzi, prawda? Nie tylko rosyjscy, także ukraińscy, kirgiscy i tak dalej i tak dalej. Wsiadali w pociągi gdzieś w miejscach, w których mieszkali i dojeżdżali do Moskwy. Tam na nich czekał pociąg, który ich dowoził do Terespola. W Terespolu na granicy z Polską czekał na nich polski pociąg, który ich dowoził do Warszawy. Te transporty szły prawie codziennie, przez niemal 2 lata. Z Dworca Gdańskiego w Warszawie przewożono ich do takiego specjalnie przygotowanego hotelu, który był niedaleko lotniska na Okęciu. Tam czekali na swój transport. Przylatywał samolot z Izraela. Autobusy przewoziły żydów na lotnisko, a oni wsiadali i wracali. Przejechało w ten sposób przez Polskę od czerwca 1990 roku do mniej więcej połowy 1992 roku, prawie 100 tysięcy osób narodowości żydowskiej, ludzi, którzy byli obywatelami państwa, które nazywało się wtedy Związek Radziecki, a potem Rosja.

To ogromna operacja wymagająca logistyki, prawda?

Ogromnej, ogromnej. Tak, to prawda.

Więc musimy teraz opowiedzieć o tych ludziach, którzy się tym zajmowali. Po polskiej stronie, to była grupa GROM. Może nie wszyscy wiedzą, skąd się wziął skrót, czy też jedna z wersji skrótu -  Grupa Realizacyjna Operacji Most

GROM tworzył się przy okazji operacji "Most", ale sam GROM na samym początku operacji właściwie jeszcze nie istniał. GROM powstał w lipcu 1990 roku, a pierwszy transport Żydów miał miejsce 14 czerwca 1990 roku. Zanim jednostka GROM się sformowała i zanim przeszła szkolenia, tak naprawdę upłynął mniej więcej rok, albo i trochę więcej.

Chociaż pan pisze o zrębach GROMU, można tak powiedzieć i o roli generała Edwina Rozłubirskiego, między innymi. To jest połowa lat 80.

To jest połowa lat 80., ale w tej chwili musielibyśmy jeszcze wejść w...

...w kolejną dygresję.

Tak, w sam proces przygotowywania operacji, w której wzięli udział politycy, również Jaruzelski, potem Mazowiecki - wielu polityków polskich, których już niestety nie ma i dlatego też krąg moich rozmówców z pewnej konieczności musiał być ograniczony do ludzi żyjących. Pierwsze rozmowy o udziale Polski w operacji "Most" zaczęły się w 1985 roku wizytą Jaruzelskiego we Francji u prezydenta Mitterranda. Tam zapadły pewne decyzje związane z naszą obecnością w całym tym wielkim procesie powrotu Żydów. Potem przez kilka lat niewiele się działo, a w 1989, na początku 1990 roku, premier - już premier Mazowiecki -  w czasie wizyty w Stanach Zjednoczonych i obecności na takim raucie, który był przygotowywany przez Kongres Żydów Amerykańskich, zadeklarował polską pomoc czy uczestnictwo w tym procesie powrotu Żydów ze Związku Radzieckiego.

Pomówmy może jeszcze o roli Wojciecha Jaruzelskiego. Jak to się stało, że człowiek, który był odpowiedzialny za czystki antysemickie w 1967-1968 roku, jako szef armii, szef tak zwanego Ludowego Wojska Polskiego, pod koniec lat 80. - a więc 20 lat później - stara się przekonać Żydów do siebie?

On się stara przekonać Żydów do siebie już krótko po odwołaniu stanu wojennego. Inne pytanie:  czy on się stara, żeby w ogóle Polska mogła dalej istnieć jako podmiot prawa międzynarodowego? Po stanie wojennym w zasadzie jeszcze przez długi czas Polska była otoczona taką międzynarodową anatemą - mówię o świecie zachodnim. Wizyta wtedy w Paryżu to był właściwie pierwszy taki krok, pierwsze wejście po paru latach Jaruzelskiego na salony. Tu chodziło z jednej strony oczywiście o to, żeby się...

