Kijów. Czwartek, 26 kwietnia. Siedziba prezydenta Janukowycza. Po krótkim powitaniu unijnych gości w osobach Radosława Sikorskiego i jego odpowiedników z Danii, Holandii i Litwy przez gospodarza, głos zabiera szef polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Gdy zaczyna mówić o konieczności reform, ukraińskie służby prasowe decydują: dziennikarze muszą szybko opuścić pomieszczenie. Nawet bardzo szybko. Ewakuacja trwa niecałą minutę.

Najwyraźniej przestraszyli się, że Sikorski zacznie mówić o Tymoszenko - komentuje członek polskiej delegacji. Tym razem jednak nie taka jest rola polskiego ministra. On ma być dobrym policjantem pokazującym zalety zbliżenia ukraińsko - unijnego. Rolę tego złego bierze na siebie duński minister i mówi, żeby nikt nie myślał sobie, że cała Europa po przebudzeniu ma tylko jedno marzenie: aby Ukraina znalazła się w Unii, bo jest zupełnie inaczej i większość przywódców żadnego rozszerzenia już nie chce.

W tym czasie przed gmachem trwa walka o "godną oprawę" konferencji prasowej czterech unijnych ministrów. Ukraińskie służby prasowe mają swoje wyobrażenie na ten temat. Przed budynek wynoszą obdrapane biurko zabrane ze stróżówki przekonując, że to doskonałe miejsce na ustawienie mikrofonów. Nie reagują ani na uwagi, że kilku rosłych facetów nie będzie wyglądało poważnie mówiąc do mikrofonów ustawionych na biurku, które sięga im nieco ponad kolana, ani na argumenty o silnym wietrze, dzięki któremu zamiast wypowiedzi będzie słychać tylko trzaski. Po kilkudziesięciu minutach na dziedzińcu pojawiają się członkowie polskiej delegacji. Zapada decyzja o przeniesieniu konferencji w spokojniejsze miejsce i usunięciu obdrapanego biurka. Strona ukraińska nie daje jednak za wygraną. Mebel pojawia się ponownie i na dodatek jest ustawiony tak, że gdyby stali za nim ministrowie, to dokładnie nad ich głowami kamery zarejestrowałyby kobietę w fartuchu krzątającą się na balkonie pobliskiego bloku mieszkalnego. Wywiązuje się ostra wymiana zdań pomiędzy rzecznikiem ministerstwa a szefową służb prasowych Janukowycza. Ostatecznie zapada kompromisowa decyzja: obdrapane, niskie biurko zostaje, ale w tle nie będzie pani w fartuchu. Będzie siedziba ukraińskiego prezydenta.

Niemal w tym momencie, w owej siedzibie, w złocistej sali z kryształowymi żyrandolami uczestnicy spotkania dochodzą do bolesnego tematu Julii Tymoszenko. Tym razem jednak Wiktor Janukowycz nie wygłasza monologu na temat "złej Julii", jak to miał w zwyczaju, raczej dzieli się dylematami i mówi, że była premier nie ułatwia sytuacji: z jednej strony nie mając sił i zdrowia na spotkania z sędziami, a z drugiej ochoczo znajdując siły na długie rozmowy z przedstawicielami zachodniej dyplomacji. Wywiązuje się rozmowa na temat ewentualnych rozwiązań. Ukraiński prezydent przekonuje, że zmienił już prawo karne, co można czytać jako jasną sugestię - jeśli Tymoszenko zapłaci za gaz, to może wyjść.

Na konferencji prasowej pięciu ministrów spraw zagranicznych - pięciu, bo bierze w niej udział również ukraiński szef dyplomacji. Nie pada ani jedno słowo o byłej premier. Mowa jest o konieczności bolesnych reform, wzięcia przykładu z Polski, która tego dokonała i teraz jest jednym z europejskich liderów. Nie jest trudno się domyślić, że kwestia "polskiego liderowania" poruszona przez Holendra wywołuje szeroki uśmiech na twarzy polskiego ministra. Unijni dyplomaci unikają tematu Tymoszenko również podczas drugiego spotkania z dziennikarzami, dwie godziny później. Gdy pada pytanie, czy wypuszczenie byłej premier jest warunkiem zbliżenia ukraińsko-unijnego, szef polskiego MSZ szybko przekazuje głos Duńczykowi, który krótko kwituje, że władze w Kijowie wiedzą, co mają zrobić. Wiedzą również, co mają zrobić z gospodarką i mają na to trzy miesiące. Jesteśmy w kluczowym momencie dla cywilizacyjnego wyboru Ukrainy. Następne trzy miesiące zdecydują o tym, czy Ukraina wypełni warunki podpisania umowy stowarzyszeniowej, czy też będziemy przez następne dekady spierali się o to, kto zawinił i co poszło nie tak - stanowczo oświadcza Radosław Sikorski najpierw po angielsku, a potem po polsku.

A dokąd zmierza Ukraina? Czy wybierze ramiona Moskwy czy ścieżkę europejską? Nieoficjalne wrażenia po spotkaniu są trochę bardziej optymistyczne niż kilka miesięcy temu. Dyplomaci mówią, że duże znaczenie miały gazowe manewry Rosji, które najwyraźniej nieco przestraszyły Janukowycza i doprowadziły do refleksji, że ukraińsko-rosyjskie zbliżenie grozi scenariuszem białoruskim, czyli całkowitym podporządkowaniem. Stąd nieco większe nadzieje na listopadowy sukces, czyli podpisanie umowy stowarzyszeniowej. Jaką drogę ostatecznie wybierze Kijów? Dyplomatyczni pragmatycy nie mają wątpliwości: To w największym stopniu będzie zależało od ukraińskich oligarchów i odpowiedzi na pytanie, co im się bardziej opłaca...