Zasadnicze przesłanie moich artykułów zawiera się właściwie w jednym zdaniu: To, że jakiemuś filozofowi nie śniło się o pewnych rzeczach na niebie i ziemi, jeszcze nie znaczy, że tych rzeczy nie ma. To oczywiście trawestacja słynnej kwestii wypowiedzianej przez szekspirowskiego bohatera. Kiedy Horacjo zdziwił się wielce głosem podziemnego ducha, Hamlet przywołał go do porządku: There are more things in Heaven and Earth,/ than are dreamt of in your philosophy. W dość wiernym tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego brzmi to tak: HORATIO: O, na blask i ciemność,/ Rzeczy cudowne to i nieznajome! // HAMLET: A więc je przyjmij jako nieznajome./ Więcej jest rzeczy w niebie i na ziemi, Horatio,/ Niż się ich śniło waszej filozofii. Wyjaśnię krótko jakąż to ja mam na myśli "filozofię" i jakich "filozofów".

"Autorytety" III RP i ich beznadziejną myślową mizerię! Sprzedajne szuje, które przez całe ćwierćwiecze oszukują moich naiwnych rodaków! Tak jak prawym ludziom dążącym do prawdy przyświecać winno światło Dziesięciu Przykazań, tak zakłamani i źli patroni neokomunistycznego łże-państwa niosą ciemne świecidło swego Antydekalogu. W satanistyczny sposób odwracają w nim moralne dyrektywy i swoje zwierciadlane maksymy, po inwersji w mętnym diabelskim lustrze, podstawiają za te właściwe. Używam tutaj  teologicznych pojęć, ale właściwie politykę mam głównie na myśli. Zanim wyjaśnię o jakie odwrócone mojżeszowe tablice mi chodzi, wytłumaczę dlaczego język religii wydał mi się odpowiedni do opisu wszechobecnego kłamstwa i zła w III RP.        

Gdy uświadomimy sobie w końcu, że nie mamy wciąż prawdziwego polskiego państwa, choćby na miarę suwerennej II Rzeczypospolitej, niezrozumiałe na pozór diaboliczne działania objawią się w pełnym świetle patriotycznych reflektorów. III RP to twór neokomunistyczny, przedłużenie PRL-u z kosmetycznymi modyfikacjami, które mają na celu wyłącznie dostosowanie dawnego XX-wiecznego bolszewickiego ustroju do wyzwań cywilizacyjnych XXI stulecia. Tylko, że taka potiomkinowska teatralna atrapa tym wyzwaniom nie jest w stanie sprostać! To widać na każdym kroku! W każdej dziedzinie ta niby-Polska, nie-do-Polska, odstaje od państw poważnych i zamożnych, które w pełni realizują swoje interesy. Powtórzę moją tezę, aksjologiczną diagnozę sytuacji: my Polacy żyjemy wciąż w świecie anty-wartości, w neosowieckim Czyśćcu, Purgatorium, w którym umieścił nas przed ponad ćwierćwieczem Jaruzelski i Kiszczak oraz ich czekiści ! Bo III RP to nieodrodna córa Karola Marksa, ojca założyciela najbardziej demonicznych reżimów XX wieku.         

