Dawno nie czytałem tak przekonywającej książki o ciemnej stronie bogactwa, jak pamiętnik Wednesday Martin "Naczelne z Park Avenue". Dzięki Bogu nie jest to żadna lewacka agitka.  

Rozterki pisarki z powodu dość świeżej przynależności do najwyższej klasy społecznej, kasty nietykalnych nowojorskich krezusów, nie są też na szczęście jakimś tanim melodramatem. 

Amerykańska pisarka nie ilustruje w swoim tomie zgranego powiedzenia "pieniądze szczęścia nie dają", ani nie rozwija frazy z refrenu beatlesowskiego hitu "Money can’t buy me love"...  

Badaczka inspiruje się pracami antropologów, socjobiologów i prymatologów (prymatologia to dział zoologii zajmujący się ssakami naczelnymi), dlatego jej książka jest bliska traktatowi.  

Inaczej jednak niż w klasycznych pracach naukowych cechą "Naczelnych  z Park Avenue" jest subiektywizm i literacki styl wyraźnie wykraczający poza granice scjentystycznego żargonu.

Nauka zna jednak swoich marnotrawnych synów i córy, którzy nie byli w stanie pogodzić metody swoich poszukiwań z wymogami i ograniczeniami oświeceniowego racjonalizmu.    

Akurat przychodzi mi na myśl Maya Deren, amerykańska antropolog urodzona w Kijowie, która prowadziła przez parę lat badania na Haiti, aż w końcu sama została kapłanką voodoo.

Literatura antropologiczna zna też sławny przypadek Carlosa Castanedy, autora kilku tomów na temat szamanizmu Indian z Meksyku, które budzą spore kontrowersje w światku nauki.

Uczeni przywiązani do tradycyjnych wzorów naukowego dowodzenia nie godzą się na przekraczanie granic racjonalistycznego poznania, przyjmowanie innej wizji świata.  

Do wyżej przywołanych przykładów nieortodoksyjnego spojrzenia na obiekt badań naukowych trzeba dopisać uczony "pamiętnik" Wednesday Martin z jej życia w Upper East Side.

Zaskakująca była dla mnie umiejętność autorki godzenia w sobie dwóch ról - "zimnego" socjologa, antropologa, prymatologa - z zaangażowaną matką dążącą do bycia "naczelną".   

Kobieta z innego świata musi sporo wycierpieć, aby dostać się do jednej z najwyższych na świecie sfer społecznych, wspiąć się po szczeblach neofeudalnej manhattańskiej drabiny dla bogaczy. 

Atrakcje tej napowietrznej przestrzeni zapierają dech w piersiach - prywatne apartamenty, samoloty, a nawet świątynie- ale poruszanie się na tym szczycie, jak na Czomolungmie bywa śmiertelnie niebezpieczne.

Bogdan Zalewski: Moim gościem jest Wednesday Martin, wybitna pisarka i badacz społeczny w Nowym Jorku. Dzień dobry, pani Martin!

Wednesday Martin: Dzień dobry.  

Czytelnicy w Polsce mogą kupić pani wzruszający pamiętnik zatytułowany "Naczelne z Park Avenue". To brzmi bardzo egzotycznie dla nas, dla Polaków. Kim są te naczelne? I gdzie jest Park Avenue? Co to za miejsce?

Park Avenue to znana aleja w dzielnicy Upper East Side na Manhattanie. Upper East Side to jedna z najzamożniejszych okolic Manhattanu, który jest jednym z najbogatszych miejsc na świecie. Wiele osób w całym kraju a także w Nowym Jorku dąży do tego, aby mieszkać przy Park Avenue. W zbiorowej wyobraźni Amerykanów Park Avenue jest synonimem sukcesu i bogactwa.

Szczytem szczytów.

