Premier Donald Tusk poważnie rozważał wyrzucenie Cezarego Grabarczyka z rządu - wynika z informacji reporterki RMF FM Agnieszki Burzyńskiej. Odwiedli go od tego najbliżsi doradcy, argumentując, iż byłoby to przyznanie się do porażki na pół roku przed wyborami.

Okazuje się, że ważniejsza niż ministerialne porażki - od zapaści na kolei po zagrożoną budowę kluczowej drogi na Euro 2012 - jest partyjna pozycja ministra. Dzięki zbudowanej przez niego spółdzielni premier może dzielić i rządzić.

Usunięcie głównego spółdzielcy wzmocniłoby Grzegorza Schetynę, a tego Donald Tusk nie chce. Wedle zasady, gdy dwóch polityków mających alergię na siebie okłada się kijami, ich szef może wkraczać do akcji. Raz przyciąć skrzydła jednemu, a raz drugiemu.

Pytanie tylko, czy tym razem Grabarczyk nie przeholował. Tłumaczenie powrotu Wacha do PKP, na które czekał również Donald Tusk, słowami, że wyrzucony z bałagan na kolei prezes nie będzie miał teraz kontaktu z pasażerami - brzmi porażająco.