Ład, który powinno reprezentować prawdziwe państwo, był zastępowany w nich przez stan chaosu. Ta anarchia następnie przeradzała się w totalitarny zamordyzm mafijnej grupy bolszewików, owej demonicznej trupy Wolanda z powieści Michała Bułhakowa "Mistrz i Małgorzata". Tym z Czytelników, którzy znowu oskarżą mnie w komentarzach o obsesyjną dewocję i pseudometafizyczne brednie polecam znakomitą książkę  Richarda Wurmbranda zatytułowaną "Marx & Satan". Ten Żyd z pochodzenia, chrześcijański kaznodzieja był przez czternaście lat więziony przez komunistyczny reżim w Rumunii. Aresztowany w 1948 roku, gdy udawał się na nabożeństwo, spędził trzy lata w izolatce. Zwolniony z więzienia po ośmiu i pół roku gehenny, znów zaczął działać w podziemnym kościele i ponownie trafił do turmy. W celi pastor Wurmbrand był bity i torturowany. Czytam właśnie jego napisaną po angielsku książkę o satanizmie Marksa. Obnaża ona diaboliczne korzenie marksistowskiego Systemu, który po "transformacji" wciąż niestety kształtuje życie w naszym kraju.  W rozdziale zatytułowanym "Pierwsze utwory Marksa wymierzone w Boga" ("Marx's  First Anti-God Writings") Wurmbrandt opisuje tajemniczy moment w życiu brodatego filozofa z Trewiru. Marks nagle stał się gwałtownym wrogiem wiary. Zaczął pisać obrazoburcze dzieła charakteryzujące się gwałtowną antyreligijnością. Co wywołało tak straszną nienawiść do Boga? - pyta rumuński pastor i przytacza wiersze pełne lucyferycznych odniesień i diabolicznych aluzji, motywy stąpania po ruinach świata stworzonego przez Jahwe i tronowania w niebie jak równy Bogu pyszny Anioł Światła. Bardzo symptomatyczne -zdaniem Wurmbrandta- są marksowskie inwersje, przypominające satanistyczne inwokacje podczas Czarnych Mszy, gdy chrześcijańska liturgia jest parodiowana, krzyże są odwracane a zdania czytane wspak. Autor "Marksa & Szatana" przytacza niepokojące fragmenty poetyckiej sztuki młodego twórcy, dramatu zatytułowanego tajemniczo "Oulanem". Przyszły ideolog napisał ją w 1839 roku jeszcze jako student. Tytułowy Oulanem to niemiecki podróżnik. Wurmbrandt w swojej wnikliwej pracy odczytał sens tego znaczącego imienia. Jest to anagram słowa Emmanuel, biblijnego imienia Jezusa, oznaczającego po hebrajsku "Bóg z nami". Takie inwersje nazw są uważane za skuteczne w czarnej magii. - dowodzi autor. Widzimy więc, że pozytywny bohater Marksa to w rzeczywistości Antychryst. Nie ma niestety miejsca w moim- z konieczności krótkim- blogowym wpisie na kontynuację arcyciekawych analiz marksizmu z punktu widzenia takich satanistycznych odwróceń. Z drugiej strony nie na nich pragnę się skupić, bo są tylko kontekstem w tym moim eseju.        

Antybohaterem jest tu Karol Marks i jego śmiercionośne koncepcje, ale nie będę zatruwał siebie i was tą czystą negatywnością. Chcę tak naprawdę złożyć dziś hołd postaci ze wszech miar pozytywnej, pomimo całej wymierzonej w nią wrażej komunistycznej propagandy. Notabene ten czarny pijar to kolejny dowód, że III RP jest marksowskim bękartem, a nie żadnym polskim dzieckiem. Dziś, gdy piszę te słowa, mija dokładnie dwanaście lat od śmierci pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, który połowę swojego życia poświęcił na walkę z marksistowską hydrą w sowieckiej odmianie, gdy uświadomił sobie, co jest jej pilnie skrywanym celem. Sięgam znów po znakomitą książkę dr hab. Sławomira Cenckiewicza "Atomowy szpieg" wydaną przed dwoma laty i na skrzydełku ponownie czytam słowa, które każdy z nas Polaków powinien nauczyć się na pamięć, ku przestrodze.                    

Dramatyczne wyznanie brzmi jak fragment Objawienia, ale nie według świętego Jana, a przeklętego Iwana. Taką gotowali nam śmierć w męczarniach nasi odwieczni "przyjaciele" Moskale: Latami przyklejałem na wielkich sztabowych mapach symbole grzyba atomowego: niebieskie tam, gdzie uderzenia miały paść z Zachodu, czerwone tu, gdzie miały paść nasze. To było moje wyjątkowe zadanie. Inni dbali o mundury, o buty, o kiełbasę, o naprawę czołgów. A ja nie mogłem nie myśleć, co te grzybki oznaczają. Musiałem na tych mapach rysować długie warkocze, które wyznaczały strefy skażeń promieniotwórczych, mających zagrodzić Armii Radzieckiej drogę do serca Europy. Jeden taki warkocz układał się na linii Wisły, w poprzek kraju, bo u nas przeważnie wieją wiatry północno-zachodnie. Tam miały pójść uderzenia powyżej jednej megatony, przecinające Polskę na pół. A drugi taki warkocz wyznaczałem w zachodniej części kraju. W "Atomowym szpiegu" prof. Cenckiewicz opisuje bardzo dokładnie, w makabrycznych szczegółach ten obłędny, wojenny plan, wypichcony w kotłach diabłów z Kremla.    

