Święta, święta i… po świętach. Choć w sportowym świecie wielkanocne obżarstwo trwa w najlepsze. Norwescy biegacze powalczą w weekend o… mięso: w biegach mistrzostwa kraju na 30 i 50 km lotnymi premiami mają być nie sekundy, a soczyste kawałki łosia! Z kolei w Hamburgu zanosi się na niezłą wyżerkę dla kibiców – miejscowy Hamburger SV w ramach przeprosin za bolesną porażkę w meczu z Bayernem Monachium (2:9) zaprosił fanów na piwo i grillowane kiełbaski. Czy już trochę żałujemy „marnego” 1:3 z Ukrainą?!

A propos spektakularnych wyników: Warta Poznań wreszcie odniosła sukces! "Zieloni", którym w rundzie wiosennej jak na razie niespecjalnie się wiedzie (zero goli, zero punktów) wygrali ostatni sparing. Ponieważ każdy przeciwnik z ligi jest dla nich za mocny, prezes Izabella Łukomska-Pyżalska sięgnęła po słabą płeć: zorganizowała chłopakom mecz z kobiecą reprezentacją Polski. Piłkarze Warty podjęli wyzwanie i trochę nie po dżentelmeńsku rozbili panie 10:0. Po meczu pozostało piękne wspomnienie i kilka znaków zapytania: Czy kobieca reprezentacja urządziła "przeprośnego" grilla? Czy "Zieloni" się wreszcie odblokowali? I czy doszło do tradycyjnej wymiany koszulek?

Tymczasem zablokował się nasz Robert Lewandowski. Napastnik znany z tego, że strzelając w Borussii, nie strzela u nas, ostatnio zrobił wyłom w swojej taktyce: strzelał u nas (dwa karne z San Marino), nie strzelając w Borussii. Niestety niemoc strzelecka przyszła w najgorszym momencie, a dokładnie w 48. minucie ćwierćfinałowego meczu LM z Malagą. Po ładnym zagraniu Goetzego Lewandowski... no właśnie, "sam nie wie dlaczego" skiksował. Możliwe jednak, że Polak niczemu nie jest winien, a zepsuta akcja była... "zemstą stadionu" na Goetzem. Pomocnik Borussii tuż przed meczem został bowiem przyłapany na oddawaniu moczu za reklamową bandą. Mimo pustego pęcherza, Goetze zmarnował co najmniej trzy stuprocentowe okazje. Ale, jak obiecał, w rewanżowym spotkaniu już nie popuści.

I jeszcze jedna uszczypliwość... Po pośladkach Koseckiego mamy nową "Pupagate", tym razem z udziałem kolarza Petera Sagana. Choć zwykle trzyma on rękę tam, gdzie każdy szanujący się kolarz trzymać powinien (czyli na kierownicy), tym razem położył ją ni mniej, ni więcej, tylko na pupie hostessy. Ów niezręczny fakt miał miejsce w trakcie dekoracji po wyścigu dookoła Flandrii. Podczas gdy śliczna Maya Leye dawała tradycyjnego buziaka zwycięzcy, stojący na niższym stopniu podium Słowak uszczypnął ją w pośladek. "Żarcik" natychmiast obiegł świat i... nie spotkał się ze szczególnym poklaskiem. Atmosferę podgrzała też sama modelka, zdobywając się na dramatyczne wyznanie: Nagle poczułam jego rękę. Nie widziałam jej wcześniej, bo stałam odwrócona tyłem. Momentalnie zrozumiałam, co się stało i mnie zmroziło. Brrrr. Mrożąca krew w żyłach historia znalazła swój happy end: Sagan przeprosił za to, że szczypnął. A Leye mu za to wybaczyła. Cały incydent poszedł więc w zapomnienie - jak ręką odjął!