Godziny rozegrania meczu są niefortunne - tak Paweł Graś komentuje partyjkę tenisa, jaką premier zafundował sobie i swoim najbliższym współpracownikom. W środę wczesnym popołudniem zamiast w kancelarii, Donald Tusk brylował na korcie. Sprawę opisał piątkowy "Fakt".

W środę, dokładnie o godzinie 14.30 zamiast ciężko pracować w kancelarii, panowie - Donald Tusk, Paweł Graś, Igor Ostachowicz i szef gabinetu politycznego premiera Łukasz Broniewski pojawili się na korcie, żeby poprawić formę.

Myli się jednak ten, kto myśli, że pytany o grę w godzinach pracy rzecznik rządu Paweł Graś, wyraził skruchę. Premier - jak twierdzi Graś - jest bardzo zapracowany, a przecież musi dbać o kondycję fizyczną.

Staramy się, żeby przynajmniej raz w tygodniu, w ten napięty kalendarz zmieścić chociaż godzinę dla zdrowia i sprawności fizycznej. Zgadzam się jednak, że te godziny są mało fortunne - skomentował rzecznik rządu.

Ale - jak dodał - trudno znaleźć odpowiedni czas, bo premier jest w pracy siedem dni w tygodniu i to od rana do nocy. Tu musimy zaprotestować! Nie zauważyliśmy, aby samolot wożący szefa rządy na weekendy do Gdańska był w ostatnim czasie specjalnie oszczędzany. W styczniu ujawniliśmy, że jedenaście z szesnastu rejsów premiera rządowym embraerem to loty Donalda Tuska do rodzinnego miasta.

No cóż, złośliwi mogliby powiedzieć, że premierowi coraz trudniej zebrać dwudziestu dwóch piłkarzy. Do tenisa wystarczy czwórka, a nawet dwójka.