Apokaliptyczny scenariusz przewidywał odwetowe uderzenie sił nuklearnych NATO. Z materiałów gry wojennej o kryptonimie "Szaniec-79" z końca 1979 r. wynika, że: Biorąc za podstawę posiadane siły i środki napadu jądrowego, przeciwnik może wykonać na wojska frontu od 300 do 400 uderzeń rakietami operacyjno-taktycznymi i artylerią atomową. W pierwszym zmasowanym uderzeniu może użyć około 60 % środków, wykonując 180-240 uderzeń o mocy od 0,5 do 5 MT, zaś w drugim - po 2-3 godzinach - około 25 % środków, tj. od 75 do 100 uderzeń o mocy od 0,2 do 2 MT (łącznie o mocy od 1 do 8 MT). W pierwszym zmasowanym uderzeniu przeciwko Polsce może użyć ok. 350 samolotów lotnictwa taktycznego i pokładowego, mogących wykonać do 200 uderzeń jądrowych o mocy od 7 do 120 MT oraz do 70 rakiet Pershing - o mocy od 2,8 do 28 MT (łącznie od 10 do 150 MT, z tego około 20% - wybuchy naziemne. W razie przerodzenia się konfliktu w powszechną wojnę jądrową w uderzeniach mogą wziąć również udział rakietowe atomowe okręty podwodne, które są w stanie wykonać na Polskę do 100 uderzeń o mocy od 20 do 100 MT i samoloty lotnictwa strategicznego - do 30 uderzeń o mocy 30 MT (łącznie o mocy od 50 do 130 MT). (...) Los Polski po uderzeniach odwetowych NATO byłby przesądzony. Doszłoby do masowej zagłady ludności cywilnej i niemal całkowitej utraty infrastruktury administracyjnej, drogowej, komunikacyjnej i przemysłowej.                

Powtarzam, te przytoczone wizje jądrowego Holocaustu Polaków zostały opracowane przez Sowietów i dotyczyły natowskich akcji odwetowych , bo to "Układ Warszawski" miał zaatakować pierwszy! W książce Sławomira Cenckiewicza przeczytałem jeszcze jedną szokującą informację: jeden z ostatnich projektów przyszłej wojny przyjęto 20 czerwca 1989 roku ! Spoglądam do kalendarium tego okresu i co w nim widzę? 4 czerwca odbyła się pierwsza tura wyborów do tzw. Sejmu kontraktowego, zwycięska dla Obywatelskiego Komitetu Wyborczego skupionego wokół "Solidarności". Czytam charakterystyczny dopisek: Datę tę uważa się najczęściej za koniec realnego socjalizmu w Polsce.  A jaki był realny los socjalizmu? Wystarczy sprawdzić, co po tej fałszywej cezurze, po ponad dwóch tygodniach od tej mitycznej daty planowały sowieckie trepy, także w polskich mundurach: W przyjętym 20 czerwca 1989 r. (sic!) ‘Planie pierwszego uderzenia jądrowego Frontu Nadmorskiego w operacji obronnej’, jest mowa aż o 131 uderzeniach bronią masowego rażenia na zachodniego nieprzyjaciela w celu dezorganizacji systemu dowodzenia oraz ‘obezwładnienia głównego zgrupowania uderzeniowego wojsk’. Jeszcze raz patrzę do datownika z 1989 roku i odkrywam, że 14 czerwca - z 3-dniową wizytą przybył do Polski François Mitterrand. Ciekaw jestem, czy prezydent Francji wiedział już wówczas od swoich służb wywiadowczych, w jakim ataku na Europę Zachodnią zamierza wziąć udział odwiedzana przez niego Polska, która wówczas miała już rzekomo zerwać z komuną?          

Oto są te niewidzialne działania, zagadkowe zbiegi dat i okoliczności, przed którymi tak bronią się obrońcy tezy o końcu PRL-u w 1989 roku. Te komusze łże-autorytety, które obsiadły "agorę" III RP próbują za wszelką cenę zakrzykiwać największe oczywistości. Ciągle słychać ich klangor i piski: To spiski! Spiski! Spiskowe teorie! Lansowani przez lata "filozofowie" jakby rodem z "Hamleta" próbują reagować na takie fakty jak ów szekspirowski Horacjo. Wniosek jest dla mnie jeden: albo są tak naiwni i po prostu nie grzeszą nadmierną inteligencją, albo udają brak spostrzegawczości, z różnych mniej lub bardziej tajnych powodów. Jednak jest jeszcze jedna grupa- sprytnych profesjonalistów, "komentatorów" wyszkolonych jeszcze przez Sowietów. To o nich wspomniał Sławomir Cenckiewicz, wyjaśniając motywy powstania "Atomowego szpiega": Do napisania tej książki zainspirował mnie bardzo dobry film Władysława Pasikowskiego ‘Jack Strong. Szpieg, który pokonał imperium’ a w zasadzie reakcja, jaką wywołał wśród postkomunistów. Przez chwilę byli funkcjonariusze komunistycznego aparatu przemocy z SB i Zarządu II Sztabu Generalnego: Gromosław Czempiński, Marek Dukaczewski i Aleksander Makowski próbowali nawet narzucić opinii publicznej swoją zakłamaną narrację o Ryszardzie Kuklińskim. Ich rzecznikiem, gromadzącym wszelkie "argumenty" przeciwników Kuklińskiego, stał się wkrótce gen. Franciszek Puchała, który wiosną 2014 r. wydał książkę ‘Szpieg CIA w polskim Sztabie Generalnym’. To, że tacy ludzie brylują w III RP to kolejna przesłanka dla tezy o naszym państwie jako komunistycznym folwarku, orwellowskiej farmie, gdzie niby wszyscy są już równi, ale ludzie Systemu są ciągle "równiejsi".         

