Wesolutka była ta imprezka. Uchachani grabarze, mistrzowie ceremonii w nastrojach ironiczno-optymistycznych (od czasu do czasu narzekający jedynie na "poziom szumu i brzdęku"), uczestnicy rozbawieni do rozpuku odrywający sobie na pamiątkę kawałki trumny (rozczuliła mnie Pani Poseł, która przez kilkanaście minut za pomocą przemyconego przez siebie na salę śrubokrętu zmagała się z odkręceniem tabliczki z własnym imieniem i nazwiskiem) a i nieboszczyk raczej zadowolony z własnego położenia.

W międzyczasie jeszcze wyścigi w dzieleniu i rozdawaniu spadku (Jacek Kurski rozdzielił nawet to czego nieboszczyk posiąść jeszcze nie zdążył, bo Sejm tego nie zdołał uchwalić).

Pod koniec świetną zabawę nieco popsuł premier, który nie dał urządzić zbiorowego, wesolutkiego strzelania do ministrów swojego rządu, ale i tak było fajnie. A przed telewizorami niedobitki społeczeństwa zainteresowanego jeszcze finałem rozwiązywania Sejmu z otwartymi ze zdziwienia ustami zastanawiały się: "Gdzie można kupić takie wspaniałe zielsko do palenia i wprowadzić się w tak euforyczny nastrój". Jakby nie było posłowie zebrali się po to, aby powiedzieć nam po dwóch latach " niestety nie udało się, miało być pięknie, wyszło jak zawsze, zaliczyliśmy klapę, przepraszamy, nie wyszedł POPIS , nie wyszedł SAMOPIS, ale spróbujemy się poprawić". Tymczasem nic z tego, nici ze skruchy i z przeprosin. Zamiast tego mieliśmy show, podczas którego (jak w telewizji publicznej) dobrze bawili się tylko jego uczestnicy.

Na szczęście zostaje nam rząd, troszkę w obniżonej randze sekretarzy stanu, ale zostaje i jak zapewniał premier zadba o nasze sprawy. Jerzy Polaczek zadba o nie w Chinach a Anna Fotyga w Brukseli. Dobrze, że jest ta Unia Europejska. Można nią uzasadnić niemal każde posunięcie rządu. Jak jakaś podwyżka to dlatego, że Unia Europejska ma takie przepisy, jak trwanie w chaosie politycznym to też dlatego, że nie można psuć naszego wizerunku w Unii, jak nieodwoływanie minister Anny Fotygi to również ze względu na walkę o nasze interesy w Unii. A Anna Fotyga jak nikt inny potrafi zadbać o nasze interesy. Gdy jeszcze jako wiceminister w MSZ-cie często towarzyszyła Prezydentowi w jego zagranicznych podróżach, nawet ludzie z otoczenia Lecha Kaczyńskiego po cichu mówili, że "pani minister podróżuje raczej w charakterze mebla, bo na spotkaniach z politykami nigdy się nie odzywa".

Ja pamiętam, że gdy lecieliśmy do Wilna, gdzie zaistniała bardzo kłopotliwa sytuacja z polskim ambasadorem, na lotnisku próbowaliśmy (my czyli reporterzy) dopytać Annę Fotygę co zamierza z tym wszystkim zrobić. Rozegrała się wtedy taka oto scenka: Tłum reporterów krzyczy do idącej Pani Minister: "Pani Minister prosimy na chwilę do nas, mamy jedno pytanie, czy odwoła Pani Ambasadora w Wilnie?" Anna Fotyga patrzy na nas swoim wzrokiem smutnej księżniczki i łzawym głosem odpowiada: " Proszę mnie przepuścić, no proszę mnie przepuścić" Nie dajemy za wygraną : "Przecież to Pani jest szefową MSZ". Głos Fotygi łamie się coraz bardziej: "No bardzo państwa proszę, proszę pytać Prezydenta i proszę mnie przeeeepuuuuśśścccciiiććć".

Złośliwi obserwatorzy poczynań naszej minister w Brukseli zgodnie twierdzą, ze rzeczywiście jest ona bardzo twardym negocjatorem. Przez całe negocjacje się nie odzywa, a na końcu mówi: NIE ZGADZAM SIĘ. I to jest koniec negocjacji. Ale to wyjątkowo złośliwi ludzie są, ja tam w takie opowieści nie wierzę.