Po krytyce ludowców dla poczynań Bronisława Komorowskiego pojawiły się pytania o przyszłość koalicji i spekulacje na temat różnych egzotycznych konstelacji. A to porozumienia PSL-u z PiS-em, a to zbliżenia między Platformą, a SLD. Atmosferę podgrzewają stwierdzenia ludowców o tym, że koalicja jest zagrożona. To, że Waldemar Pawlak potrafi rzucać hasło: "odwrót" wiemy. Ale co musiałoby się stać, żeby powtórzył je teraz?

Musiałby być czytelny pretekst, coś co bezpośrednio uderzałoby w interesy twardego elektoratu PSL-u na przykład reforma KRUS-u. Takiego pretekstu platforma jednak nie da. Będziemy więc świadkami działań zaczepnych w wykonaniu ludowców i braku reakcji ze strony większego koalicjanta. Waldemar Pawlak będzie szczypał, ale nie zdecyduje się na żadne ostateczne rozwiązania, bo za dużo jest w tej chwili znaków zapytania. Nie wiemy nie tylko, jaki będzie wynik wyborów prezydenckich, ale przede wszystkim parlamentarnych. Tu pojawia się zimna kalkulacja, ze sytuacja może się powtórzyć i nie warto w tej chwili palić mostów. Jeśli PO wygra, ale nie będzie w stanie samodzielnie rządzić, na scenę znów powróci PSL.

Poza tym ludowcy mają jeszcze jeden problem . Do tej pory opuszczali rządy nie cieszące sie zbyt wielką sympatią obywateli. W tej chwili musieliby wykonać odwrót z rządu, którego notowania są bardzo wysokie. Trudno byłoby to wytłumaczyć tylko tym, ze są lekceważeni albo pomijani. Sami w końcu zbyt wielkiego poparcia nie mają...