Ludowe Wojsko Polskie można od biedy nazwać "polskim", tylko dlatego, że do tej komunistycznej armii nie mającej nic wspólnego z tradycjami naszego narodowego oręża powoływano Polaków. Choć ze względu na absolutną podległość Sowietom, ciężko to dumne słowo "polskie" przechodzi mi przez usta. Co więcej to wojsko nawet "ludowe" nie było, o czym Sławomir Cenckiewicz napisał w innej swoim tomie pt. "Długie ramię Moskwy": Na kartach książki konsekwentnie używam terminu "Ludowe Wojsko Polskie" (LWP), który nigdy nie stał się oficjalną nazwą armii komunistycznej Polski. W okresie powojennym pojęcie to stosowano głównie w celach propagandowych, by odróżnić powstałe w 1943 r. formacje zbrojne od armii Polski niepodległej (przedwojennej i wojennej oraz tzw. drugiej konspiracji). Paradoksalnie z podobnych względów, przede wszystkim z szacunku do suwerennych tradycji oręża polskiego, posługuję się terminem "LWP" w niniejszej pracy. Z podobnych powodów używam czasem formuły "Zarząd II Sztabu Generalnego LWP", zamiast "Zarząd II Sztabu Generalnego WP". Dobrze, że są tacy badacze jak prof. Sławomir Cenckiewicz, którzy przywracają zakłamanym znaczeniowo pojęciom rodem z PRL ich właściwą semantykę.  

Satanistyczne, marksistowskie inwersje nazw i poodwracane hierarchie wciąż pokutują w naszym państwie. Powtarzam, używam teologicznych terminów, bo to o czym piszę, to nie są tylko jakieś nieświadome anachronizmy, przeżytki obecne ciągle w naszej publicznej i prywatnej przestrzeni wyłącznie z powodu naszego intelektualnego lenistwa. To jest wciąż zasadnicza oś, wokół której obraca się nasze polskie-antypolskie życie. To axis mundi III RP! Jeśli taki człowiek jak Ryszard Kukliński jest ciągle u nas przedstawiany jako postać "niejednoznaczna", świadczy to o tym, że nie zasługujemy na prawdziwą niepodległość. Mam nadzieję, że obecna ekipa rządząca, która ponownie - tak jak w latach 2005-07- zaczęła przywracać nam Polakom prawdę o autentycznych naszych bohaterach i rzeczywistych zdrajcach, dokończy swoje dzieło. Kapitalnym przykładem jest tutaj inicjatywa Ministra Obrony Narodowej Antoniego Macierewicza, jednej z najjaśniejszych postaci nowego gabinetu. Szef MON złożył wniosek do prezydenta Andrzeja Dudy o pośmiertny awans generalski dla Ryszarda Kuklińskiego. Od razu podczepił się pod tę inicjatywę były platformerski szef resortu.  Tak, jestem za tym. - zadeklarował Tomasz Siemoniak w Kontrwywiadzie RMF FM- Uważam, że jest to właściwy moment. 12. rocznica śmierci pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Uważam, że jest to dobra decyzja. - pośpieszył z aplauzem. Szkoda tylko, że sam o to nie zadbał jeszcze jako minister, ze swoim pryncypałem - sojusznikiem sowieckich trepów z WSI - prezydentem Komorowskim. Dlaczego? Bronisław Komorowski z zasady uważał, że nie będzie awansował pośmiertnie do stopni generalskich. Nie rozmawialiśmy nigdy akurat o Ryszardzie Kuklińskim. Może i lepiej, że Oni nie rozmawiali. Może i lepiej!  

