Wejście do KRPM: na biurku BOR kartka z wydrukowanym dużym zdjęciem Bartłomieja Sienkiewicza. Podpis pod zdjęciem: "MINISTER SPRAW WEWNĘTRZNYCH". Nad rozpoznawalnością nowy członek rządu musi popracować. Na razie jego współpracownicy z różnych etapów życia mówią o nim: porządny, państwowiec, mądry. Kluczowe pytanie - czy umie zarządzać - pozostaje jednak bez odpowiedzi, a przecież prawnuk słynnego pisarza ma zarządzać największą firmą: służbami.

Gdy premier w ubiegłym tygodniu wspomniał o możliwości większych zmian w rządzie, na początku pomyślałam, ze szykuje się spora rekonstrukcja, że nastąpiło przyśpieszenie tego, co miało stać się dopiero w lecie, że słabe zderzaki zostaną zastąpione - wszak Donald Tusk myśli o tej koncepcji od wakacji ubiegłego roku. Po kilkudziesięciu godzinach sprawdzania miałam już pewność, że nic takiego się nie stanie; że prawdziwa, duża zmiana wciąż jest na etapie luźniej koncepcji.

Wtedy też jasne się stało, że dzisiejsze wydarzenie dotyczyło będzie jedynie zastąpienia Tomasza Arabskiego, który wybrał uroki Madrytu i ambasadorowanie w Hiszpanii. Ze wszystkich członków rządu mogli go zastąpić jedynie dwaj ministrowie, którzy wcześniej pracowali w kancelarii z Tuskiem, tworzyli jego DWÓR i dobrze poznali zarówno trudny, choleryczny i zmienny charakter szefa rządu jak i metody jego pracy: albo Nowak albo Cichocki - na kogo wypadnie, na tego bęc. Na Nowaka nie padło, bo ma zbyt dużo rozgrzebanych spraw: wojnę ze związkami na kolei, drogi, fotoradary, źle przygotowane zmiany w prawach jazdy, które trzeba szybko naprawić. Koncepcja wielkiej reformy służb specjalnych autorstwa Jacka Cichockiego jest na razie w powijakach, więc zdecydowano o przenosinach ministra do Kancelarii. Reformę ma dokończyć nowy szef MSW.

Jak znam premiera, to chlapnął coś o zmianach w składzie rady ministrów, potem  poinformował Cichockiego, że musi się przenieść do KPRM i na koniec polecił znaleźć zastępcę - mówi polityk PO z otoczenia Donalda Tuska. Następca został więc znaleziony.

Zamiana za Cichockiego - Graś, o którym ochoczo plotkowano - od początku nie wchodziła w grę, bo rzecznik rządu jest tak naprawdę jedynym łącznikiem premiera z klubem PO w Sejmie i jak mówią "ma bardzo twardą skórę, która pozwala przetrwać współpracę z kierownikiem (tak na Tuska mówią politycy PO), która często przypomina jazdę bez trzymanki".

Przy okazji Donald Tusk postanowił uhonorować ministra finansów teką wicepremiera. W Platformie żartują, że teraz to już "Wincent odleci całkowicie", ale prawdziwa konsternacja pojawiła się wśród ludowców. Jacek Rostowski to człowiek, z którym PSL toczy wiele wojenek o wiele poważniejszych niż spór z Gowinem o sądy powiatowe. Część działaczy PSL odebrało to jako prztyczek wymierzony w nos ich szefa, również wicepremiera Janusza Piechocińskiego i jednocześnie ministra gospodarki. Teraz cała gospodarka w ręce Wincenta, ten awans nie poprawi koalicyjnego współżycia - wyrokują dotknięci ludowcy.

A premier już zapowiada, że prawdziwa rekonstrukcja w lecie. Po tym jak premier objedzie cały kraj i spotka się z samorządowcami Platformy dopieszczając zaplecze pod pretekstem wydawania unijnej kasy. Co zresztą jasno wskazuje, że w przyszłym roku Donald Tusk wystartuje po raz kolejny na szefa PO. Po takim objeździe szef rządu będzie miał pretekst do zmian pod hasłem: "Duże pieniądze do wydania, nowe wyzwania więc potrzeba nowych ludzi"

Oby tylko z tą "prawdziwą" rekonstrukcją nie było tak, jak z ofensywami legislacyjnymi rządu, kiedy po zapowiedzi ofensywy jesiennej, ta zmieniała się w zimową, zimowa we wiosenną i tak dalej, i tak dalej...