Z jednej strony czułem się niekomfortowo, bo przecież nie nazywam się Peter Frymitz i nie pracuję w dzienniku "London Today". Z drugiej jednak strony, elektorat miał prawo wiedzieć, czy kandydaci na eurodeputowanych będą się czuli w kuluarach europejskich instytucji swobodnie, czy też zawsze polegać będą na armii tłumaczy. Jeśli zostaną wybrani do Parlamentu Europejskiego, brak znajomości języka angielskiego na pewno nie pomoże im w lepszym rozumieniu unijnych mechanizmów i zdecydowanym reprezentowaniu interesów Polski wewnątrz Wspólnoty.

Udało mi się dodzwonić do kilkunastu kandydatów. Numery wybraliśmy w redakcji tak, by każda partia miała okazję pochwalić się na naszej antenie angielszczyzną swoich reprezentantów. Lista pytań był długa i ambitna, ale w gruncie rzeczy mogło jej nie być wcale. Z wyjątkiem jednego tylko kandydata  Europy Plus Twojego Ruchu, który doskonale władał językiem angielskim i miał pełne zrozumienie roli, jaką potencjalnie miałby pełnić w Brukseli, wszyscy moi rozmówcy z hukiem oblali antenowy egzamin z języka angielskiego. Nie udało mi się zadać im nawet jednego merytorycznego pytania, bowiem nie mogliśmy ustalić czy w ogolę się rozumiemy.

Jak tu mówić o możliwości przyjęcia przez Polskę euro, czy dyskutować nad świadczeniami socjalnymi dla polskich imigrantów, jeśli proste "to be or not to be" jest przeszkodą nie do pokonania? Mówiłem wyraźnie i nie za szybko. Celowo przybrałem neutralny akcent, unikając dialektów, które mogły zmylić rozmówcę (brytyjscy dziennikarze mówią z różnymi akcentami). Mimo to, ani jeden z eurokandydatów nie był w stanie zamienić ze mną sensownego zdania. Wielu udawało, że mnie nie słyszy, inni uparcie mówili po polsku. Nie jest to najlepsza wizytówka lingwistycznych możliwości potencjalnych eurodeputowanych.

Wizerunek naszego kraju to nie tylko doskonale przygotowane kampanie promocyjne (czy też chybione, jak ta ostatnia polskiego MSZ w Londynie, o której od poniedziałku mówimy na antenie). To także sposób, w jaki nasi politycy osobiście potrafią wyrażać swe poglądy na arenach międzynarodowych. Parlament Europejski jest taką areną. Nie zapominajmy, że władanie obcym językiem - i to nie tylko angielskim - jest okazją do przekazania rozmówcy pochodzącemu z innego kręgu kulturowego czy po prostu kraju, cząstki nas samych. Każda merytoryczna rozmowa staje się ciekawsza i łatwiej się ją zapamiętuje, jeśli wraz z faktami i argumentacją, pozostaje z nami osobowość rozmówcy.