Kiedy piszę te słowa, na ekranie telewizora - tak się dziwnie składa- widzę Ministra Obrony Narodowej z prawdziwego zdarzenia, a nie jakiegoś "Słupa" neokomunistycznej wojskówki. Antoni Macierewicz w wywiadzie dla Telewizyjnej Jedynki opisuje efekty spotkania z innymi szefami resortów obrony w sprawie obecności wojsk NATO na wschodniej flance Sojuszu: Będą stale stacjonowały wojska zarówno amerykańskie, jak i wojska NATO. Będą bazy, magazyny, zaopatrzenie dla tych wojsk. Będą żołnierze, w tym także żołnierze zdolni do realizacji natychmiast misji bojowej. To jest celem jasno tam sformułowanym. To ma odstraszać ewentualnego przeciwnika od próby podjęcia chociażby - to jest wprost sformułowane - najmniejszego naruszenia granicy któregokolwiek z państw NATO. Najmniejsze naruszenie granicy któregokolwiek z państw NATO będzie powodowało ripostę. - podkreśla nasz minister obrony. Wciąż myślę o symbolicznym kontekście rocznicy śmierci pułkownika, a mam nadzieję, że już niedługo generała Ryszarda Kulińskiego. Czas zatacza koło. Neosowiecka putinowska Rosja znów straszy natowskie państwa atakiem atomowym. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Nikołaj Patruszew zagroził, że Turcja może spodziewać się ataku jądrowego ze strony Rosji, jeśli dojdzie między tymi państwami do konfliktu zbrojnego. W wypadku ewentualnej wojny z Turcją Rosja może zdecydować się na użycie broni jądrowej. - zagrzmiał N. Patruszew w wywiadzie dla "Rossijskiej Gaziety". Dodał, że w takich okolicznościach pomoc NATO będzie jednoznaczna z wybuchem wojny w Europie Środkowo-Wschodniej, a Sojusz nie ma środków na walkę z Rosją w Europie Wschodniej. Powiedzmy wprost: stracone lata rządów durnej a może i agenturalnej ekipy PO-PSL, oraz kadencja najgorszego od dekad prezydenta USA - Baracka Obamy to powody prężenia muskułów przez Imperium Zła, Moskowię, nieodrodną córę Marksa, diabelski reżim nacjonal-bolszewików. Szara strefa bezpieczeństwa utrzymywana w Polsce to nie jest przypadek!             

Irytuję się, bo  przypominam sobie telefoniczny wywiad z pułkownikiem Ryszardem Kuklińskim z 1997 roku. Razem ze mną pytania bohaterskiemu oficerowi zadawał mój redakcyjny kolega Marek Balawajder. Był to pierwszy wywiad udzielony polskim mediom od czasu słynnej publikacji w paryskiej "Kulturze" z lat 80. Do dziś brzmią mi w uszach oskarżycielskie słowa Kuklińskiego pod adresem "elity" w "nowej" Polsce. Miał on na  myśli atakujących go nieustannie sowieckich obrońców  pokoju w mundurach, jak ich ironicznie określił. Jednak - miałem wrażenie - z prawdziwym żalem mówił o ich sojusznikach w naszym kraju, towarzyszach broni  "na wsiegda", na zawsze. Z przekąsem wspomniał także przyczepionych do obozu Solidarności autorytetach moralnych i politycznych. Od tego wywiadu minęło już 19 lat, a te słowa naszego narodowego bohatera są nadal aktualne! Ci podli ludzie nadal plują na Kuklińskiego i zatruwają nasze umysły i dusze! Wierzę jednak, że w końcu Dobro na dobre na Złem zapanuje. Dlatego przywołam słowa duchowej otuchy, które padły na wstępie naszego wywiadu z ust pierwszego polskiego oficera w NATO: Chciałem przytoczyć fakt, jaki miał miejsce 16 lat temu, był to właściwie końcowy etap przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego. W tym właśnie okresie przechodziłem bardzo poważny kryzys, coś w rodzaju załamania psychicznego. Proszę sobie wyobrazić, że w środku tej potwornej beznadziei 20 września '81 roku, udałem się z żoną do Krakowa, aby - jak mi się wówczas wydawało - po raz ostatni przeżyć chwile w waszym mieście. Właśnie tutaj nastąpiło coś, co trudno mi wytłumaczyć w sposób racjonalny. W wawelskim sanktuarium odzyskałem siły, równowagę psychiczną i wolę przetrwania, do końca. My Polacy modlimy się o tę duchową moc wiary, składając Ci hołd ... Generale! Spoczywaj w spokoju, Mocny Człowieku.  Rest In Peace, Jack Strong!