Minister Rostowski uczący ekonomii ex-premiera Kaczyńskiego chciał być jak Robinson na "Zielonej Wyspie" cywilizujący Piętaszka. Jednak ani obecny szef resortu finansów nie jest światłym Crusoe, ani były szef rządu nie przypomina mi prymitywnego autochtona; no chyba tylko tym, że cała zgraja ludożerców chce go z kośćmi schrupać. A o sytej "Zielonej Wyspie" nie wspominają już nawet najzdolniejsi prorządowi powieściopisarze pośród dziennikarzy.

Jan Vicent Rostowski zwący się "Jackiem" od lat przygotowuje nam kolejne, coraz cieńsze "wyspiarskie" zupki na gwoździu, które nazywa "budżetem". Żaden to pożywny bulion, raczej oszukańcza strawa dla naiwnych wyborców, głodnych propagandowego sukcesu. Jak Cygan z wiersza Fredry mamiący babę Rostowski żąda od nas kolejnych dodatków (podatków) do swej wodnistej lury.

"Cygan i baba"

Mówią ludzie, że przed laty

Cygan wszedł do wiejskiej chaty,

Skłonił się babie u progu

I powitawszy ją w Bogu

Prosił, by tak dobrą była

I przy ogniu pozwoliła

Z gwoździa zgotować wieczerzę -

I gwóźdź długi w rękę bierze.

Z gwoździa zgotować wieczerzę!

To potrawa całkiem nową!

Baba trochę wstrząsła głową,

Ale baba jest ciekawa,

Co to będzie za przyprawa;

W garnek zatem wody wlewa

I do ognia kładzie drzewa.

Cygan włożył gwóźdź powoli

I garsteczkę prosi soli.

- Hej, mamusiu - do niej rzecze -

Łyżka masła by się zdała. -

Niecierpliwość babę piecze,

Łyżkę masła w garnek wkłada;

Potem Cygan jej powiada:

- Hej, mamusiu, czy tam w chacie

Krup garsteczki wy nie macie? -

A baba już niecierpliwa,

Końca, końca tylko chciwa,

Garścią krupy w garnek wkłada.

Cygan wtenczas czas swój zgadł,

Gwóźdź wydobył, kaszę zjadł.

Potem baba przysięgała,

Niezachwiana w swojej wierze,

Że na swe oczy widziała,

Jak z gwoździa zrobił wieczerzę.

O tym jak Rostowski budżet z gwoździa robi, mogliśmy ostatnio przeczytać w niezależnej od rządu prasie. Dziennikarze cytowali ostrożne wyliczenia Instytutu Globalizacji. Szokujące dane finansowe mówią, że zadłużenie naszego kraju przekroczyło już bilion złotych. Jeszcze bardziej przerażające są szacunki profesora Janusza Jabłonowskiego z Narodowego Banku Polskiego oraz Christopha Müllera i Bernda Raffelhüschena z Uniwersytetu we Freiburgu. Uczeni wyliczyli, że zadłużenie Polski to aż trzy biliony złotych.

Oto z jaką "okrasą" musi pichcić swoje danie geniusz finansowej kuchni polskiej. Kiedy widzę na ekranie z jakim nakładem sił i środków (z naszych kieszeni) "kuchmistrz" Rostowski odpiera recepty "kuchcika" Kaczyńskiego, podejrzewam że to taka sama reklamiarska zgrywa, jak pojedynek na potrawy Pascala z Okrasą. Szef PiS-u chce nam zaproponować niektóre specjały kuchni węgierskiej - na przykład podatek obrotowy, by zdyscyplinować "darmozjadów" z zagranicy - banki i supermarkety niewykazujące zysków i nie płacące podatków. Rostowski z nieskrywanym obrzydzeniem reaguje na ten gospodarczy gulasz a la Victor Orban. Widocznie woli swoje dania, wymagające kolejnych danin od nas -polskich podatników. My musimy mu dawać, inni mogą brać i wiać.

