Mieszkam w 10-milionowym mieście z betonu, ale jestem otoczony parkami. Mój ulubiony znajduje się na szczycie wzgórza. To jedyne zbocze, które nadaje się do jazdy na sankach. Istnieje jednak poważny warunek - potrzebny jest śnieg.

Po raz pierwszy od kilkunastu lat londyńczycy mają do dyspozycji 5 cm puchu. Jest stosunkowo mroźnie, więc nie zmienia się automatycznie w topniejąca gumę do żucia. Wtedy zaczyna się szał.

Ponieważ Brytyjczycy nie posiadają w domach sanek, improwizują - kto inwestowałby w sprzęt, który można użyć raz na dziesięć lat? I to jest w sumie w tej krótkiej zimie najciekawsze. Na górce pojawiają się rodzice z dziećmi i magiczny sprzęt do niekontrolowanego ślizgu - dmuchane materace, koła ratunkowe, plastikowe szufle, łopaty a nawet zwykle reklamówki z supermarketu. Kosze na śmieci też. Wszystko, co zmniejsza tarcie ciała stałego o śnieg, nadaje się do białego szaleństwa.

Moja górka była kiedyś wyrobiskiem gliny. To na niej wypalono cegły, z których zbudowane są  okoliczne domy. Nie jest to "zjazd śmierci", ale dla nieprzyzwyczajonych do śniegowych wyczynów sąsiadów nawet takie łagodne wzniesienie przyspiesza oddech i podnosi ciśnienie krwi. No i ta zawrotna szybkość!

Te 5 cm śniegu, które spadły ubiegłej nocy, przyczyniły się do decyzji o zamknięciu okolicznych szkół. Nie jeżdżą pociągi, a reszta komunikacji miejskiej kuleje. Tylko najodważniejsi kierowcy zasiadają za kółkiem - nikt tu nie słyszał o zimowych oponach. A jeśli słyszał, nie inwestuje w nie, podobnie jak nie inwestuje w narty lub sanki.

Niemniej wzgórze już od rana wypełnia się dziećmi. To dla nich nie lada gratka. Będą mieli o czym opowiadać swojemu potomstwu, kiedy dorosną. Wszyscy się do siebie uśmiechają, jakby doznali niezwykłej łaski. Śnieg - podobnie jak muzyka - łagodzi obyczaje.

Niestety, ataki zimy na Wyspach nie trwają długo. Jutro albo najpóźniej za parę dni, moje białe wzgórze zmieni się w czarne, gigantyczne kretowisko. Kreciki, które dziś z uśmiechem na twarzy doznają białego szaleństwa, powrócą do szkół. Jeśli będą miały szczęście, za kilka lat zima ponownie pojawi się w Londynie.

(mpw)