...uwiarygodnić.

Tak. Osobiście, rzecz jasna, Jaruzelski chciał przejść do historii jako człowiek, którego nie tylko widzimy jako tyrana, ale też kogoś, kto uczestniczy w sposób zdecydowany w pewnych procesach, które się działy wtedy w Europie.

Czy to była też cena nawiązania stosunków dyplomatycznych z Izraelem?

Dokładnie tak, jak pan mówi - to była cena nawiązania stosunków dyplomatycznych z Państwem Izrael. Od 1987 roku wprawdzie była w Warszawie Sekcja Interesów Izraelskich, bo od 1967 roku, od wojny sześciodniowej dniowej, nie utrzymywaliśmy jako państwo stosunków z Państwem Izrael. Od 1987 roku Sekcja Interesów, a rzeczywiście ambasada Izraela, została w Warszawie ustanowiona dopiero w momencie, w którym zdecydowaliśmy się - my jako Polska - pomóc Żydom w tym powrocie. 

Ważnym wątkiem było też umorzenie długu Polsce- w wyniku nie tylko operacji pomocy Amerykanom w Iraku, ale także operacji "Most".

Tak, oczywiście trudno "zważyć" obie te operacje. Z jednej strony mieliśmy operację "Samum", która medialnie może była bardziej zauważona. Zrobiono o tym film, napisano o tym książki, niejedną książkę. Natomiast mało mówiono o operacji "Most" właściwie przez kilkadziesiąt lat , bo mija 25 lat za chwilkę od pierwszego "transportu" - może to jest złe słowo, ale tak nawet mówią Żydzi - ze Związku Radzieckiego przez Warszawę do Izraela. Nie można zważyć, co było ważniejsze. Na pewno konsekwencją obu tych procesów, także politycznych, bo przecież i operacja "Most" i operacja "Samum" były przygotowywane przez polityków, było zmniejszenie zadłużenia zagranicznego Polski o dosyć znaczną sumę - prawie o połowę. Bałbym się jednoznacznie stwierdzić, jak wiele zależało od "Mostu", a jak wiele od operacji "Samum".

Jednak Polska zapłaciła też cenę. A to dlatego, że była słynna afera "Art-B". Jaką rolę odegrali Bogusław Baksik i Andrzej Gąsiorowski w operacji "Most" i co to był oscylator? Proszę przypomnieć naszym słuchaczom?

Zacznę od "oscylatora". Właściwie jednym zdaniem: to było wielokrotne oprocentowywanie tego samego czeku w wielu różnych bankach i na tym Art-B, czyli firma stworzona przez Baksika i Gąsiorowskiego w 1989 roku dorobiła się ogromnych bogactw, wielu milionów. Jaki był udział Baksika i Gąsiorowskiego w operacji "Most"? Był bardzo istotny, bo "Art-B" sfinansowała część zakupów związanych z przygotowaniem operacji. Zakupów takich, jak broń krótka, broń długa, amunicja, noktowizory, samochody terenowe.

Pan w książce pokazuje dokumenty tych zakupów.

Tak, to dzięki Gąsiorowskiemu, który teraz od czasu do czasu przyjeżdża do Polski. Już odwołano za nim ten list gończy, który miał przez wiele lat .

Do tej pory cały czas mieszkał w Izraelu.

Mieszkał cały czas w Izraelu i nie wyściubiał nosa spoza swojego nowego kraju. Zresztą, co jest też ciekawe - Gąsiorowski w Izraelu jest postrzegany jako bohater, jako człowiek, który zrobił bardzo wiele i nadal robi bardzo wiele dobrego dla Izraela. Wiele lat temu kupił dom, który należał do byłego ministra Obrony Narodowej i ministra Spraw Zagranicznych Izraela - Mosze Arensa. Bezpośrednim sąsiadem i zresztą kolegą Gąsiorowskiego jest premier Binjamin Netanjahu.

Widzimy, jakie to ważne osoby - i Baksik i Gąsiorowski. Chociaż w Polsce zaczynali właściwie od zera. Od zera do milionera.