Publicysta ekonomiczny - Janusz Szewczak w swojej książce "Zielona wyspa czy ruchome piaski. Prawda o polskiej gospodarce" zauważa, że "Polska to dziś prawdziwe i unikatowe eldorado. Gdy idzie o spekulacje walutowe, tu się robi wyłącznie szybkie, bezpieczne i wielce dochodowe biznesy, które mogą nas jako naród i państwo słono kosztować w przyszłości." Szewczak spuszcza powietrze z ministra Rostowskiego nazywając go "tajfunem Vincent" : "Nasz wielki mistrz iluzji, londyński dżentelmen, wdaje się w sejmowe pogawędki i pogadanki z opozycyjnymi posłami, licząc na kolejne cztery lata swoich porządków. Długie udawanie, że nic złego w naszej gospodarce i finansach się nie dzieje, jak widać, nie pomogło. Prawda wychodzi z każdego kąta." Gdyby jej tylko do końca do kąta nie zamiatać, gdyby Polacy jak fredrowska baba, nie chcieli słuchać wyłącznie elokwentnych Cyganów z ich cudownymi gwoździami! Przecież nie brakuje nam rozsądnych gospodyń i gospodarzy, którzy przestrzegają nas przez tak kosztownymi "kuchennymi rewolucjami": "Polski minister finansów niczym nie zrażony udowadnia Europie, że można szybko dojść z nędzy do pieniędzy, że wystarczy hurraoptymizm, wyprzedaż 'narodowych sreber', ciągłe pożyczanie, parę księgowych sztuczek i uda się wygrać tego pokera. Za dużo mamy spekulacji, za mało inwestowania, racjonalności ekonomicznej i zwykłej przyzwoitości w międzyludzkich relacjach. Gołym okiem widać, że od lat zdecydowanie za dużo pożyczamy, importujemy i konsumujemy, a za mało oszczędzamy, bo często nie mamy z czego. Za mało eksportujemy, niewiele inwestujemy, a majątek już został wyprzedany, zostały tylko pola i lasy. Kruszy się pomału nasze zaufanie do władzy, elit, autorytetów, a to przecież fundament relacji międzyludzkich, społecznych więzi, rozwoju i dobrobytu. (...) Nacechowane zachłannością, służalczością wobec wszystkiego co obce, i lekkomyślnością w pozbywaniu się dorobku minionych pokoleń tzw. reformy wyrządziły już poważne szkody. Zapoczątkowały nadużycia, które bardzo ciężko będzie usunąć. Zdeptano wiele podstawowych zasad moralnych i reguł dobrego postępowania w biznesie." - trudno nie zgodzić się z diagnozą Szewczaka.

Niestety dla tak zwanych elit ekonomicznych i finansowych w Polsce takie głosy rozsądku są spychane jeszcze na margines "oszołomstwa". Krytycy Systemu robią za Kopciuszków, którym wyznaczono rolę "sprzątających" w gospodarczej kuchni, umorusanych biedniejszych krewnych. Brylują na salonach polityczne i biznesowe Wielkie Rodziny i ich nadworni słudzy. Niezależnego dziennikarstwa ekonomicznego u nas tyle, co kot napłakał. Dlatego z takim apetytem pochłaniam takie książeczki jak "Imperium marnotrawstwa" Leszka Szymowskiego - szokujący obraz wyrzucania w błoto polskiego, ciężko przez nas wypracowywanego majątku. "Gdzie znikają nasze pieniądze?" - pyta dziennikarz i odpowiada na to pytanie w kilkunastu rozdziałach, opisujących działalność poszczególnych ministerstw, agend rządowych, instytucji państwowych i działów gospodarki. W krótkim tekście chciałbym zacytować fragment dotyczący emerytalnego krachu, czyli działu, za który m. in. odpowiedzialny jest mój antybohater czyli minister finansów Jacek Rostowski. Szymowski nadał temu rozdziałowi tytuł " Finansowe oszustwo tysiąclecia".

"Przyjmijmy, że Kowalski prowadzi działalność gospodarczą. Wówczas przez miesiąc musi płacić składkę w wysokości około 880 złotych. Jeśli zarabia na etacie średnią krajową (3500 złotych), jego pracodawca odprowadza do ZUS-u ok. 760 zł. Jest to składka emerytalna, zdrowotna, rentowna i ubezpieczenie społeczne. Przyjmijmy średnią z tych wysokości na 800 złotych. Kowalski zaczyna pracę zaraz po studiach, mając lat 24. Do osiągnięcia ustawowego wieku emerytalnego (65 lat) (teraz już 67 - przypis B.Z.) przepracowuje więc 41 lat. (Teraz już 43 lata.) Bierzemy kalkulator. 800 złotych miesięcznie to w ciągu roku 9600 złotych. Przez 41 lat daje to kwotę 393 600 złotych. Kowalski odchodzi na emeryturę. Średnia długość życia mężczyzny w Polsce wynosi 71 lat. To oznacza, że Kowalski będzie swoją emeryturę pobierał przez 6 lat, a potem umrze. Po odliczeniu podatku, wysokość netto przeciętnej emerytury to około 1100 złotych. Tyle Kowalski dostaje 'do ręki'. Bierzemy więc ponownie kalkulator. I mnożymy 1100 złotych przez 12 miesięcy i potem przez 6 lat. Okazuje się, że państwo wyda na to 79 200 złotych. Wyliczamy różnicę. To ponad 310 tysięcy złotych. Taką kwotę państwo Kowalskiemu ukradło za 41 lat jego pracy. A co się stanie jeśli Kowalski umrze np. pół roku przed osiągnięciem wieku emerytalnego? Wówczas wszystko, co z jego pensji odprowadzono na ZUS, przepada. Jest to więc system złodziejski, którego główną rolą jest okraść człowieka z jego pieniędzy. - uświadamia nam autor "Imperium marnotrawstwa. Zresztą każdy z nas na własnej skórze odczuje te wyliczenia; oj, wygarbowane zostaną przez ZUS nasze skóry!

To jest prawdziwe rządzenie "od kuchni", rządzą nami budżetowi ludożercy, przy których krajanie Piętaszka, to wegetarianie na diecie.

Dlatego nie daję się łatwo oszukać przepisom na "bulion z biliona". Czytam inne niż Rostowskiego -nasze krajowe- książki "kucharskie".