Właśnie, najwyższym wierzchołkiem. Mój mąż i ja przeprowadziliśmy się tam, kiedy nasz pierwszy syn był bardzo mały, i w ten sposób spotkałam się tam z tym, co pan słusznie określił mianem "egzotyczne", z całymi tymi egzotycznymi praktykami kulturalnymi, o których piszę w mojej książce. To było wtedy gdy próbowałam zaaklimatyzować się w tym bardzo dziwnym bogatym świecie, do którego przeniosłam się z innych okolic. 

W pani książce widzimy bardzo osobliwe mapy Nowego Jorku. Zobaczyłem te szkice i pomyślałem: "O rany! Co za wspaniały symboliczny obraz życia wielkiego miasta!" Czy może pani opisać te wizerunki metropolii naszym słuchaczom i czytelnikom?

Miałam szczęście współpracować z utalentowanym artystą, który nazywa się Andreas Gurewich. To on jest autorem tych szkiców. Pomógł mi przełożyć najistotniejsze elementy życia bogatych matek w Upper East Side na Manhattanie na język wizualny, na obrazy. Książka ukazuje, jak maleńki naprawdę jest ten świat. Jego granice obejmują w zasadzie 30 bloków z północy na południe i około pięciu ze wschodu na zachód. To na tej małej przestrzeni ten bardzo szczególny i osobliwy świat istnieje. Naszkicowaliśmy kilka miejsc, które są istotne dla kobiet, które zamieszkują ten światek. To na przykład kawiarnia "Yura", dokąd wszystkie bogate mamy przychodzą, kiedy już podrzucą autem dzieci do szkoły, hotel "Mark", czyli miejsce, gdzie te kobiety czasami idą na drinka, "idą w tango". One mają wysoki poziom lęku, dlatego piją dużo wina i używają takich narkotyków jak marihuana. Jest jeszcze jedno bardzo istotne miejsce na tym naszym szkicu. To dom mody Hermès, który jest bardzo ważnym sklepem dla tego kobiecego plemienia, które badałam. Jak napisałam w książce, ludzie w Nowym Jorku kochają Hermèsa, ponieważ wierzą w to, że marka posiada magiczne właściwości przemiany nowych fortun w stare. Jest kilka takich znaczących punktów na tej mapie.                   

Spoglądam na rysunki w Pani książce i przypomina mi się szkic Saula Steinberga, słynnego amerykańskiego ilustratora. Myślę o jego obrazku dla New Yorkera: "Widok na świat z 9 Alei". Czy zna Pani tę ilustrację?

Jak najbardziej tak. Miałam ją w pamięci tak samo jak autor rysunków do mojej książki - Andreas Gurewich. Kiedy wymyśliliśmy te obrazki, śmialiśmy się z siebie samych, z prowincjonalizmu nowojorczyków. Z jednej strony jest to bardzo kosmopolityczna metropolia, a z drugiej strony, jak w wielu dużych miastach na całym świecie, czy to jest Warszawa czy Paryż, ludzie mają tendencję do życia na małej przestrzeni. Czynią to nawet ludzie znani i bogaci. To bardzo wygodne mieszkać w niewielkiej dzielnicy, której granice znamy. Chodzimy ciągle do tych samych sklepów, widzimy tych samych ludzi przez cały czas. Ta sama prawda dotyczy zamożnej dzielnicy Manhattanu. Ona jest bardzo mała. Ma pan rację przywołując Steinberga. On świetnie to uchwycił, że nowojorczycy mają bardzo nowojorsko-centryczne spojrzenie na świat. My zwykle uważamy, że jest Nowy Jork i dopiero cała reszta.   

Pani studiowała antropologię na Uniwersytecie Michigan. Napisała pani w swojej książce, że nic panią tak nie fascynowało jak uwodzenie, przyjaźń i walka o dominację wśród pawianów w sawannie. Czy naprawdę możemy porównywać nawyki na przykład szympansów do zwyczajów najbogatszych rodzin w Nowym Jorku?

