Są zdjęcia, które budzą niepokój i takie, które usypiają strach. Formalnie mogą wyglądać podobnie, ale w przekazie są różne. Jak to się dzieje, że fotografia może mieć tak szerokie pole rażenia? Zastanawiam się nad tym, gdy wszystko wokół zaczyna się walić. Trudno zachować poziom, gdy tak wiele rzeczy odstaje od pionu. Na szczęście interpretacja fotografii – podobnie jak aparat – ma też własną optykę. To od nas zależy, czy stanie się wiekiem do trumny, czy ostatnią deską ratunku. Ten sam stolarski materiał, a jakże inne przeznaczenie. Subtelna różnica między bytem i niebytem.

Nie umawiałem się w Warszawie z Darthem Vaderem. Idąc Krakowskim Przedmieściem oczekiwałem raczej kwiaciarek i ulicznych grajków. Prędzej spodziewałem się spotkać tam lajkonika, niż bohatera Gwiezdnych Wojen. Mr. Vader, kimkolwiek był, zostawił mi na reakcję ułamek sekundy. Złowieszczo przechyliłem horyzont, czarną postać umieściłem w mocnym punkcie kadru i pstryk. Potem zdjęcie czekało cierpliwie w cyfrowej szufladzie na swoje pięć minut. Jego czas właśnie nadszedł. Wydarzenia ostatnich dni wskazują, że życie jest bardziej niż kiedyś kosmiczne, a świat zsuwa się po równi pochyłej. Kadr pozostał ten sam, ale kontekst jest bardziej science-fiction. To nadaje temu zdjęciu nowego znaczenia. Budzi we mnie strach, niekonieczne obwieszczając to wszem i wobec.

Fotografia jest sztuką bardzo subtelną. Potrafi wywołać emocje drzemiące w podświadomości. Uaktywniają się niespodziewanie, jak terrorysta, który po latach wzorowego życia, zakłada pas szahida i kończy wielkim wybuchem trotylu. Jeszcze miesiąc temu, oglądając zdjęcie z Darthem Vaderem, pamiętałem jedynie mój lot do Warszawy, spotkania z przyjaciółmi i kilka miłych chwil pędzonych nad Wisłą. Dziś ta postać wyłazi z kadru i elektryzuje mi skórę. Okoliczności zmieniły fotografię. Zsuwający się w czeluść Zamek Królewski, stał się jej niezamierzonym epitafium. Znikają punkty odniesienia. Nie wiemy co będzie dalej.

Podobna historia zdarzyła mi się kilka lat temu w Londynie. Włócząc się z aparatem wśród drapaczy chmur, obserwowałem z poziomu ulicy podniebne życie finansjery. Nagle stanęła przede mną dziewczyna z akwarium na głowie. Nadęte policzki sugerowały, że tonie - nabrała w ustach ostatni łyk tlenu i z przerażeniem czeka. Patrzy w obiektyw, a obiektyw na nią. Ja w niepojęciu tej sytuacji nacisnąłem migawkę. Gdy kilka tygodni później - już poza kadrem - zaczęły walić się banki, to zdjęcie zaczęło we mnie kiełkować. Stawało się tym większe im groźniejsze były przepowiednie końca naszego wygodnego świata, który jesienią 2008 roku nabierał w płuca ostatni łyk tlenu.
Banki - jak wiadomo - nie runęły. Uratowano je w porę zastrzykiem olbrzymich pieniędzy. Niemniej pamiętam ten lęk przed życiem w wielkiej niewiadomej i lekki ścisk w gardle. Egzystencjalnie, było to doświadczeniem bezcennym.

Kiedy zatem fotografia usypia strach? Kiedy podobnie skomponowany kadr wywołuje zgoła odwrotną reakcję? Nie będę generalizował, skupię się na kolejnym przykładzie. Opisywane wyżej zdjęcia zderzają ze sobą sprzeczne wątki. W momencie ich powstawania fotograf nie ma gotowej odpowiedzi, ale zostawia dla niej otwartą furtkę. Choć rodzą strach, lubię takie zdjęcia, bo są efektem pracy zespołowej - fotografa ze światem i tym co zdarzy się później.

Kadry, które uśmierzają lęk, mają inną, wewnętrzną konstrukcję. Nie ma w nich rozdarcia. Jest natomiast łagodna tajemnica, do której klucz posiada odbiorca. Tych kluczy może być tysiące jak tysiące może być zamków, ale każdy z nas, na głębokim poziomie, znajdzie pasującą do siebie parę. Tu drzwi są otwarte, nie ma co ich wywarzać - Para przyjaciół na spacerze z psem przystanęła na moment. Są w środku rozmowy. Świat się zatrzymał, ale się nie skończył.

Uniwersalizowanie pozornie banalnych sytuacji jest chyba najbardziej trudnym zadaniem w fotografii. Drugim jest kompozycyjne porządkowanie świata. Razem tworzą wyzwanie, dla którego chce mi się podnosić aparat do oka. Znika wtedy lęk, a patrząc na takie zdjęcia, zdaję sobie sprawę, że przynależę do Homo Sapiens. Ten szczep jest moją najbliższą rodziną.