"Będzie wniosek o odwołanie marszałka, zastąpi Go Ewa (Ewa Kopacz), Grabarczyk wróci do Sejmu, a Jarosław Gowin zostanie ministrem reformatorem w kancelarii premiera" - najważniejsi politycy Platformy szepcząc przekazują sobie najnowsze sensacje. Wszystko to okraszone zapewnieniami, że ich doniesienia pochodzą z najwiarygodniejszych źródeł, a decyzje już zapadły.

O co chodzi? - pytam, bo moje informacje wskazują na to, że w owych wiarygodnych doniesieniach prawdy zbyt wiele nie ma. Czy to tylko brutalna walka frakcji, która jednak zakończy się taktycznym rozejmem i pozornym, oficjalnym okresem "spokoju, szacunku, budowania"? Moim zdaniem, tak. Pod warunkiem jednak, że premier zapanuje nad histerią, która ogarnęła jego partię.

Wniosek o odwołanie marszałka Sejmu byłby pójściem w kierunku gigantycznej awantury, której koszty dla Donalda Tuska byłyby ogromne. Zwolennicy tej tezy odpowiadają "i owszem byłyby ogromne, ale to ostatni czas dla Tuska aby pozbyć się Grzegorza, potem może już być za słaby".

Czy dziś premier dysponuje jeszcze taką siłą, aby usunąć "numer dwa" i otoczyć się wyłącznie mało wyrazistymi osobowościami? Dyskusyjne... I dyskutują o tym wszyscy. Kluczowe pytanie brzmi jednak: Czy jest na to gotowy? Odpowiedź, która wynika z moich rozmów brzmi: nie jest gotowy i będzie starał się szukać kompromisu z ambitnym marszałkiem. Również ambitny marszałek ma nadzieję na pokój, a nie wojnę.

Pytanie, czy obaj Panowie są w stanie usiąść i przyznać się do błędów. Dotyczy to zarówno "numeru dwa", jak i "numeru jeden". Bo przy założeniu, że Schetyna popełnił błąd krytykując Tuska akurat w takim momencie, to Tusk również popełnił błąd organizując "pokazówkę" na ostatnim zarządzie partii, po którym wielu polityków PO wciąż jeszcze nie może otrząsnąć się z szoku. Zamiast uspokojenia emocji premier wzniecił jeszcze większy pożar. Media rzuciły się na Platformę, a działacze partyjni popadli w stan absolutnej histerii.

Czy jedyną ofiarą będzie więc Jarosław Gowin? Jego wywiady, wypowiedzi, w których wychwala marszałka pod niebiosa, a premiera zachęca do reform rysując scenariusz, w którym PO zdobywa niecałe 30 proc. głosów, budzą w kancelarii ogromną irytację. Rzecznik rządu oficjalnie zsyła Gowina do Senatu, ale jednocześnie politycy PO kolportują informacje o tym, jakoby poseł z Krakowa miał zostać... ministrem w Kancelarii Premiera. Ministrem odpowiedzialnym za... reformatorski zryw. Gdy weryfikowałam te informacje z ust kilku osób, usłyszałam podobną wersję: "bzdura, Gowin miał szansę zostać ministrem, ale to było prawie cztery lata temu i odmówił, nikt mu nic teraz nie proponuje" A dokończenie owych wynurzeń brzmi: "PJN już na Gowina czeka".