(Śmiech.) Ja oczywiście myślę, że możemy. Część prymatologów zgodziłaby się ze mną, a część nie. Jednak na przykład wielka, wspaniała feministka, prymatolog Sarah Blaffer Hrdy uzyskała wiele badając zwierzęta naczelne. Zrozumiała bardzo wiele z naszych społecznych, ludzkich zachowań - seksualnych i rodzicielskich. Tak więc ja jestem z tej szkoły. Kiedy przychodziłam się do szkoły, do której uczęszczało moje dziecko, kiedy je tam odwoziłam, widziałam te wszystkie kobiety, siedzące i rozmawiające ze sobą, będące ze sobą w interakcji, robiące razem zakupy, plotkujące ze sobą, narzucała mi się analogia do pawianów. Kiedy patrzyłam z boku na tę społeczność, studiowanie zwierząt naczelnych takich jak szympansy, czy samice pawianów bardzo mi się przydało w zrozumieniu, w jaki sposób mam się piąć w hierarchii dominacji, aby znaleźć miejsce dla siebie i dla mojego dziecka. Jednym ze sposobów, jedną ze strategii stosowanych zarówno przez pawiany i szympansy jak i ludzi to być partnerskim, przyjacielskim oraz po prostu ciągle na nowo się prezentować, ukazując swoją niższość w społecznej hierarchii, ale nie ustawać w wysiłkach. I to jest właśnie to, co robiłam przez wiele lat podczas moich naukowych badań.

A jakie są najbardziej dziwaczne praktyki plemienne, rytuały i wierzenia w Upper East Side?                 

Opowiem o jednej z najdziwniejszych rzeczy w kulturach, które są niesamowicie zamożne, w których ludzie żyją w stanie nazywanym przez antropologów ekologicznym wyzwoleniem. Nie trzeba tam ciężko pracować, aby zaopatrzyć siebie i rodzinę. Nie trzeba polować. Nie nękają nas tak naprawdę okropne choroby. W stanie ekologicznego wyzwolenia człowiek prowadzi życie w luksusie. I co się dzieje, kiedy żyjemy w taki sposób? Zamiast dążenia za wszelką cenę do dostarczania organizmowi kalorii, kiedy łatwych kalorii dookoła jest pod dostatkiem, praktykujemy odmawianie sobie jedzenia. W  wielu kulturach szczupłość oznacza biedę, chudość to choroba, człowiek chudy przeraża większość ludzi na świecie. Natomiast w kulturze, którą ja badałam, szczupłość ciała jest fetyszyzowana. Odmowa pokarmu, głodówki są bardzo powszechne, ograniczanie sobie kalorii jest popularne. Te wszystkie przymusowe ćwiczenia są absolutnie fascynujące, trochę przerażające, przechodzą w rytuały odmowy konsumpcji i odmawiania sobie jedzenia. Tak w ogóle to te kobiety ćwiczą bez końca, będąc w ciągłej wojnie ze swoim ciałem, nie ciesząc się nim zbytnio.

Bardzo pani dziękuję za ten wywiad. Serdeczne dzięki za pani wspaniałą książkę. Będę zachęcał naszych słuchaczy do lektury "Naczelnych z Park Avenue".

Dziękuję panu bardzo.  

Egzemplarze książki trafią do pięciu osób, które jako pierwsze rozwiązały zagadkę. To Antonina Sobieraj z Tarnowskich Gór, Mariusz Pankowski z Książa Wlkp., Katarzyna Walter z Kluczborka, Joanna Ceglewska z Gorzowa Wlkp. i Ewa Madej z Radomia. Rozwiązanie jest trzynastoliterowe: DRABINA LUDZKA. Tworzą go pierwsze litery wersów mojej recenzji. Gratuluję wygranym, dziękuję wszystkim uczestnikom i zapraszam do kolejnej książkowej zabawy. Już niebawem!