To prawda, ale gdzieś tam cały czas istnieli w kręgu biznesmenów, nie tylko żydowskich, oczywiście. Wokół jednego i drugiego pana nagle - kiedy osiągnęli pierwszy sukces - zaczęli się pojawiać różni biznesmeni, m.in. obywatele Izraela.

Tylko biznesmeni, czy także służby specjalne?

Tak mi się wydaje, że jedno z drugim jest tak związane, że trudno powiedzieć, kto jest biznesmen, a kto agentem Mossadu - przynajmniej wtedy tak było.

Chciałbym wrócić do tej ceny, pomówić o kosztach afery "Art-B", która przy okazji operacji "Most" wydarzyła się w Polsce. Ile pieniędzy wyprowadzono z Polski dzięki tej aferze?

Ja nie jestem specjalistą od "Art-B", ale z tego, co sam czytałem i rozmawiałem także z Baksikiem i Gąsiorowskim, na dzisiejsze pieniądze, to jest ok. miliarda, może dwóch miliardów złotych.

Pan wcześniej - dla mnie trochę eufemistycznie - powiedział, że "Art-B" sfinansowała operację "Most", czy też jej część. Czy to nie jest tak, że to sfinansowanie nie polegało na tym, że oni po prostu ukradli pieniądze w Polsce dzięki tej aferze?

Można tak to nazwać, że ukradli, ale można też powiedzieć, że część z tych pieniędzy dobrze spożytkowali, np. na operację "Most".

Tak, tylko czy ta operacja służyła Polsce?

To jest bardzo ważne pytanie. Myślę, że w znacznym stopniu się jednak Polsce przysłużyła. Raz, że staliśmy się - już właściwie chyba to powiedziałem wcześniej - podmiotem, istotnym podmiotem pewnych gier dyplomatycznych, ale też wywiadowczych. Po drugie - dzięki operacji "Most", dzięki sprzętowi, który został też za te pieniądze kupiony, potrafiliśmy stworzyć świetną jednostkę jaką był i do tej pory jest GROM. Wiele z tych rzeczy, zakupionych zresztą wtedy na potrzeby operacji "Most", przeszło -jakbyśmy to powiedzieli- na "stan" nowo tworzących się jednostek antyterrorystycznych.

Ja jednak powiem cynicznie, że to był zakup za nasze własne pieniądze.

A ja się z panem zgodzę.

Dobrze. Można by długo o tym mówić. Takie były początki III RP. Wiele różnych ciekawych i mniej ciekawych rzeczy się działo w tym okresie w Polsce. Może na koniec powiedzmy o samym Izraelu. Ta wielka Alija, która się dokonała między innymi dzięki operacji MOST, spowodowała, że Izrael zmienił się jako państwo. Niesamowicie się zmienił.

On się cały czas zmienia.

Pod względem demograficznym, gospodarczym, politycznym. Mógłby pan jeszcze określić, na czym polegała ta metamorfoza?

W momencie rozpoczęcia operacji MOST, czy całej tej wielkiej Aliji, która trwała przez lata 90., w Izraelu mieszkało od 2,5 do 3 mln Żydów oraz około 2,5 miliona Arabów, głównie Palestyńczyków. Zahamowany został ten niezbyt korzystny dla samego istnienia, dla podstaw państwa Izrael, trend demograficzny, który polegał na tym, że Żydzi niespecjalnie chcieli się rozradzać -chyba że ortodoksyjni- natomiast Palestyńczycy mnożyli się na potęgę. Zahamowany został właśnie przez przyjazd do Izraela 1,5 mln nowych obywateli, wprawdzie rosyjskojęzycznych, ale jednak obywateli, którzy korzenie w większości były żydowskie. Jakie są tego konsekwencje? Właśnie takie, że Izrael mówi po rosyjsku, że w Knesecie co drugi poseł to jest ten, który przyjechał w tamtej wielkiej aliji ze Związku Radzieckiego. To jest cały biznes, także ten turystyczny, który w Izraelu bardzo dobrze prosperuje. Ci którzy przyjechali, chcą wracać - choćby na chwilę- do Rosji, na Ukrainę, czy gdziekolwiek tam, skąd wtedy wyjechali. Poza tym, to też jest ważne, że w tamtej Aliji z lat 90. ci którzy przyjeżdżali ze Związku Radzieckiego to byli ludzie przeważnie bardzo dobrze wykształceni. Żydzi najczęściej są dobrze wykształceni.

Ale ci "Rosjanie" się jeszcze wyróżniali. Takim motywem przewodnim w pana książce jest biblioteka, czytanie książek ... To w tej mniejszości jest niezwykle popularne.

Czytanie książek, czytanie prasy. W tej chwili w Izraelu - jak próbowałem obliczyć pewnego dnia- jest około 120 dzienników ogólnokrajowych i lokalnych i znacznie więcej jeszcze tygodników, plus parę stacji i kanałów telewizyjnych -tylko rosyjskojęzycznych. To są całe ulice rosyjskojęzyczne, miasta, które powstały, a które zasiedlili ludzie przyjeżdżający wtedy ze Związku Radzieckiego. Na przykład ważnym, nowym miastem w Izrealu jest Nazareth Illit.

Nowy, górny Nazaret.

Tak jest, nowy Nazaret, w którym powstały osiedla Żydów radzieckich, jeśli tak można powiedzieć. Są tam szkoły z językiem wykładowym rosyjskim.

Bardzo nowoczesne miasto.

W instytutach pracują informatycy, którzy przyjechali wtedy z tamtą Aliją.

To jest bardzo pozytywny aspekt. Jednak są też ciemniejsze strony tej emigracji ze Związku Radzieckiego, bo cała ta kultura, czy też anty-kultura sowiecka też tam się do Izraela przedostała.

Przedostaje się cały czas.

Pan pisze, że ci ludzie tęsknią za silną władzą. Panuje kult Putina. Nawet jest restauracja o nazwie "Putin", którą pan opisuje. A z drugiej strony pojawiają się takie wątpliwości, czy razem z tą dużą grupą do Izraela nie przyjechała po prostu sowiecka agentura.

Na pewno przyjechała, chociaż trudno jej liczbę zmierzyć. Ta agentura jest może mniej taka "osobowa", a bardziej ideologiczna.

Agenci wpływu?

Agenci wpływu. Ale też warto przytoczyć taki fakt, że w ostatnich latach powstaje w Izraelu bardzo wiele tak zwanych pomników wdzięczności Armii Radzieckiej. To jest coś, co nawet w państwach postkomunistycznych zostało dawno zburzone, tam dopiero jest budowane.

Pan pisze o bardziej szokujących dla nas Polaków elementach, aspektach tego kultu sowietyzmu. Mianowicie ludzie, którzy uczestniczyli w napaści na Polskę razem z hordami Stalina, czy nawet rodziny oprawców, którzy mordowali naszych oficerów w Katyniu, dostają odszkodowania w Izraelu.

Na szczęście jest ich coraz mniej, bo ludzie jednak nie są coraz młodsi i umierają.

Ale to chodzi o pewien symbol.

Tak, to jest przykre. Nawet niektóre liberalne środowiska izraelskie oprotestowały ustawy, które sprawiały, iż dawnym oprawcom wypłacane są emerytury za to, że walczyli także przeciwko Polsce.

Pan cytuje między innymi Uri Hupperta.

Tak, to jest działacz samorządowy, polityk izraelski.

Pochodzący z Polski.

Będący takim zwornikiem całej tej niechęci wobec pewnej niekonsekwencji państwa izraelskiego.

Bardzo panu dziękuję za tę rozmowę. Moglibyśmy jeszcze długo, długo o tej książce mówić. Bardzo wiele ciekawych, zupełnie nieznanych, tajemniczych, tajnych wręcz historii opisał Dariusz Wilczak, który był moim i państwa gościem. Polecam gorąco książkę "MOST". Warto przeczytać.

Bardzo dziękuję.

Dziękuję serdecznie.